TOM I
Wenus z Milo
Judym wracał z Lasku Bulońskiego. Ponieważ dzień być ciepły i pogody, zatrzymał się w parku. Siedząc na ławce obok dwójki dzieci przyglądał się przechodniom. Następnie skierował się w stronę ogrodu des Tuileries. Przespacerował się przez Plac Zgody. Dotarł do kościoła Saint Germain-l'Auxerrois. Myślał o swoim mieszkaniu na Boulevard Voltaire. Mieszkał sam. Był kawalerem. Przebywał tu od roku. Mieszkanie zaczęło mu się wydawać puste i smutne. Nie chciało mu się wracać do kliniki, gdzie pracował.
Postanowił odwiedzić Luwr. W środku było chłodno i przyjemnie cicho. Judym przystanął przed posągiem Wenus. Widział go już, lecz nigdy mu się nie przyglądał. Zamyślił się i nie zwracał uwagi na ludzi przechodzących obok. Z rozmyślań wyrwały go dopiero słowa, które ktoś wypowiedział po polsku. Były to cztery kobiety: dwie dziewczyny, młoda kobieta i starsza pani. Judym przyglądał się jednej z nich. Po chwili zauważył, że i ona patrzy na niego. Kobiety rozmawiały. Tomasz wiedział, że powinien odejść, jednak czuł, iż bardzo chciałby z nimi porozmawiać. Gdy usłyszał, że zamierzają obejrzeć posąg „Amor i Psyche”, zaproponował swoją pomoc.
Starsza dama uznała tę propozycję za nietakt. Judym wyjaśnił, iż mieszka tu już półtora roku i pracuje w klinice. Jest lekarzem. Pobiera praktyki w dziedzinie chirurgii i rzadko ma okazję słyszeć polską mowę. Starsza kobieta nazywała się Niewadzka, dwie panienki nosiły nazwisko Orszeńskie, zaś panna, która zrobiła na Judymie największe wrażenie, nazywała się Joanna Podborska. Judym opowiedział paniom, iż pochodzi z Warszawy. Jest synem szewca. Niewadzka pochwaliła go za to, że otwarcie przyznaje się do swoich korzeni.
Tomasz zapytał Joannę o jej zdanie na temat posągu Wenus, jednak ta nic nie odpowiedziała, natomiast jedna z panienek uznała ją za prześliczną. Gdy Judym zaprowadził panie przed posąg „Amora i Psyche”, zaczął się żegnać. Starsza pani zapytała go, jak najwygodniej dojechać do Wersalu. Judym polecił tramwaj i zaoferował, że sprawdzi połączenie. Gdy wrócił, jedna z panienek zaproponowała Tomaszowi, by jechał z nimi – ich babcia przepraszała za swoją wnuczkę. Po wyjściu z muzeum pożegnał się z kobietami i odszedł.
Następnego dnia Judym poszedł na stację i czekał na przybycie kobiet, by udać się z nimi do Wersalu. Czuł się wspaniale, bo po raz pierwszy udało mu się porozmawiać z kimś z wyższych sfer. Było to jego marzeniem jeszcze z czasów studenckich. Kobiety nie nadchodziły i Tomasz pomyślał, że powodem jest jego niewłaściwe pochodzenie.
Kobiety jednak pojawiły się i wszyscy pojechali do Wersalu. W drodze rozmawiali o tym, co się im najbardziej spodobało w Paryżu. Jedna z dziewczyn śmiała się z Judyma, że nie widział jeszcze „Rybaka”. Po chwili zastanowienia Judym przypomniał sobie jednak ten obraz i wrażenia, jakie on wywierał na oglądających go kobietach. Zaczął padać deszcz i Judym starał się osłonić panie przed nim.
Gdy dotarli do Wersalu, deszcz po woli przestawał padać. Judyma nudził trochę pałac, gdyż już go wcześniej zwiedzał. Przyglądał się z zainteresowaniem Joannie. W drodze powrotnej zatrzymali się w Saint Cloud, by panie mogły obejrzeć wspaniałą panoramę Paryża. Judym pożegnał się z kobietami na stacji Saint Lazare. Starsza dama powiadomiła go o ich planowanym wyjeździe do Anglii.
Zmęczony Tomasz wrócił do siebie.
W pocie czoła
Po roku Judym wraca do Warszawy. Po długiej podróży wreszcie jest w kraju. Najpierw udaje się do hotelu. Gdy się budzi, dobiega go gwar dochodzący z ulicy. Judym cieszy się z powrotu. Chce jak najszybciej spotkać się z krewnymi. Jest szczęśliwy.
