„Herostrates” Jana Lechonia to wiersz otwierający jego słynny tom poetycki „Karmazynowy poemat” z 1920 roku. Utwór ma wymowę programową, stanowi bowiem manifest nowej literatury, odcinającej się od romantycznej konwencji i narodowej martyrologii. Jest to również refleksja nad przyszłym kształtem Polski, która po latach niewoli odzyskała niepodległość.
Tekst jest napisany w konwencji liryki bezpośredniej, a więc mamy do czynienia z pierwszoosobowym monologiem lirycznym poety. Podmiot wypowiada się na przemian w liczbie pojedynczej i mnogiej podkreślając, że jego słowa mają szerszy, niejako ogólnonarodowy sens, np. „Taka wyszła nam Polska”.
Negacja romantycznej martyrologii
Poeta wyraźnie nawiązuje do romantycznego mesjanizmu, który stał się dominującym dyskursem o Polsce. Nazywa więc ojczyznę „papugą w cierniowej koronie”. Słowa te stanowią aluzję do „Grobu Agamemnona” Juliusza Słowackiego i mickiewiczowskiej koncepcji „Polska Chrystusem narodów”. Odrodzona Polska określana językiem romantyków stanowi iście żałosny widok. Porównuje się ją do wojennego kaleki oraz ubogiego świętojańskiego robaczka śniącego o własnej świetności z poprzedniego wcielenia (metafora robaczka jest z kolei aluzją do teorii predestynacji w IV części „Dziadów).
Mamy zatem do czynienia z enumeracją (wyliczeniem) romantycznych narodowych mitów. Poeta wyraźnie wskazuje, że należą one do bezpowrotnie minionej przeszłości. On sam wypowiada się bowiem z perspektywy teraźniejszej. Konstruuje swój monolog późną jesienią (można przypuszczać, że w listopadzie 1918 roku, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości) i nie potrafi patrzeć na swój kraj oczami romantyków:
A dzisiaj mi się w zimnym powiewie jesieni,
W szeleście rdzawych liści, lecących kasztanów,
Wydała kościotrupem spod wszystkich kurhanów,
Co czeka trwożny chwili, gdy ciało odmieni.
Oto Polska się odradza i nie wiadomo, jakie przybierze oblicze. Jest to bowiem kraj obciążony martyrologicznymi mitami, uciemiężony swoją własną poezją lubującą się w masochistycznym cierpiętnictwie.
Kontestacja starego ładu
Poeta postuluje więc zburzenie starego porządku i odcięcie się od przeszłości. Wyrazem owej rewolucji ma być zburzenie Łazienek Królewskich, rozbicie gipsowych posągów i zamordowanie ducha Kilińskiego. Te kontestacyjne metafory przywodzą na myśl manifesty futurystów epatujące niechęcią do dorobku całej europejskiej cywilizacji.
Jak zaznacza jednak Jerzy Kwiatkowski, Lechoń paradoksalnie wcale nie chce zdegradować przeszłości (zwłaszcza romantyzmu), ale niejako dokonać unowocześnienia poezji, a także patriotyzmu. Słynne zdanie: A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę” nie oznacza postawy antynarodowej, ale pragnienie szczęśliwego życia w wolnym kraju, nad którego losem nie trzeba wiecznie hamletyzować. W ostatniej strofie poeta wyznaje, iż marzy o „obudzeniu Polski”, a więc nie odcina się od narodowego posłannictwa literatury. Tyle tylko, że język i forma tego typu poezji muszą być nowoczesne i wyrażać ducha swojego czasu.