„A na strychu cicho sza…”
W Szkole Podstawowej w Jodełkowie powstała niedawno strefa ciszy – miejsce unikatowe nie ze względu na swoją funkcję, bowiem to coraz popularniejsze rozwiązanie w cierpiącej na nadmiar decybeli polskiej szkole, ale dzięki charakterowi, jaki temu miejscu nadali nauczyciele, rodzice i uczniowie.
W poszukiwaniu sensownych rozwiązań
„Potrzebę stworzenia miejsca, gdzie uczniowie mogliby odpocząć od zgiełku szkolnej przerwy, dostrzegliśmy już dawno – powiedział mi dyrektor szkoły, Marek Kowal. – Do tej pory funkcję tę spełniała szkolna czytelnia. Szybko jednak okazało się, że niewielka sala nie jest w stanie pomieścić wszystkich łaknących ciszy uczniów”.
Choć nikt w szkole nie montował mierników hałasu, i nauczyciele, i uczniowie wiedzieli, że normy są regularnie przekraczane. W czasie przerwy uczniowie dają upust swoim emocjom i energii nagromadzonej w ciągu 45 minut lekcji spędzonych w ławce. W efekcie szkolna pauza, zamiast być czasem wytchnienia, staje się męczącym przerywnikiem w pracy, generując kolejny problem. Dlaczego?
„Pod wpływem hałasu – wyjaśniał prof. Henryk Skarżyński, dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu – dzieci słyszące prawidłowo zachowują się tak, jakby miały centralne zaburzenia słuchu. Do dziecka nie dociera część informacji przekazywanych przez nauczyciela, co może pogarszać jego koncentrację uwagi i wydajność nauki oraz powodować rozdrażnienie”. Badania wykazują, że przebywanie w hałasie może dodatkowo skutkować bólem brzucha, nadciśnieniem tętniczym, a nawet depresją i wyczerpaniem. Strefa ciszy w szkole dzisiaj to nie fanaberia, ale konieczność.
Wspólnym wysiłkiem…
Jodełkowska podstawówka to niewielki budynek, jednak dyrektorowi udało się wygospodarować wygodny lokal dla szkolnej strefy ciszy. Wybór padł na strych, gdzie przed laty odbywały się zajęcia zpt, potem warsztaty kółka modelarskiego. Ostatecznie pomieszczenie stało się magazynkiem, w którym schronienie znalazły bardziej i mniej potrzebne szkolne sprzęty, takie jak meble, elementy dekoracji czy kostiumy przez lata szyte na potrzeby szkolnych przedstawień. Sala wymagała uprzątnięcia, a przede wszystkim – remontu.
„Z pomocą przyszli nasi fantastyczni rodzice – wyjaśnia dyrektor. – Jeden ma firmę remontowo-budowlaną, drugi za grosze załatwił sofy, inny rozwiązał kwestię prania tapicerki”. Wsparcia finansowego częściowo udzieliła gmina, częściowo – rada rodziców. Kilkoro rodziców i nauczycieli podjęło się prac, nie oczekując wynagrodzenia. Któregoś dnia jedna z mam po prostu przywiozła kilkanaście wielkich, miękkich, kolorowych poduch, które sama uszyła.
Idziemy zobaczyć strefę ciszy. Jest siedemnasta – szkoła świeci pustkami, mogę spokojnie się rozejrzeć. Wspinamy się po kilku schodach. Przed drzwiami wejściowymi zatrzymuję się na chwilę, by rzucić okiem na regulamin sali. Nie jest długi. Obowiązuje bezwzględna cisza. Uczniowie mogą wykonywać czynności, które nie generują hałasu. Do ich dyspozycji pozostaje półka z książkami i czasopismami. Można tu coś zjeść lub napić się pod warunkiem, że zostawi się po sobie idealny porządek.