Judym opuścił hotel i udał się na ulicę Ciepłą. Mijał ludzi, chorych, nieszczęśliwych, o smutnych twarzach. Gdy znalazł się przed kamienicą, pomyślał, że będzie musiał witać się z ludźmi niższego stanu.
Judym kieruje się na poddasze. Puka do drzwi, lecz nikt mu nie odpowiada. Zza drugich drzwi wygląda dziewczynka. Mówi, że ktoś musi być w mieszkaniu. Za nią rozlega się krzyk. To jej babka wariatka krzyczy. Judym widzi, iż kobieta jest przywiązana do haka. Ludzie nie mają pieniędzy, by płacić na jej utrzymanie w szpitalu, a poza tym i tak nie ma miejsc. Judym szybko zszedł po schodach. Na dole spotkał ciotkę Pelagię. Mieszkała ona razem z jego bratem Wiktorem i bratową. Ciotka poinformowała go, że Wiktor pracuje w fabryce. Czyta książki. Czasem nie ma go przez kilka dni. Najpierw Tomasz chciał wrócić wieczorem, ale potem zapytał, gdzie pracuje jego bratowa i postanowił udać się do fabryki cygar. Czuł odrazę do swoich bliskich.
Stróż wprowadził Judyma do hali, gdzie pracowała jego bratowa. Była do duża hala, w której przy stanowiskach siedziało 700 kobiet. Tomasz umówił się ze swoją bratową o dwunastej. Razem wrócili do domu, jednak Wiktor się nie pojawił. Tomasz obiecał, że wróci wieczorem, lecz gdy zobaczył tłumy robotników wracających z pracy, rozmyślił się. Poszedł na kolację do dobrej restauracji.
Następnego dnia rano Tomasz postanowił odwiedzić Wiktora. Zaproponował, że odprowadzi go do pracy. Ubolewał, że jego bratowa musi tak ciężko pracować. Wiktor opowiedział, że ich sytuacja materialna była tak zła, że kobieta musiała podjąć się tej pracy. Wiktor wspomniał też, że Tomasza wychowała ciotka i dała mu wykształcenie, on zaś jest zwykłym człowiekiem i do wszystkiego musi dochodzić sam. Tomasz poczuł się urażony.
Gdy doszli do fabryki, do Wiktora podszedł młody mężczyzna. Był to pomocnik inżyniera. Wiktor poprosił go, by pozwolił zwiedzić Tomaszowi fabrykę. Podczas zwiedzania Judym zobaczył swojego brata przy pracy.
Mrzonki
W pierwszych dniach września Judym odwiedził Antoniego Czernisza, którego znał jeszcze z czasów studenckich. Lekarz ten cieszył się sporym autorytetem zarówno w kraju, jak i za granicą. Pochodził z biednej rodziny, ale dzięki swojemu uporowi ukończył szkoły i zdobył wykształcenie. Czernisz zaprosił Judyma do grona lekarzy. W pierwszą środę lekarską Judym wygłosił odczyt, który napisał jeszcze w Paryżu.
Był nieco podenerwowany przed odczytem, gdyż pokój był wypełniony po brzegi. Tytuł referatu brzmiał: „Kilka uwag czy słówko w sprawie higieny”.
Judym rozpoczął od nakreślenia obecnego stanu higieny. Później opowiadał o przykładach z Paryża, następnie – z Polski, o warunkach życia ludzi biednych na wsi i w mieście. Kończąc stwierdził, iż w dzisiejszych czasach misją lekarza powinna być pomoc biednym. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Judym mówił o tym, że lekarze powinni interesować się warunkami życia chorych, uświadamiać biedotę, by mogła się zabezpieczyć przed wieloma chorobami. Na sali zrobiło się gwarno. Uznano ten pomysł za idylliczny. Judym jednak upierał się przy swojej tezie. W końcu atmosfera zrobiła się ciężka. Czernisz był wyraźnie zakłopotany.
Doktor Kalecki przystąpił do omawiania odczytu. Skonkludował, iż Judym jest człowiekiem młodym, o gorącym sercu. Przypomniał, iż dla biedoty robi się wiele: są łaźnie, towarzystwa pomagające żebrakom, a i wysokie klasy nie szczędzą jałmużny biednym. Sytuacja biednych nie leży w gestii lekarzy.
Doktor Płowicz poszedł jeszcze dalej w swojej krytyce – zarzucił Judymowi napaść na lekarzy. On również ton wywodów Judyma zrzucił na karb jego młodego wieku. Judym odpowiedział, że jego intencją było nobilitowanie zawodu lekarskiego i wskazanie jego misji w społeczeństwie.
Na kolacji u doktorowej Judym czuł się źle. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Był wściekły. Gdy kolacja dobiegła końca, wszyscy szybko się z nim pożegnali. Wracał do domu z doktorem Chmielnickim. Ten powiedział mu, że medycyna to interes, a jego pomysły to zwykłe mrzonki.
