Miłosz jako moralista
Zagadnienia etyczne dominują w twórczości poetyckiej Miłosza, zwłaszcza w okresie powojennym. Już tom „Ocalenie” zapowiada walkę o – właśnie – ocalenie wartości moralnych zniszczonych przez wojenne wydarzenia i powszechny relatywizm.
Problematyka moralna najdobitniej ukazana została w „Traktacie moralnym”, gdzie autor wyraża zasady postępowania expressis verbis:
(…) Nie jesteś jednak tak bezwolny,/ A choćbyś był jak kamień polny Lawina bieg od tego zmienia,/ Po jakich toczy się kamieniach”, „A więc pamiętaj – w trudną porę/ Marzeń masz być ambasadorem (…).
Utwór jest apelem o zachowanie nonkonformistycznej postawy, bunt przeciwko powszechnie panującemu złu i o ocalenie w sobie dobra: „Zbyt wieleśmy widzieli zbrodni,/ Byśmy się dobra wyrzec mogli”.
Często powraca też u Miłosza zagadnienie winy tych, którzy ocaleli, byli świadkami zła i nie znaleźli w sobie odwagi, by mu się przeciwstawić. W tym kontekście Miłosz przywoływał przykład likwidacji warszawskiego getta („Campo di Fiori”, „Biedny chrześcijanin patrzy na getto”). Bawiący się tłum nie zważa na dramat rozgrywający się za murem. Obojętność wobec zła jest równoznaczna z winą.
Miłosz jako poeta
Role poety i moralisty ściśle wiążą się ze sobą, poeta bowiem powinien być moralistą – wskazywać bliźnim drogę, ocalać, nazywać rzeczy po imieniu, rozgraniczać dobro od zła. W wierszu „Który skrzywdziłeś” poeta ostrzega despotę, by nie czuł się bezpieczny, ponieważ „poeta pamięta (...) Spisane będą czyny i rozmowy”. Rolą poety zatem jest dawać świadectwo prawdzie, stawiać opór zakłamaniu, iść pod prąd zbiorowych pochlebstw, nawet jeśli za taką postawę przyjdzie mu zapłacić życiem.
Poezja jest częścią życia społeczeństwa, musi z niego wynikać, być prawdziwa, adekwatna do swoich czasów. O roli poety w czasie wojny mówi wiersz „W Warszawie”. Rolą poezji winno być sławienie piękna, kultywowanie tradycji, niesienie radości: „Ja chcę opiewać festyny,/ Radosne gaje, do których/ Wprowadzał mnie Szekspir”. Jednak rzeczywistość wojenna, wszechobecne groby i ruiny przymuszają poetę do podejmowania innych zadań, czynią go „płaczką żałobną”, uniemożliwiają twórczość jasną, radosną: „Nie mogę/ Nic napisać, bo pięcioro rąk/ Chwyta mi moje pióro”.
Osobisty charakter ma wiersz „Wyznanie”, w którym Miłosz zrzeka się miana wieszcza, proroka, artysty natchnionego: „Jakiż więc ze mnie prorok? Skąd by duch/ Miał nawiedzać takiego?”. Miłosz kreuje swój poetycki wizerunek, przytaczając banalne fakty z życia, pokazujące, że jest przeciętnym człowiekiem, lubiącym
(…) dżem truskawkowy/ I ciemną słodycz kobiecego ciała./ Jak też wódkę mrożoną, śledzie w oliwie,/ Zapachy: cynamonu i goździków (…).
Poeta zostaje odarty z mistycznej otoczki, staje w szeregu zwykłych ludzi, przekazuje im prawdy, do których doszedł sam, nie zostały mu one w cudowny sposób objawione.
Miłosz jako filozof
Miłosz nie jest zwolennikiem żadnego systemu, przeciwnie – nie ufa teoriom i do tego samego namawia swoich odbiorców:
(…) Po teorie/ Nie sięgaj grzecznie i pokornie./ Zmieni się zespół zdań najrzadszy/ Gdy zmienisz punkt, z którego patrzysz (…) („Traktat moralny”).
Sam tworzy swoją filozofię, poszukując odpowiedzi na fundamentalne pytania o cel i sens istnienia, o jego kres i wartość. W wierszu „Sens” rozważa istotę życia wiecznego, w jego wyobrażeniu stanowi ona pełne poznanie: „Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało./ Co było niepojęte, będzie pojęte”. Dopuszcza też możliwość, że po śmierci nie ma nic. Ale nawet wówczas życie ma sens, ponieważ pozostawia ślad: „jednak zostanie/ Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta”.
Motywy apokaliptyczne pojawiają się w tej twórczości wielokrotnie. „Piosenka o końcu świata” traktuje ów temat w sposób szczególny – w tym ujęciu apokalipsa to nie wielka zagłada całego świata zapowiadana przez gromy i archanielskie trąby, ale jednostkowy dramat, jaki rozgrywa się każdego dnia. Każda śmierć to mały koniec świata, koniec jakiegoś istnienia.
Nieco inna wizja końca świata wyłania się z wiersza „Oeconomia divina”. Tutak zagłada dokonuje się za sprawą samego człowieka, który odrzucił wszelkie wartości. Bóg pozostaje bierny i obojętny, jego nieobecność powoduje zupełny chaos:
(…) Z drzew, polnych kamieni, nawet cytryn na stole/ Uciekła materialność i widmo ich/ Okazywało się pustką, dymem na kliszy./ Wydziedziczona z przedmiotów mrowiła się przestrzeń./ Wszędzie było nigdzie i nigdzie, wszędzie (…).