Zaglądam do środka i jestem pod wrażeniem. Jest bardzo przytulnie. Wnętrze w niczym nie przypomina szkolnej sali. Przy ścianach sofy, obok nich stoliki. Na podłogach pufy, poduchy, miękka wykładzina. Wszystko utrzymane w jasnej, stonowanej kolorystyce. Dwa duże okna w dachu wpuszczają teraz niewiele światła (jest dość późno), jednak w pogodny dzień pomieszczenie musi być zalane słońcem. W jednym z rogów spora biblioteczka, w drugim – stolik i krzesła dla uczniów, którzy chcą odrobić pracę domową. Nie widzę biurka dla nauczyciela dyżurującego. Dyrektor wyjaśnia, że opiekun, tak jak i uczniowie, wypoczywa, korzystając z wygodnego umeblowania.
Teraz rzeczywiście jest cicho, ale czy pomieszczenie spełnia swoją funkcję, przekonam się jutro. Umawiam się z dyrektorem na wizytę w godzinach okołopołudniowych, kiedy strefa ciszy otwiera się dla uczniów.
Tradycyjna przerwa
Aby w pełni docenić walory strefy ciszy, dyrektor zachęca, bym pierwszą długą przerwę spędził na głównym korytarzu. Przystaję na propozycję. Gdy o 11.30 wybrzmiewa dzwonek, oznajmiając koniec lekcji, z klas wybiegają uczniowie. Natychmiast robi się głośno. Staję bliżej ściany, bo dzieci jest coraz więcej. Biegają szczególnie ci młodsi. Kilkoro starszych prezentuje umiejętność posługiwania się jo-jo, inni siadają na podłodze wzdłuż ścian. Wszyscy coś mówią, przekrzykują się, śmieją. Jest naprawdę gwarno.
Mijają pierwsze trzy minuty, a ja już czuję się nieswojo. Jest zbyt głośno. Obserwuję troje nauczycieli dyżurujących. Krążą miedzy dziećmi, zwracają uwagę krzyczącym, próbują wyhamować biegających. Ich uwagi działają ułamek sekundy, potem uczniowie wracają do swoich głośnych zajęć. Przytulam się do ściany, by wyeliminować ryzyko bycia potrąconym. Spoglądam na wiszący w centralnym punkcie zegar. Do końca przerwy pozostało 12 minut. Czas płynie jakby wolniej, a ja mam wrażenie, że mocniej doświadczam każdej minuty. Gdy podchodzi do mnie jeden z nauczycieli, musi podnieść głos, abym zrozumiał, że proponuje mi przejście do pokoju nauczycielskiego. Grzecznie dziękuję i odmawiam. Jestem tu przecież po to, by zrozumieć, w jakim celu powołano do istnienia szkolną strefę ciszy.
Mija dwadzieścia naprawdę długich minut, a ja czuję coś na kształt lekkiego bólu głowy. Gdy słyszę dzwonek, odczuwam prawdziwą ulgę. Hałas stopniowo milknie, uczniowie pod opieką nauczycieli rozchodzą się do sal lekcyjnych. Nauczyciel, z którym kilka minut temu rozmawiałem, ponawia propozycję. Ma okienko, zgadza się na rozmowę. Idziemy do pokoju nauczycielskiego. Jest pusty, możemy chwilę porozmawiać. Pytam o dyżury na korytarzu. Pan Marek odpowiada:
- Niestety, do hałasu trzeba przywyknąć. Nie jest to zadanie niewykonalne (uśmiecha się). Nie wszystkie dyżury są tak męczące. Rano dzieci są jeszcze wyciszone, po południu już nieco zmęczone. Te dwie długie przerwy w okolicach południa dają nam się we znaki.
Pytam, jak często opiekuje się dziećmi na długiej przerwie. Pan Marek wyjaśnia, że dyrektor tak planuje dyżury, by nauczyciel, który jednego dnia spędza pauzę na korytarzu głównym, następnego trafił do strefy ciszy, gdzie warunki pracy są ponoć fantastyczne. Czy jest tak rzeczywiście, sprawdzę już na następnej przerwie.
A na strychu inny świat!
