Wiersz „Serwus, madonna” Ildefonsa Gałczyńskiego to przykład poezji miłosno-religijnej, w której ujawnia się talent poetycki autora. Mamy tu bowiem do czynienia z charakterystycznym dla tego twórcy połączeniem zmysłu komicznego z tonacją liryczną.
Prowokujący tytuł
Już sam tytuł utworu wydaje się prowokujący. Gałczyński dokonuje swoistej desakralizacji Matki Boskiej, używając słowa „serwus” znamiennego dla języka ulicy obok określenia „madonna”. Zamiast wzniosłej poezji hymnicznej wychwalającej przymioty bóstwa pojawia się tu lekkie pozdrowienie, charakterystyczne dla znajomych sobie ludzi. Funkcją owego zabiegu jest uzyskanie efektu wieloznaczności. Nie wiadomo, czy chodzi tu o ukazanie Marii jako kogoś niezwykle bliskiego, z kim łączą poetę relacje osobiste, czy też cel poety to gloryfikacja ukochanej kobiety poprzez zestawienie jej z Matką Boską.
Hymn Cygana
Tekst zdradza wyraźnie cechy poezji modlitewnej i hymnicznej. Jest napisany klasycznym trzynastozgłoskowcem, a każda ze strof kończy się litanijnym powtórzeniem: „serwus, madonna”. Gałczyński tworzy więc hymn na miarę poety ulicy, sławiącego codzienność i zwyczajne życie. Podmiot dokonuje w wierszu swoistej autoprezentacji. Przedstawia siebie jako twórcę nie dbającego o sławę i prowadzącego żywot miejskiego Cygana:
Przecie nie dla mnie spokój ksiąg lśniących wysoko
i wiosna też nie dla mnie, słońce i ruń wonna,
tylko noc, noc deszczowa, i wiatr, i alkohol
Gałczyński ujawnia tu niewątpliwie poetycką śmiałość i pewną dozę nonszalancji. Jawi się jako ktoś szorstki, kto nie liczy się ze społecznymi konwenansami ani poklaskiem tłumu.
Szekspirowska refleksja nad życiem
Kreacja poety-Cygana emanuje jednocześnie świadomością własnej marności, która współgra z gorzką refleksją nad przemijaniem:
Byli inni przede mną. Przyjdą inni po mnie,
Albowiem życie wiekuiste, a śmierć płonna
Widać zatem, że obok wyrażeń potocznych poeta operuje również niezwykle lirycznym, wyszukanym językiem. Podmiot to niejako szekspirowski bohater potrafiący dostrzec istotę ludzkiego losu: „wszystko jak sen wariata śniony nieprzytomnie”. Zdanie to nawiązuje do monologu Makbeta wygłoszonego w chwili śmierci, w którym mówi on, iż życie jest „powieścią idioty – głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą”. Egzystencja człowieka składa się zatem z paradoksów, a on nie może odgadnąć ich sensu. Jest niczym śniący zabłąkany we własnych urojeniach.
Kobieta-madonna
Jedynym jasnym punktem w szalonym wszechświecie jest dla podmiotu adresatka wiersza – madonna, ukazana w ciągu wspaniałych, poetyckich określeń:
To ty jesteś, przybrana w złociste kaczeńce,
kwiaty mego dzieciństwa, ty cicha i wonna –
że rosa brud obmyje z rąk, splatam ci wieńce
Jasność, prostota, czystość kojarzące się z Maryją kontrastują tu z ciemnym brudem rąk podmiotu i nakreśloną przez niego scenerią deszczowych nocy w oparach alkoholu. Madonna należy do utraconego raju dzieciństwa, kojarzy się poecie z wiosną, porą, kiedy kwitną kaczeńce, a w kościołach odprawia się nabożeństwa majowe. Postać ukochanej staje się zatem obiektem kultu. Jest ona niejako zjawą z innego świata, największym marzeniem i obiektem najwyższego uwielbienia. Gałczyński eksponuje zarazem ludzki wymiar Matki Boskiej, jak i boską naturę zwyczajnej kobiety. Nazywa madonnę – „matką, kochanką i muzą”. Mamy więc do czynienia z wcieleniem kobiecości idealnej – opiekuńczej, budzącej miłość i inspirującej do tworzenia. To dla niej poeta splata wieńce i prosi, aby madonna je przyjęła, pomimo że jest tylko „poetą, łotrem i łobuzem”. Wiersz jest zatem rodzajem erotyku, w którym postać ukochanej (prawdopodobnie narzeczonej Natalii) ulega wyraźnemu uwzniośleniu. Tematyka miłosna zyskuje tu rangę świętości. Mamy do czynienia niejako z religią miłości.