Smutek
Na początku października Judym wybrał się na spacer. Od jakiegoś czasu wszystkim jego myślom towarzyszył smutek. Tak było i tym razem. Powoli dochodził do wniosku, że wcale nie jest nikim wyjątkowym, jak myślał do tej pory. Jego młodzieńcze ideały miały pozostać na zawsze marzeniami.
Szedł w kierunku pałacu, gdy nagle drogę przecięła mu dorożka. Judym zauważył trzy panny, które spotkał w Paryżu. Poznały go, a Joanna uśmiechnęła się do niego lekko, lecz powóz szybko minął Judyma i ten znowu pozostał sam na sam ze swoimi myślami.
Praktyka
Judym rozpoczął pracę. Rano pracował na oddziale chirurgicznym jako asystent, popołudniami przyjmował pacjentów. Mimo iż codziennie siedział w swoim gabinecie, a godziny przyjęć były wywieszone na zewnątrz, w pierwszych miesiącach Judym nie miał ani jednego pacjenta.
Mieszkanie, które zajmował, było trzyizbowe i skromnie urządzone. Domem zajmowała się pani Walentowa (żona bednarza), czasami pomagała jej córka. Obie kobiety szybko zdominowały lekarza. Najpierw próbował wprowadzić swój porządek, potem chciał je zwolnić, ale płakały. Z domu znikało wiele rzeczy: cukier, świece, nafta. Judym poddał się całkowicie i kobiety robiły, co chciały. Pacjentów dalej nie było, toteż Judym często w czasie godzin przyjęć zajmował się czytaniem. Miał tylko jednego pacjenta – starego introligatora – lecz nie pobierał od niego żadnych opłat.
W końcu do Judyma przyszła pierwsza pacjentka. Judym bardzo się ucieszył. Kobieta zaczęła opowiadać mu o stowarzyszeniu ratującym dziewczyny, które zeszły na złą drogę i poprosiła o wsparcie finansowe, którego Judym chętnie jej udzielił. Kobieta zanotowała to w zeszyciku i odeszła. Początki pracy doktora nie wyglądały imponująco. Fundusze po ciotce szybko się wyczerpały, a kredyt u sklepikarza z każdym dniem powiększał się.
Pewnego dnia odwiedziła Judyma jego bratowa. Opowiedziała o tym, co wydarzyło się w fabryce. Wiktor za swoją działalność rewolucyjno-robotniczą poniósł wysoką cenę i teraz musi się ukrywać. Judym wiedział, że kobieta sama nie poradzi sobie finansowo i musi jej pomóc, lecz sam znalazł się w niezbyt dobrej sytuacji materialnej. W pracy nie umiał się skupić. Wyszedł wcześniej i udał się na Cichą.
Zastał tam jedynie ciotkę Pelagię, która nie była zachwycona jego widokiem. Gdy wracał do domu, spotkał doktora Chmielnickiego. Ten zapytał go o pacjentów. Judym opowiedział, jak się sprawy mają i chciał się pożegnać, jednak Chmielnicki zaprosił go do cukierni. Tam złożył mu propozycję wyjazdu na wieś. Jego kolega, który jest dyrektorem zakładu w Cisach, potrzebuje asystenta. Judym zaczął rozważać tę propozycję. Nie chciał opuszczać miasta. Myśl o zamieszkaniu w zupełnej ciszy była dla niego przygnębiająca.
Następnego dnia Judym spotkał się z doktorem Węglichowskim. Ten nakreślił mu warunki pracy na wsi. Asystent miał zarabiać 600 rubli i otrzymać gabinet na własną praktykę, jego obowiązkiem miała być też praca w szpitaliku należącym do pani Niewadzkiej.
Judym opowiedział Węglichowskiemu o swoich problemach i niefortunnym odczycie u Czernisza. Powiedział też, iż miał okazję poznać w Paryżu samą panią Niewadzką, jej wnuczki oraz Podborską. Obiecał dać swoją odpowiedź następnego dnia. Jednak tak naprawdę, mimo wcześniejszej niechęci, postanowił już, że pojedzie do Cisów. Cieszył się na myśl o możliwości spotkania Joanny.