O 12.35 idę do pokoju ciszy. Mijam rozbiegane towarzystwo na korytarzu, trafiam na znajome schody. Przede mną dwie uczennice, za mną kilkoro uczniów. Wchodzę do pomieszczenia, nauczyciel dyżurujący wita mnie uśmiechem, gestem zachęcając do zajęcia miejsca na jednej z sof. W komfortowych warunkach obserwuję dzieci w sali.
Wchodzą rzeczywiście po cichu. Siadają na podłodze, na sofach, poduchach, milcząc. Jedne sięgają po czasopisma, inne wyjmują z plecaków książki, zeszyty. Dwie dziewczynki siedzą przy stoliku. Mam wrażenie, że odrabiają jakieś zadanie. Komunikują się ze sobą bez słów. Chociaż co chwila ktoś wchodzi lub wychodzi, nie odczuwam tego jako uciążliwości. Słyszę szelest kartek, mruczenie sprężyn w meblach, silnik samochodu za oknem. Czasem któreś z dzieci pociągnie nosem, inne kaszlnie. Nie jest absolutnie cicho, ale tak przyjemnie, że 20 minut mija w mgnieniu oka. Nawet dźwięk dzwonka dociera tu w formie mocno przytłumionej.
Gdy uczniowie opuszczają strefę ciszy, proszę nauczycielkę o krótką rozmowę. Teraz nie może, spieszy się na lekcję. Umawiamy się na kolejnej przerwie w pokoju nauczycielskim.
Pani Katarzyna jest anglistką. W pokoju ciszy spędza 4 przerwy w tygodniu i bardzo ceni sobie ten czas. Ona również tam odpoczywa, ładując akumulatory do dalszej pracy. Wiem już, jaka atmosfera panuje w sali. Nie jestem jednak pewien, czy to efekt moje wizyty (przyszedł obcy, pokażmy się z jak najlepszej strony), czy tak jest zawsze.
- Uczniowie różnią się temperamentem, poziomem wrażliwości na hałas, zainteresowaniami. Niektórzy faktycznie potrzebują cichych przerw, inny doskonale czują się w ciągłym ruchu i gwarze. Na stryszek (tak o strefie ciszy mówi się w szkole) trafiają ci, którzy naprawdę tego chcą. Tak cicho, jak teraz, jest od niedawna. Zresztą, od niedawna mamy to pomieszczenie. Dzieci musiały nauczyć się w nim funkcjonować. Owszem, na początku trzeba było zwracać uwagę głośniejszym z nich, czasem nawet wyprosić na korytarz. Potem uczniowie sami się upominali, wreszcie osiągnęliśmy stan, którym cieszymy się obecnie.
Ciekawi mnie, ilu uczniów korzysta ze stryszku.
- Mamy kilku stałych bywalców, którzy co dzień spędzają tu obie długie przerwy. Wielu przychodzi sporadycznie – gdy mają gorszy dzień, nie najlepiej się czują, chcą poczytać, utrwalić wiadomości przed lekcją, odrobić pracę domową, o której zapomnieli. Mamy i takich, którzy urządzili sobie tutaj stołówkę. Trzeba jednak oddać im sprawiedliwość – dodaje z uśmiechem pani Katarzyna – pozostawiają po sobie wzorowy porządek.
Dziękuję za rozmowę i idę pożegnać się z dyrektorem szkoły. Wyznaję, że jestem pod wrażeniem strefy ciszy i tego, jak uczniowie w niej funkcjonują. Dowiaduje się, że samorząd uczniowski wystosował prośbę o otwarcie strefy ciszy na innych niż długie przerwach międzylekcyjnych. Dyrektor ma wątpliwości, czy uczniowie rzeczywiście skorzystają z walorów stryszku w czasie dziesięciominutowej pauzy, zamierza jednak dać im taką możliwość – w okresie próbnym. Pozostaje jeszcze kwestia przydziału dyżurów, ale z tym, jak twierdzi, nie powinno być trudności. Nie tylko uczniowie bowiem doceniają w szkole ten cichy i przytulny azyl.