Wiersz powstał na emigracji, w roku 1950. Przewrotnie wykorzystując formę stosowaną często w poezji panegirycznej (regularny jedenastozgłoskowiec, specyficzne słownictwo, podniosły nastrój i bezpośredni zwrot do adresata), Miłosz napisał utwór, który nie jest w żadnym momencie pochwałą, ale bezpośrednim ostrzeżeniem dla władcy.
Wiersz „Który skrzywdziłeś” odczytuje się na ogół w kontekście systemu totalitarnego, w którym jednostka jest ściśle podporządkowana władzy w każdym aspekcie swojego życia – skutkuje to długą listą nadużyć. Przesłanie wynikające z utworu Miłosza nie ogranicza się jednak do konkretnych realiów politycznych, lecz stanowi przestrogę dla każdego, kto dopuszcza się zła. Nikt nie jest tak potężny, by mógł łamać podstawowe prawa człowieka. Nawet jeśli uniknie kary w życiu doczesnym, oceni go historia. Miłosz przestrzega: „poeta pamięta”. Słowa te brzmią jak groźba.
Osoby, które dzierżą władzę, często czują się bezkarne. Są zadufane w sobie, nie liczą się z dobrem prostych ludzi, gotowe są poświęcić komfort, a nawet życie jednostek dla własnego interesu. Możni tego świata, otoczeni przez pochlebców, sądzą, że funkcjonują ponad prawem. Tak jednak nie jest, co dobitnie potwierdzają słowa:
(…) Choćby przed tobą wszyscy się skłonili/ Cnotę i mądrość tobie przypisując,/ Złote medale na twoją cześć kując,/ Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,/ Nie bądź bezpieczny (…).
Autor, wpisując utwór w konwencję dworską, odwołuje się do dworskich realiów – stąd owa gromada błaznów i pochlebców. Jednak ów władca, do którego poeta kieruje swoje ostrzeżenie, to każdy, kto źle sprawuje władzę, traktując ją jak przywilej, a nie służbę.
W drugiej części utworu została określona przez Miłosza rola poety, który jest świadkiem i kronikarzem. Poeta pamięta i zapisuje prawdę. Nie należy do grona pochlebców, nazywa rzeczy po imieniu, nie myli dobra ze złem. To on jest najgroźniejszym wrogiem niesprawiedliwości. „Możesz go zabić – narodzi się nowy” – poeta jest zwykłym obywatelem, można go poświęcić jak wielu innych, jednak poezja jest nieśmiertelna. Nie można zabić sztuki, zawsze znajdą się kolejni artyści, mający odwagę głosić prawdę.
Wieczne potępienie, jakie czeka despotę, to kara gorsza niż haniebna śmierć: „Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy/ I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta” – lepiej popełnić samobójstwo, niż mieć na sumieniu ludzką krzywdę i cierpienie. Słowa Miłosza są niezwykle gorzkie, mocne i jednoznaczne.