Swawolny Dyzio
Pod koniec kwietnia Judym wyjechał z Warszawy. W pociągu spotkał pewną damę z małym chłopcem. Chłopak kompletnie ignorował jej uwagi. Najpierw oglądał guziki przy mundurze żołnierza, potem chciał nawet sięgnąć po broń, lecz wojskowy odsunął go od siebie. Następnie zaczął przedostawać się do okna depcząc pasażerom po stopach. Wreszcie – mimo protestów jego mamy i pasażerów – stanął na kanapie i zaczął się wychylać przez okno. Prośby matki, by nie wychylał się tak bardzo, Dyzio konsekwentnie ignorował. Kiedy zbyt mocno wychylił się za okno, wojskowy pociągnął do za pasek. Chłopak zaczął rzucać się i kopać. Pokazał matce język. W końcu uspokoił się i usiadł. Po chwili patykiem zaczął wiercić w nodze Judyma. Następnie bawił się jego kapeluszem. Na nic zdały się prośby matki, by się uspokoił, bo konduktor wyrzuci ich z pociągu. W końcu malec usnął.
Judym przesiadł się do innego wagonu. Na kolejnej stacji zobaczył, że Dyzio ze swoją matką opuszczają jego przedział.
Judym wysiadł z pociągu. Resztę podróży miał odbyć powozem. Ku swojemu przerażeniu zobaczył ponownie Dyzia wsiadającego do powozu, którym również miał podróżować Tomasz. Judym przyglądał się krajobrazowi za oknem. Dyzio obudził się i zaczął łaskotać doktora po łydce. Potem zaczął wkładać mu do butów błoto. Gdy doktor się zdenerwował i powiedział, że jeśli się nie uspokoi, to go zleje, chłopak z wyrazem zadowolenia na twarzy zaczął mu błoto rozsmarowywać na nodze.
Judym nie wytrzymał. Kazał zatrzymać powóz. Zdzielił chłopca 30 razy, a następnie zabrał swoją walizkę i postanowił iść dalej piechotą. Po chwili żałował swojej decyzji. Po dotarciu do wsi wynajął woźnicę. Kupił dla chłopa flaszkę wódki. Ten się upił i zaczął galopować. W pewnym momencie wykonał zły manewr i Judym wylądował w błocie. Gdy wstał, okazało się, że chłopina zasnął.
Judym dalej musiał iść pieszo. W drodze minęło go kilku jeźdźców, wśród których była panna Wanda i panna Natalia. Gdy doszedł do miasteczka, od Żydów dowiedział się, że jest w Cisach. Udał się więc do swojego mieszkania, gdzie z radością odświeżył się. Patrząc w okno myślał sobie, że może właśnie tu będzie jego szansa, by oddać światu to, co od niego otrzymał.
Cisy
Następnego dnia Judym poznawał swój nowy zakład pracy. Zakład w Cisach był uzdrowiskiem ze źródłami mineralnymi. Lekarz zwiedzał teren ośrodka i zapoznawał się z jego historią. Był to zakład aukcyjny. Administratorem był Jan Bogusław Krzywosąd Chobrzański, kasjerem zaś pan Listwa, ojczym Dyzia. Judym poznał też skład chemiczny źródeł leczniczych.
Cisy słynęły z wód mineralnych. Tereny, gdzie płynęły źródła, należały do rodziny Niewadzkich. Mąż pani Niewadzkiej postanowił zrobić coś dobrego dla innych i utworzył na tym terenie spółkę. Zachęcał do kupowania udziałów swoich znajomych. Pierwszy dyrektor Cisów był nieodpowiedzialny. Chciał wypromować Cisy na kurort europejski i kazał budować wspaniałe gmachy. Pochłonęło to ogromną ilość pieniędzy, a całe przedsięwzięcie o mało nie upadło. Po śmierci Niewadzkiego do zarządu zgłosił się Leszczykowski. Pokrył on deficyt Zakładu. Dyrektorem zaś uczynił Węglichowskiego.
Węglichowski rozpoczął pracę przy budowie stacji leczniczej. Leszczykowski płacił za część tej inwestycji z własnych funduszy. Był to człowiek bogaty, lecz bardzo skromny. Chętnie pomagał innym. Miał nadzieję kiedyś wrócić do Cisów.
Judym zawarł listowną znajomość z panem Węglichowskim, odwiedził także administratora Cisów. Opowiedział mu on o swoich planach względem Zakładu.
Pan Listwa był życiowym niedołęgą. Żył zdominowany przez żonę i pasierba. Najlepiej czuł się w pracy, wśród swoich kwitów i rachunków.
Kwiat tuberkulozy
Poznawanie zakładu zajęło Tomaszowi sporo czasu. Nie rozpoczął on jeszcze samodzielnej pracy w szpitaliku. Któregoś dnia wstąpił do kościoła. Trwało akurat nabożeństwo. Tomasz zobaczył Natalię, Wandę i Joannę. Ukłonił im się. Gdy nabożeństwo skończyło się, doktor opuścił kościół wraz z innymi. Po chwili w towarzystwie księdza wyszły też dziewczęta. Judym przywitał się. Ksiądz zaprosił wszystkich na śniadanie. Po śniadaniu mężczyźni wyszli na papierosa. Za oknem ksiądz zobaczył Karbowskiego, tego samego człowieka, którego Judym widział w dniu przyjazdu do Cisów, gdy konno jechał wraz z panną Natalią i Wandą. Ksiądz powiedział, że Karbowski leczy się w zakładzie. Chętnie grywa w karty, ogrywając innych.
