Esej – wzór, przykład – o miłości

"W tym szaleństwie jest metoda?"

Kiedy przyjaciółka, złotoręka masażystka, zakomunikowała, że rzuca pracę, zareagowałam mało subtelnym: „Odbiło ci?”. Upewniwszy się, że kręgosłup mój, mojego męża, mamy, teścia i szwagierki nie poniosą konsekwencji tej, nie waham się stwierdzić, niemądrej decyzji, nieco ochłonęłam. Zapytałam o przyczynę. W odpowiedzi usłyszałam okraszone uśmiechem: „Wychodzę za mąż, a Wiktorek pragnie mieć żonę na cały etat”. Zaskoczyło mnie, że ta przebojowa dziewczyna dla ukochanego mężczyzny jest gotowa wyrzec się niezależności, chociaż o tym, że miłość i szaleństwo chodzą w parze, wiedziałam od dawna.

Nie jest tajemnicą, że, choć symbolem miłości od wieków pozostaje serce, to mózg odpowiada za nasze uczuciowe uniesienia. „Miłość, jak każda choroba psychiczna, przebiega w różnym nasileniu, zależnie od charakteru i wydolności wewnętrznej pacjenta” – diagnozował Konwicki. Przesadził? Nie sądzę, szczególnie że związek tego najpiękniejszego ponoć uczucia z zaburzeniami umysłowymi usankcjonowała Światowa Organizacja Zdrowia, oznaczając miłość jako jednostkę chorobową numer F63.9. Odpowiada ona za wybuch hormonalnej bomby, która z kolei sprawia, że zaczynamy zachowywać się irracjonalnie. Zakochania jednak nie leczy się. Czy słusznie? Kiedy myślę o kilku znanych z kart historii i literatury przypadkach, jestem skłonna zaryzykować stwierdzenie, że może jednak czasem terapia byłaby wskazana.

Nieszczęsnej Joannie Kastyliskiej, żonie Filipa Pięknego, historycy nadali przydomek Szalona. Przyczyną jej obłędu miała być nieszczęśliwa miłość do niewiernego księcia. Od kobiet świat (notabene zdominowany przez płeć brzydką) zawsze oczekiwał wiernopoddańczego stosunku do obowiązków żony, matki i pani domu, podczas gdy pan mógł hulać, ile dusza zapragnie. Nie dziwi mnie, że nieszczęsna Joanna wpadała na przemian to w szał, to w melancholię. Im głośniej biedaczka awanturowała się, tym szerszym łukiem Filip omijał jej sypialnię. Im rzadziej Filip bywał w alkowie królowej, tym gorszy był jej stan. Brzmi (niestety!) całkiem racjonalnie, ale tym trudniej uwierzyć mi w relacje opisujące zachowanie królowej po śmierci wiarołomnego męża. Ponoć, jak pisze Brouwer, „(…) kazała otwierać trumnę. Pochylała się nad jej zawartością, aby przy słabym, migotliwym blasku pochodni w drżących dłoniach ludzi przejętych grozą pieścić to, co pozostało z jej męża”. Czysty obłęd! I ohyda, nawet jeśliby Filip był najzacniejszym z mężów.

Ciekawym przypadkiem medycznym są także Szekspirowscy Desdemona i Otello – dwa dowody na to, że sformułowanie „oszaleć z miłości” ma wymiar nie tylko metaforyczny. Ilekroć powracam do sztuki, zawsze ta sama zaduma ogarnia mnie w obliczu, jak to ładnie ktoś ujął, „anielskiej słodyczy” Desdemony, która tak dzielnie znosi kolejne upokorzenia. Ewenementem samym w sobie pozostaje dla mnie Maur, który w szale zazdrości daje wiarę spreparowanym dowodom na niewierność żony, by równie prędko uwierzyć w jej niewinność, gdy prawda wychodzi na jaw. Co ciekawe, bohater użyczył imienia jednostce chorobowej, zwanej paranoia invidiva – obłędem zazdrości, typowej dla alkoholików, którzy, dotknięci ową psychozą, trwają w przekonaniu o niewierności partnera.

Można by pomyśleć – strach się zakochać! Aby jednak yin równoważyło jang, mamy Zenona Martyniuka, a ten, ku pokrzepieniu serc, nie waha się wyznać (i to za pośrednictwem środków masowego przekazu!): „Przez twe oczy, te oczy zielone oszalałem!”, udowadniając, że można oszaleć z miłości i czuć się z tym na tyle dobrze, by nie przelewać krwi wybranki, bardziej lub mniej zachwyconej taką subtelną deklaracją uczucia.

Polecamy również:

Komentarze (0)
Wynik działania 3 + 4 =
Ostatnio komentowane
• 2025-03-08 02:40:40
cycki lubie
• 2025-03-05 14:35:07
bardzo to działanie łatwe
• 2025-03-03 13:00:02
Jest nad czym myśleć. PEŁEN POZYTYW.
• 2025-03-02 12:32:53
pozdro mika
• 2025-02-24 20:08:01