„Bal w operze” to satyryczny poemat Juliana Tuwima, napisany w 1936 roku, a wydany dopiero po II wojnie światowej. Tekst ma wymowę katastroficzną. Autor dokonuje tu krytyki autorytarnych rządów sanacji, a także prorokuje koniec klasy kapitalistów.
Groteskowy bal
Poemat składa się z 11 części, których akcja symultanicznie rozgrywa się w różnych miejscach: na rządowym balu w Operze, w pobliskich hotelach, na ulicy, a także na podwarszawskiej prowincji. Czasoprzestrzeń tekstu nosi znamiona fantastyczne. Pojawiają się tu bowiem zmyślone nazwy ulic, nawiązujące do „Biblii”: np. „Annasza”, „Kaifasza”, „Proroka Ezdrasza”. Świat przedstawiony jest rzeczywistością totalitarną, w której władzę sprawuje potężny „Archikrator”, a nad porządkiem czuwają wszechobecni szpicle:
Na widowni i w sznurowni
I pod dachem i w kotłowni
I pod sceną i w bufecie,
Na galerii i w klozecie,
W kancelarii i w malarni,
W garderobach i w palarni
I w dyżurce u strażaka
Mruga tajniak na tajniaka...
Władza polityczna ma tu charakter absolutny, a jej potęgę odzwierciedla towarzyszący blichtr i niemal sakralne symbole. Obowiązkowy wystrój Opery stanowi więc portret wodza i rozłożony przed nim czerwony dywan. Bohaterami poematu są przedstawiciele klasy posiadającej – majętni obywatele, którzy wystrojeni, w drogich samochodach przybywają na bal.
Pod maską konwenansów i luksusu kryje się jednak złowrogie, niemal szatańskie oblicze. Dystyngowani goście szybko się upijają i zaczynają oddawać się seksualnym orgiom. Rozwiązłości towarzyszy obżarstwo, polegające na spożywaniu żywych zwierząt. W tekście obecne są sformułowania kojarzące się ze sferą demoniczną: na scenie występuje Satanella, a goście wołają: „(Tempo: szampan, szatan, szantan)”. Na niebie pojawiają się złowrogie, a jednocześnie komiczne znaki: małpy opanowują gwiazdozbiór.
Posiadacze kontra ludzie pracy
Całe miasto staje się w poemacie monstrualnym tworem, siedliskiem rozpusty. Po całonocnej orgii nieczystości są wywożone na wieś, a chłopi dostarczają mieszczanom nowe produkty żywnościowe. Obraz mijania się tych dwóch wozów urasta do wymownej metafory: „jak kareta ślubna z karawanem”. Miasto wysysa więc z prowincji życiodajne soki, a w zamian oferuje jedynie własne odchody. Światem tym rządzą „robaczywe pieniądze”, którymi trzeba za wszystko płacić. Brudne zyski stoją za wywołaną wojną, a wzniosłe romantyczne hasła są jedynie przykrywką dla niecnych celów rządzących.
Kiedy jednak burżuazja oddaje się rozpuście, ludzie pracy dokonują rewolucji. Zabijają kolejno wszystkich na swojej drodze. Naczelnym hasłem proletariatu staje się slogan „IDEOLO”, a więc skrót od ideologii. Jeśli zatem portret elity odpowiada sanacji, czyli władzy piłsudczyków, „ludzie pracy” stanowią alegorię komunistów, czyli zaciekłych wrogów polskiego rządu lat 30. W końcowej scenie obie grupy znajdują się w Operze, gdzie na scenę wypełza „forsiasty jaszczur”, symbol mamony. Łączy on w sobie cechy najbardziej obrzydliwych stworzeń i ladacznicy, która pyta nieustannie „komu dać?” Tuwim nie stroni tu od wulgaryzmów, określa kreaturę mianem „K… Mać!”. Ów mityczny złoty Lewiatan doprowadza do krwawej walki o pieniądze, jednak utwór kończy apokaliptyczna wizja, w której wszyscy uczestnicy balu zostają porwani do piekła.
Groteska i katastrofizm
Jak zatem można zauważyć, dominującą w tekście kategorią estetyczną jest groteska w fantastycznym kostiumie. Świat przedstawiony zdradza zarówno cechy śmieszne, jak i całkiem groźne. Mamy tu oczywiście do czynienia z charakterystycznym dla końca lat 30. katastrofizmem. Przy czym warto przytoczyć zdanie Jerzego Kwiatkowskiego, które najlepiej ujmuje specyfikę apokaliptycznej wizji u Tuwima. Autor „Balu w Operze”:
(...) nie zapowiada jednak jakiegoś kataklizmu uniwersalnego, lecz upragniony koniec pewnej formacji polityczno-społecznej (…), gigantyczną katastrofę Złotego Lewiatana, oglądaną z perspektywy nie zagrożonego niczym obserwatora. Ta właśnie sytuacja: proroctwa typu starotestamentowego, nie – kasandrycznego, odróżnia „Bal w Operze” od większości innych utworów katastroficznych.