Karbowski zawitał na plebanię. Widać było jego zainteresowanie panną Natalią. Joanna była tą sytuacją zaniepokojona. Karbowski oznajmił, iż będzie leczył się bardzo długo, ale i tak nie jest pewien, czy odzyska zdrowie.
Joanna ponagliła panny do wyjścia. Odjechały wolandem. Judym widział uczucie w oczach Karbowskiego i Natalii. Zatęsknił za tym, by panna Orszeńska, kiedyś zatęskniła tak za nim.
Przyjdź
Judym siedział w swoim domu. Okno było otwarte. Burza właśnie się skończyła, choć w oddali było jeszcze słychać jej odgłosy. Judym jest szczęśliwy. Patrzy w alejkę. Oczekuje czyjegoś przyjścia.
Zwierzenia
Joanna postanowiła przeczytać swój dziennik. Minęło sześć lat od czasu jej przybycia do Warszawy. Wówczas miała 17 lat, dziś ma 23. Czytając swe wspomnienia, chce ożywić postacie i zdarzenia z tamtych lat.
Joasia wspomina Kielce, swoich rodziców, braci, rok, jaki przeżyła w zacisznym pokoiku przy ulicy Długiej, pierwszą swoją wizytę w teatrze, poezję, którą czytała, swoją pracę nauczycielską, śmierć panny L., pannę Helenę, swoich uczniów. Wspomina wiele miejsc i osób ze swojego dzieciństwa.
TOM II
Poczciwe prowincjonalne życie
Judym miał wiele pracy i wielu pacjentów. Otoczony kobietami był zawsze modnie odziany. Wiódł wygodne i spokojne życie, a praca pochłaniała go bez reszty. Bywał na balach i zebraniach. Na wszystkich zawsze brylowała Natalia. Judym mając powodzenie u kobiet postanowił z nią porozmawiać. Gdy jednak wspomniał o Karbowskim, który wyjechał z Cisów, dziewczyna spojrzała na niego niezwykle ozięble i Judym zrezygnował z dalszej rozmowy.
Życie jego było tak wygodne i tak wypełnione, że nie oddawał się w pełni pracy w szpitaliku. Powstał on właściwie po jego przyjeździe. Wcześniej pełnił rolę składziku.
Wreszcie Judym zajął się budynkiem, który w dużej mierze stał niewykorzystany. Jego staraniem został on nieco odnowiony. Dozorczynią została Wajsmanowa. Judym wystarał się też o żywność dla chorych. W lecie szpital był już gotowy.
Gdy kończył się sezon, większość gości wyjechała z zakładu i zrobiło się smutno. Teraz Tomasz miał więcej czasu, by zająć się swoją ideą. Wkrótce dzieci z folwarku zaczęły chorować na febrę. Chorych przybywało. Któregoś dnia stara Niewadzka poprosiła Judyma o wizytę. Zdradziła mu, iż Joasia chciała podarować swój pokój dla chorych na malarię. Niewadzka postanowiła zrobić jej prezent na urodziny i przeznaczyła na szpitalik dla dzieci starą piekarnią. Tam Joasia, jak się wyraziła, będzie się mogła zajmować „brudasami”. Judymowi było bardzo przykro słysząc takie słowa.
Starcy
Węglichowscy często przyjmowali gości. Przyjaźnili się też z administratorem. Judym nie umiał znaleźć z nimi wspólnych tematów, bowiem cenili oni nadmiernie przeszłość, on zaś żył teraźniejszością. Judym próbował zaprzyjaźnić się z administratorem, którego przychylność bardzo pomogłaby w realizacji jego pomysłów i ulepszeń w czworakach, lecz kiedy tylko Judym rzucał taki temat, był skrzętnie od tego odwodzony.
Jedynym jego sprzymierzeńcem był Leszczykowski, który zapewnił mu „cichą kasę”. Próbował on też zjednać do tych pomysłów Radę, jednak bezskutecznie. Gdy do zakładu przyjechała komisja rewizyjna, Judym chciał jej przedstawić swój plan ulepszeń, spotkał się jednak ze zdecydowanym sprzeciwem Węglichowskiego.
