Część pierwsza
Dzieło Gustawa Herlinga-Grudzińskiego zadedykowane zostało jego żonie – Krystynie. Rozpoczyna się ono cytatem z „Zapisków z martwego domu” Fiodora Dostojewskiego:
(...) Tu otwierał się inny, odrębny świat, do niczego niepodobny; tu panowały inne, odrębne prawa, inne obyczaje, inne nawyki i odruchy; tu trwał martwy za życia dom, a w nim życie jak nigdzie i ludzie niezwykli. Ten oto zapomniany zakątek zamierzam tutaj opisać (…).
Witebsk – Leningrad – Wołogda
Akcja rozpoczyna się wraz z końcem lata 1940 r. Narrator znajduje się w Witebsku, który jest tylko przystankiem na jego drodze w głąb Związku Radzieckiego. Do olbrzymiej celi wjeżdża posiłek – „zupa” warzywna z chlebem. Osadzeni sięgają po swoje gliniane miski i podnoszą się z podłogi. Tego typu wydarzenia ustalały rytm życia więźniów. Monotonne oczekiwanie było przerywane stukaniem w drzwi – zazwyczaj oznaczało ono właśnie wydawanie posiłków. Mężczyźni urozmaicali sobie czas rozmowami, nasłuchiwaniem wiadomości i zbieraniem informacji na temat wydarzeń ze świata.
Narrator w tym rozdziale podaje także przyczyny swojego uwięzienia. Ze względu na wysokie buty z cholewami i nazwisko (Gerling) wzięto go za oficera wojska polskiego na usługach niemieckich. To w zupełności wystarczyło, aby go zatrzymać. W dodatku próbował przekroczyć granicę, co stanowiło zdaniem śledczych koronny dowód przeciw niemu.
W Witebsku przebywali głównie młodzi więźniowie – drobni przestępcy. Z kolei najbardziej niebezpieczni byli „bezprizorni” i „urkowie”, czyli groźni przestępcy, dla których pobyt w niewoli stawał się swoistą zabawą. Władze często traktowały ich jako „masę plastyczną”, mogącą jeszcze uformować się w zwolenników ustroju komunistycznego.
W celi narrator poznał drobnego Żyda – mężczyznę siedzącego z boku. Był szewcem, a skazano go za to, iż sprzeciwił się używaniu skóry do zelowania nowych butów. Niechęć innych fachowców budziło także to, że udało mu się dobrze wykształcić syna. Zdjęcie młodego mężczyzny trzymał w podszewce marynarki. Jeden z więźniów wydał go i fotografia została odebrane. Jako uzasadnienie podano fakt, iż szkodnik gospodarczy nie ma prawa trzymać przy sobie zdjęć bliskich osób.
Kolejnym przystankiem był Leningrad, gdzie więźniów dzielono na pięcioosobowe grupki i przewożono do „Pieriesyłki”. Był to już listopad, z chmur spadały pierwsze płatki śniegu. Od współwięźniów narrator usłyszał, iż w Związku Radzieckim przebywa od 18 do 25 milionów zniewolonych.
Warunki w „Pieresyłce” były naprawdę dobre. Wszystko było czyste i zadbane, a w celach znajdowały się posłane prycze. Na ścianach wisiały portrety Stalina, co zdziwiło Gustawa, gdyż więźniów w Związku Radzieckim separowano od polityki. Z rozmowy z jednym z osadzonych narrator dowiedział się, iż w miejscu tym przetrzymywano drobnych przestępców, którzy pracowali w pobliskich fabrykach, otrzymując za to wynagrodzenie. Wielokrotni recydywiści stawali się „urkami” – nie mogli już opuszczać więzienia, zaczynali także tworzyć panujące tam prawo.
Gustaw znalazł się w celi 37. Poznał tam Szkłowskiego – mężczyznę będącego potomkiem zesłańców z 1863 r. Skazano go za nieprzykładanie uwagi do politycznego formowania więźniów (był pułkownikiem). Narrator zaprzyjaźnił się też z Pawłem Iwanowiczem – również pułkownikiem – który pracował w radzieckim wywiadzie. Opowiedział on bohaterowi historię wszystkich więźniów. W większości byli to funkcjonariusze wojskowi. Skazano ich w 1937 r., a dowody zostały przysłane przez niemiecki wywiad. Wybuch wojny uratował ich przed śmiercią, lecz wciąż czekali w niepokoju na decyzję o swoich