II Rzeczpospolita już od pierwszych lat swojego istnienia znajdowała się w wysoce niekorzystnej sytuacji pod względem położenia geograficznego. Państwo polskie, ciągle przecież dopiero w stanie odbudowy i scalania po wieku zaborów, leżało pomiędzy Niemcami i Związkiem Radzieckim, z których oba te państwa był negatywnie nastawione do samej nawet idei istnienia niezależnej Polski. Na domiar złego walki o granice z lat 1918 – 1922 spowodowały, że również sąsiedzi Polski byli do niej wrogo nastawieni, z wyjątkiem Rumunii i Łotwy.
Ze względu na szybkie zmiany rządów i upadki kolejnych gabinetów, stanowisko ministra spraw zagranicznych było w latach 1918 - 1926 obsadzane aż przez czternastu ministrów. Większość z nich spędziła na urzędzie zaledwie kilka miesięcy. Na uwagę zasługuje głównie Ignacy Jan Paderewski, pełniący tą funkcję w czasie konferencji pokojowej z Niemcami w Paryżu w 1919 roku. Bardzo krótko ministrem był nawet Roman Dmowski, czołowy działacz prawicy. Sytuacja zmieniła się po roku 1926 i zamachu majowym. Od tego momentu tekę ministra spraw zagranicznych dzierżyło jedynie dwóch ministrów - August Zaleski (1926 - 1932) i Józef Beck (1932 - 1939). Oboje byli związani z obozem sanacyjnym i polityką Piłsudskiego, a ze względu na długi okres sprawowania władyz mieli największy wpływ na kształtowanie się polskiej polityki zagranicznej. Szczególnie widać to na przykładzie Józefa Becka, przez niektórych uważanego za człowieka widzącego Polskę o wiele silniejszą, niż w rzeczywistości była, a przez to narażającą ją na niebezpieczeństwo wojny.
Kluczowym aspektem polityki zagranicznej II RP była tzw. „polityka równowagi” pomiędzy ZSRR i Niemcami. Jej założenia były dosyć oczywiste – Polska powinna starać się trzymać równy dystans wobec obu tych potęg, starając się pielęgnować zachowanie status quo, a przede wszystkim przeszkadzać we wszelkich próbach porozumienia między tymi potęgami. Polityka zagraniczna w tym kierunku odniosła pewne sukcesy – ich wyrazem było podpisanie paktów o nieagresji z ZSRR (1932) i Niemcami (1934). Paradoksalnie, początkowo przejęcie władzy przez Adolfa Hitlera w roku 1933 poprawiło znacznie stosunki polsko – niemieckie, Hitler bowiem bardzo poważał Piłsudskiego i uważał go za naturalnego sojusznika. W tym okresie zelżała niemiecka polityka rewizji granic na wschodzie, prowadzona z dużą intensywnością przez całe lata 20. Dopiero polska neutralność i brak zainteresowania sojuszem spowodowały zmianę nastawienia w stosunku do Polaków.
Gorzej wyglądała sprawa polityki skierowanej w stosunku do Czechosłowacji i Litwy. Stosunki z Czechosłowacją były niezwykle napięte z powodu sprawy Zaolzia, zajętego przez Czechów tuż po I wojnie światowej. W roku 1938, w czasie rozbioru Czechosłowacji przez Hitlera, Polacy wystąpili z ultimatum do rządu czechosłowackiego i ostatecznie zajęli Zaolzie, było to jednak fatalnym błędem dla wizerunku Polski - opinia publiczna potraktowała to jako pomoc Niemcom w rozbiorze. Dodatkowo w roku 1938 przywrócono siłą, grożąc wojną, stosunki dyplomatyczne z Litwą. Stosunkowo dobre stosunki państwo polskie miało natomiast z Rumunią i Węgrami, których postrzegano jako naturalnych sojuszników przeciwko ZSRR.
Fiaskiem niestety zakończyły się próby odbudowy relacji zresztą sąsiadów, zwłaszcza zaś z Czechosłowacją i Litwą. Fatalną pomyłką były na tym tle dwa incydenty z roku 1938 – zajęcie Zaolzia przez Polskę w trakcie kryzysu monachijskiego i zbrojne wymuszenie na Litwie wznowienia stosunków dyplomatycznych. Mimo doraźnego sukcesu i niewątpliwej manifestacji siły, udział Polski w rozbiorze Czechosłowacji stawiał ją na równi z III Rzeszą.
Jednym z najważniejszych polskich założeń polityki zagranicznej było utrzymywanie silnego sojuszu z Francją, którą uważano za głównego sojusznika wobec zagrożenia ze strony Niemiec. Sojusz ów przeżywał swoje wzloty i upadki, jednak utrzymywał się przez całe dwudziestolecie. Miał on swoje pozytywne strony – jak potężne francuskie inwestycję w armię polską, ale i wiele wad – Francja jako silniejszy element sojuszu często wywierała dużą presję na polskie stanowisko w kwestiach polityki. Z czasem drugim sojusznikiem polskim na arenie zagranicznej stała się również Wielka Brytania. Wydaje się jednak, że polscy dyplomaci przeceniali skalę pomocy państw zachodnich, zapominając, że w grze międzynarodowej liczą się przede wszystkim bezpieczeństwo i zapewnienie potęgi własnemu krajowi, zaś sentymenty nie są rzeczą ważną...