Niespodziewanie Judym otrzymał zaproszenie na kolację od pani Laury i w ten sposób miał okazję do przedstawienia swojego pomysłu – chciał osuszyć tereny wokół Cisów twierdząc, iż są podmokłe i szkodzą chorym. Nie wyrażono na to zgody twierdząc, że woda zalałaby łąkę, a rosną na niej drogie krzewy. Zarzucono też Judymowi, że wykorzystuje dla siebie pieniądze starego Leszczykowskiego. To bardzo go zawstydziło i więcej już nic nie powiedział.
Pomysł osuszenia Cisów upadł, choć Judym o nim nie zapomniał. Popadł jednak w niełaskę zarówno u administratora, jak i dyrektora zakładu. Ten ostatni najchętniej pozbyłby się niewygodnego asystenta, bał się jednak, że Judym rozpowiadając swoje przekonania mógłby Cisom zaszkodzić.
Kiedyś, gdy stał nad tamą, podeszli do niego dyrektor z administratorem. Zadał im pytanie, co zrobiłby Niemiec po przejęciu Cisów: osuszyłby teren czy urządził salę balową? Mężczyźni minęli go, zostawiając bez odpowiedzi.
Ta łza, co z oczu twoich spływa...
Tomasz odłożył trochę pieniędzy, dzięki którym mógł sfinansować wyjazd brata za granicę. Wiktor wyjechał w lutym. Żona prosiła go, by nie zapomniał o niej na obczyźnie, on obiecał, że napisze, jak tylko znajdzie pracę. Gdy odjechał, kobieta długo jeszcze stała na peronie i parzyła w dal. Później wraz z dziećmi ruszyła w kierunku dorożki.
O świcie
Rankiem Judym wybrał się do wsi na wizyty u chorych. Po drodze spotkał powóz, w którym jechała Joasia. Okazało się, że wraca ze spowiedzi. Judym radził jej, by uważała na drodze. Serce na widok dziewczyny zabiło mu mocniej.
Furman zdradził, że tak naprawdę wracają z Woli Zameckiej, gdzie szukali panny Natalii. Dziewczyna zniknęła z domu. Joanna dowiedziała się, że wzięła potajemnie ślub z Karbowskim i razem wyjechali za granicę. Joasia czuje się winna temu, że nie zauważyła, jak silne było jej uczucie do kuracjusza. Judym powiedział, że to nie jej wina. Joanna odpowiedziała, że pewnie jest mu przykro, bo też się kochał w Natalii. Zaprzeczył.
Gdy Joanna wsiadała do powozu, poczuł się dziwnie. Później gdy odjechała, wyrzucał sobie, że nie powiedział jej tylu ważnych słów. Patrząc na ślady jej butów uświadomił sobie, że ją kocha.
W drodze
Wiktor napisał do żony. Był w Szwajcarii, gdzie jej oczekiwał. Kobieta sprzedała wszystko, co posiadała i ruszyła wraz z dziećmi w podróż. W Wiedniu uświadomiła sobie, że jest na obcej ziemi, nie rozumie języka, poczuła się nieswojo. Po kilku godzinach ruszyła do Winterturu w Szwajcarii, gdzie miała spotkać się z mężem. Zmęczona zasnęła w pociągu i przejechała stację. Gdy wysiadła, nie wiedziała, co ma dalej począć. Zaczęła iść w stronę miasta. Natknęła się na powóz, w którym jechała młoda para. Kobieta zwróciła się do nich o pomoc. Mówili po polsku. Mężczyzna złożył reklamację w kasie i dzięki temu Wiktorowa mogła spokojnie kontynuować podróż.
Młodzi ludzie zmierzali do Włoch. Gdy w rozmowie padło nazwisko Judym, Natalia zapytała, czy krewnym Wiktorowej nie jest przypadkiem Tomasz. Ta potwierdziła. Życzyła młodym dużo szczęścia i tak się rozstali. Gdy Wiktorowa przybyła do Winterturu, była zła na męża, że pozwolił jej jechać samej taki szmat drogi. Poszli do wynajmowanego mieszkania. Wiktor musiał iść do pracy. Dzieci pobiegły za nim. Wiktorowa została sama.
Patrzyła przez okno. Widziała salkę, a w niej inwalidów. Było jej smutno. Ktoś zapukał do drzwi. Jakiś mężczyzna krzyczał na nią, ale nie rozumiała, co mówi. Po jakimś czasie wrócił Wiktor wraz z owym zdenerwowanym człowiekiem. Dzieci Judymów zniszczyły mu winorośl. Okazało się, że trzeba będzie za nią zapłacić, a mieszkanie opuścić. Wiktor powiedział, że zamierza wyjechać do Ameryki. Wiktorowa wiedziała, że nigdy już nie zobaczy Warszawy.
