Wiersz „Widokówka z tego świata” Stanisława Barańczaka pochodzi z tomu o tym samym tytule, wydanego w 1988 roku. Jest to zatem owoc emigracyjnych doświadczeń poety, który na początku lat 80. zamieszkał w Stanach Zjednoczonych. Widać tu wyraźną zmianę tonu i tematyki w stosunku do wczesnych, nowofalowych wierszy autora „Jednym tchem”.
„Widokówka z tego świata” nie zawiera odniesień społeczno-politycznych, jest tekstem o wymiarze egzystencjalnym i metafizycznym. Wiersz ma formę monologu skierowanego. Adresatem wypowiedzi podmiotu jest Bóg, na co wskazuje szereg znaków w tekście.
Odniesienia transcendentne sugeruje już sam tytuł utworu, określenie „ten świat” sugeruje bowiem, że istnieje jeszcze jakaś inna, alternatywna rzeczywistość. „Widokówka z tego świata” to zatem rodzaj pozdrowień wysłanych przez kogoś, kto egzystuje na kuli ziemskiej, do istoty pozaziemskiej.
Barańczak przewrotnie wykorzystuje formę pocztówki, czyli zbioru konwencjonalnych formuł w funkcji intymnego dialogu z Bogiem.
Konfrontacja dwóch perspektyw widzenia
W wierszu mamy do czynienia z wyraźną konfrontacją dwóch perspektyw: podmiotu (ja) i Boga. Osoba mówiąca stara się przybliżyć Stwórcy swoje położenie, dlatego przyjmuje jego sposób widzenia świata. Nazywa więc ziemię „przypłaszczoną kropką”, ponieważ tak wygląda glob z perspektywy kosmosu. Jednocześnie nakreślając swoją sytuację, zadaje Bogu pytania o jego egzystencję, stara się zestawić byt ludzki z bytem boskim.
Zasadniczym pomysłem konstrukcyjnym wiersza jest wyraźny kontrast pomiędzy człowiekiem i Bogiem. Dzieli ich niemal wszystko: przestrzeń, czas i ciało. Opis ludzkiej egzystencji został pomyślany jako „widokówka”, a więc słowno-wizulana relacja z podróży, krótka, ogólna informacja. Ową wieloznaczność (podróż – życie) osiąga Barańczak dzięki swojej ulubionej figurze poetyckiej, czyli przerzutni.
Przyjęcie konwencji charakterystycznej dla pocztówki sugeruje, że świat nie jest domem człowieka, ale miejscem pobytu tymczasowego.
Przestrzeń, czasowość i cielesność
Człowiek jest skazany na egzystowanie w przestrzeni konkretnej i ograniczonej. Jednocześnie niezależnie od tego, gdzie przebywa, zawsze nad jego głową znajduje się „ta sama mroźna próżnia”. Pojawia się tu metafora milczącego, zimnego nieba, a więc metafizycznej pustki.
Warto także zwrócić uwagę, że każda strofa wiersza rozpoczyna się od słów: „Szkoda, że Cię tu nie ma”. Mamy zatem do czynienia w wierszu Barańczaka ze światem bez Boga, w którym człowiek został pozostawiony samemu sobie, a śladem po boskiej obecności jest jedynie próżnia. Podmiot tekstu wspomina nie tylko swoje ograniczenie przestrzenne, ale również czasowe. Stwierdza, że „zawarł się w chwili dumnej”, a więc że przyszło mu żyć w czasach wyjątkowych, na styku dwóch epok. Metaforą nadchodzącego czasu jest „nowotwór epoki”.
Osoba mówiąca zastanawia się też, w jaki sposób ten okres ocenią potomni – „ci, co przewyższą nas o grubą warstwę/ geologiczną”. Posługując się ironią, wymienia atrybuty swojego czasu, które z pewnością pozostaną niezapomniane: „próchno”, „łgarstwo”, „niezniszczalny plastik”. Porównuje się tu również upływ czasu do „zgniatacza złomu” ubijającego kolejne warstwy godzin i lat. Czas unieważnia zatem ludzki wysiłek, to, co należy do przeszłości, jest jedynie śmietnikiem, na którym gromadzi się niepotrzebne rzeczy.
Wreszcie ostatnim wymiarem ludzkiej egzystencji przywołanym w wierszu jest jej charakter cielesny. Ciało zostaje tu porównane po pierwsze do szyfru z tajnym wyrokiem: śmierci lub dożywocia, po drugie zaś do tekstu – książki: „kryminału krwi i grozy” i „powieści-rzeki”. Ludzka fizyczność jawi się zatem jako kolejne egzystencjalne ograniczenie. W byt cielesny niejako z natury wpisane jest cierpienie; niezależnie od długości życia, i tak na końcu mamy do czynienia zawsze z tym samym finałem – śmiercią.
Ból Boga
Każda strofa tekstu kończy się w ten sam sposób – podmiot zadaje Bogu pytanie o jego egzystencję: o to, z jakiej perspektywy ogląda ludzki świat, czy doświadcza czasowości i czy człowiek dla niego cokolwiek znaczy; „(…) jak boli/ Ciebie Twój człowiek” – można odczytać jako: „czy jest Ci obojętny, czy nie”. Barańczak zadaje zatem w wierszu najbardziej uniwersalne pytania: o istnienie Boga i jego naturę. Znamienne, że prezentuje się tu postawę człowieka ponowoczesnego, żyjącego w swoistym rozdarciu pomiędzy metafizyczną pustką a wielkim pragnieniem boskiej obecności.
Bóg w wierszu nie odpowiada, pozostaje jedynie swoistą perspektywą, potencjalną możliwością. Barańczak nie neguje istnienia Absolutu, ale jednocześnie jego Bóg jest obojętny, milczący, a przede wszystkim – bardzo daleki.