Młodość Krzysztofa Kamila Baczyńskiego przypadła na lata wojny. Historia odcisnęła piętno na jego twórczości przesyconej wizjami zagłady cywilizacji i wartości. Apokaliptyczne obrazy końca świata są tym wymowniejsze, że poeta często zestawiał je z pięknem krajobrazów, młodzieńczymi nadziejami, wiarą w naturalny porządek rzeczy. Napisany latem 1943 roku wiersz „Pokolenie” oddaje ogrom cierpienia, które stało się udziałem pokolenia czasu wojny.
W kipiący bogactwem darów przyrody krajobraz (strofy 1-5) wdziera się okrucieństwo. Odwieczny porządek natury, której prawem jest rozwój, rozkwit, zostaje zachwiany. Nieszczęście zwiastują chmury, które „suną drapieżnie”. Wreszcie w sielską przestrzeń wkracza śmierć. Oto gałąź drzewa, zamiast owocami, obciążona jest obciętą głową. W ziemię kryjącą „jak korzeń skręcone ciała” wsiąka krew – zło przenika w jej najgłębsze warstwy. Atmosferę katastrofy potęgują kolor i dźwięk. Bezpieczną, jasną przestrzeń ogarnia mrok, pojawiają się „ciemny strop”, „czerwona rosa”. Harmonia zostaje zburzona. Czas przestaje płynąć naturalnym rytmem, wszystko dzieje się szybciej, brzmi groźniej – „nieba suną z warkotem”, ziemia nabrzmiewa, ludzie krzyczą, „przestrzeń wzdycha”. Dawny świat uległ zagładzie, a poczucie bezpieczeństwa jest już tylko wspomnieniem. „Usta ściśnięte mamy, twarz wilczą,/czuwając w dzień, słuchając w noc” – oto nowe realia, z którymi musi zmierzyć się człowiek.
W kolejnych strofach do głosu dochodzi podmiot liryczny. Przemawia w imieniu sobie współczesnych, snując pokoleniową refleksję na temat upadku wartości. Przestaje ukrywać się za obrazami natury, mówi wprost o doświadczanym dramacie. Wojenna rzeczywistość to okrutna szkoła życia, z której wynosi się nowe zasady. Litość, sumienie, miłość to pojęcia przebrzmiałe, dla których nie ma miejsca w nowym świecie. Zbyt wiele zła się widziało, zbyt wiele okrucieństwa doświadczyło, by z tą samą wiarą i nadzieją patrzeć w przyszłość. Realistyczne obrazy („Po nocach śni się brat, który zginął,/ któremu oczy żywcem wykłuto,/ któremu kości kijem złamano") mieszają się z metaforycznymi wizjami („drąży ciężko bolesne dłuto, nadyma oczy jak bąble — krew”). Okazuje się, że człowiek odarty z uczuć („serca rozpruty strąk”) i ograbiony z wartości przestaje być istotą ludzką. Staje się podobny jaskiniowcowi, któremu niedaleko do zalęknionego zwierzęcia. Jednak ten człowiek wciąż żyje - doświadczony cierpieniem, strwożony, samotny, ale wciąż oddycha, wciąż jest. I musi trwać. Jak? „Trzeba zapomnieć,/ żeby nie umrzeć rojąc to wszystko”, bo przecież kiedyś wreszcie opadnie bitewny kurz, a czas być może zaleczy rany („wygaśnie męka”). Jednak ten, kto zostanie, będzie już innym człowiekiem (serce – głaz). Człowiekiem, na którym wojna odcisnęła trwałe piętno.
Ostatnia strofa jest smutną wizją przyszłości. Jak z pokoleniem czasu zagłady obejdzie się historia? Jak potomni ocenią podjęte wtedy decyzje? Czy z perspektywy czasu uznają ich za bohaterów („czy my karty Iliady/ rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie”), czy pożałowania godne ofiary własnej słabości („czy nam postawią, z litości chociaż, nad grobem krzyż”)?
Krzysztof Kamil Baczyński nie dożył końca wojny, zginął w czasie powstania warszawskiego, walcząc w szeregach batalionu „Parasol”. Nigdy nie poznał odpowiedzi na pytanie, które stawia podmiot liryczny w ostatniej strofie „Pokolenia”. Nigdy nie dowiedział się, że gdy jedni gloryfikują czyn powstańczy, inni oczerniają tych, którzy w tych strasznych czasach zdecydowali się stawić zbrojny opór wrogowi.