O zmierzchu
Judym miał sporo obowiązków. Pracował w szpitalu, w zakładzie, zajmował się chorymi. Najbardziej lubił wieczory. Wtedy chodził do parku. Tam też przychodziła Joasia i Wanda i razem spacerowali. Tomasz kochał Joannę z całego serca, lecz nigdy nie wyznał jej swojego uczucia. Bał się, że ukochana kiedyś zniknie z jego życia.
W połowie czerwca Judym spotkał Joasię na drodze do wsi. Szedł na wizyty do chorych. Dziewczyna skłamała, że szła na spacer. Wyznała, że zwróciła na niego uwagę trzy lata temu, gdy widziała go kilkukrotnie, jak jechał tramwajem na Chłodną. Gdy doszli do wsi, Judym poszedł na wizyty, a ona pozostała na zewnątrz. Wizyty długo trwały, lecz dziewczyna mimo to czekała na Tomasza. Szli drogą do Cisów. Tomasz powiedział, że wie, dlaczego trzy lata temu zwróciła na niego uwagę. Powiedział, że pewnie przeczuwała, że to on będzie jej mężem. Dziewczyna zapytała, czy jest tego pewien. On objął ją i pocałował.
Szewska pasja
Administrator opóźnił szlamowanie zbiornika. Później do Cisów przyjechali kuracjusze i nie można było już podjąć prac z nim związanych, toteż administrator zarządził wykopanie rynny i spuszczanie wody i błota do rzeki, z której wodę czerpali mieszkańcy wioski. Kiedy Judym zobaczył rynnę, chciał się dowiedzieć, dokąd są spuszczane ścieki, ale potem zamyślił się. Z odrętwienia wyrwał do dopiero widok Węglichowskiego i administratora. Stali przy śluzie. Początkowo nie chciał z nimi rozmawiać, a i oni ignorowali go. Minął ich, lecz po chwili zawrócił.
Zarzucił im, że Cisy dostarczają jedynie zamulonej wody wiosce, kuracjuszy zaś karmią kłamstwami. Nie chciał zgodzić się na to, by szlam był odprowadzany do rzeki dostarczającej wodę pitną do wioski. Kłótnia przerodziła się w szarpaninę, skutkiem której Judym wepchnął administratora do szlamu i odszedł.
Gdzie oczy poniosą
Po awanturze dostał list od dyrektora zawiadamiający go, iż rozwiązuje z nim umowę w trybie natychmiastowym. Wieczorem przyszła do niego Joasia. Przytulił ją i wyjaśnił, co zaszło. Powiedział, że musi opuścić Cisy i że nie mógł postąpić inaczej. Dziewczyna szybko odeszła, a on rozmyślał długo w nocy. Nie miał siły opuszczać tego wszystkiego, co było jego domem przez ostatni rok.
Pomyślał, że może wyjechać na jakiś czas. Potem zjedna sobie żonę dyrektora i wróci. Zacznie życie od nowa. Weźmie cichy ślub z Joasią. Rano obudził się i zaczął przygotowywać do wyjazdu. Było mu smutno, że opuszcza miejsce, które było jego domem.
Gdy czekał na przesiadkę, zobaczył w tłumie inżyniera Korzeckiego, którego poznał jeszcze w Paryżu. Korzecki podszedł do Judyma. Pytał o pracę. Judym nie był w stanie z nim rozmawiać. Inżynier uszanował to. Zaproponował, by pojechał z nim do Sosnowca, tam będzie mógł odpocząć, a potem znajdzie sobie pracę. Początkowo Tomasz był niechętny temu pomysłowi, lecz ponieważ nie miał gdzie się zatrzymać w Warszawie, w końcu się zgodził. Podróż minęła w milczeniu. Tomasz bardzo tęsknił za Joanną. Późnym popołudniem dotarli do Zagłębia.
Mężczyźni udali się powozem do kopalni „Sykstus”. Mijali hałdy. Krajobraz był przygnębiający. Zatrzymali się przed kantorem. Korzecki zostawił Judyma w pierwszym pomieszczeniu, a sam poszedł dalej. Judym zaczął pisać list do Joanny. W pewnym momencie zauważył, że stoi za nim Korzecki i czyta, co ten pisze. Podarł list i schował do kieszeni. Korzecki powiedział, że mogą teraz ruszyć dalej do jego mieszkania. Przeprosił też, że przeczytał list. Judym nie chciał nic jeść. Korzecki z uśmiechem nakazał mu zjeść befsztyk w imieniu panny Joanny.
Korzecki zaproponował Judymowi, by objął stanowisko lekarza przy kopalni. Zwierzył mu się też ze swoich skołatanych nerwów – dużo pracuje, nie potrafi unikać wzruszeń. Podarował jakiemuś chłopcu kapelusik i kiedy dowiedział się, że ten nie żyje, bardzo to przeżył. Wyjechał na kilka dni. Nie potrafi znaleźć dystansu. Ma kłopoty ze snem.
Glikauf!
Judym obudził się. Był sam. Wybrał się na spacer. Krajobraz przygnębiał go. Rudery, hałdy, dźwięk kopalnianego dzwona, wszystko to nastrajało go pesymistycznie. W pewnym momencie podszedł do niego jakiś mężczyzna i oznajmił, że Korzecki chce się z nim widzieć, toteż Judym udał się na spotkanie z inżynierem.
Inżynier na prośbę Judyma pokazał mu kopalnię. Zjechali na dół. Widział, jak ludzie pracują. Konie ciągnęły szeregi wózków. Światło padało jedynie z kaganków. Inżynier pozdrawiał napotkanych górników słowem „Glikauf”, co znaczyło „Na szczęście”. Judym pomyślał, że w tych warunkach słowo to ściska za serce. Zatęsknił za Joanną. Była to bardzo silna tęsknota.
Korzecki zostawił Judyma w towarzystwie górnika, który zaczął wyjaśniać mu, jak się robi caliznę, jednak Judym nie słuchał go. Z zamyślenia wyrwał go głos Korzeckiego. Gdy ruszyli dalej, usłyszeli jakieś głosy. Korzecki wytłumaczył, że górnik bije batem konia, który nie chce ruszyć, gdyż wie, iż doczepiono mu o jeden wózek za dużo. Judym powiedział, iż powinno to być zabronione. Korzecki odparł, że nie ma już siły zabraniać.
Pielgrzym
Judym wybrał się wraz z Korzeckim w odwiedziny do inżyniera Kalinowicza. Tam poznał jego córkę i syna. Korzecki rozmawiał z panną Heleną, lecz był nią jakby zniechęcony. Później podjął rozmowę z młodym Kalinowiczem. Tomasz słuchał tego wszystkiego ze smutkiem. Mężczyźni rozmawiali o higienie. Zdaniem młodego Kalinowicza epidemie w małych miasteczkach powinno się zwalczać przymusem.
Za oknem rozszalała się burza. Judym tęskno parzył przez okno. Wysłał list do Joanny. Podał swój adres. Tymczasem panna Helena zaprosiła wszystkich na herbatę.
Kalinowicz zapytał Judyma o pracę. Ten odparł, że chciałby pracować przy kopalni, ale najpierw chce się rozejrzeć. Lokaj przyniósł wiadomość, że ktoś czeka na Korzeckiego. Judym, w nadziei że to posłaniec z listem od Joanny, wyszedł za nim. Korzecki odebrał paczkę. Zdenerwował się widząc Tomasza. Oznajmił, że w paczce jest materiał na ubranie, które zamówił u przemytnika.
Aspregnes me!
Pewnego dnia, gdy Judym wrócił do domu, zastał tam młodego chłopca – Olka Daszkowskiego – który prosił o wizytę lekarza u chorej na płuca matki. Korzecki był małomówny. Judym zauważył, że ten płacze. Gdy Judym dotarł do Zabrzezia, cała rodzina chorej wyszła go witać. Judym stwierdził suchoty w ostatnim stadium. Nie wiedział, czy ma powiedzieć kobiecie prawdę. Ta prosiła go, by przedłużył jej życie choć o kilka miesięcy. Bardzo chciała żyć. Chciała wiedzieć, co stanie się z Olesiem. Oleś płakał w kącie. Martwili się, że Korzecki ich nie odwiedza. Nagle usłyszeli głos pawia. Kobieta powiedziała, że się boi. Gdy Judym wrócił do Sosnowca, był przygnębiony. Kobieta ta stała mu się dziwnie bliska. Usłyszał krzyk pawia.
Dajmonion
Tomasza przyjął posadę lekarza i zamieszkał w pobliżu kopalni. Spotykał się z inżynierem, bo nie miał innych znajomych, lecz jego towarzystwo przygnębiało go, wzmagało dziwną trwogę. Któregoś dnia otrzymał dziwny liścik od Korzeckiego. Cytat z Sokratesa zapisany na skrawku papieru. Judym wybrał się do inżyniera z wizytą. W bramie stał furman i mówił coś o Korzeckim. Judym wsiadł do dorożki, która szybko odjechała.
Przed kamienicą, w której mieszkał inżynier, zgromadził się tłum ludzi. W mieszkaniu Judym zobaczył Korzeckiego z roztrzaskaną głową, całego we krwi. Szuflada była otwarta, a w niej atlas anatomiczny otwarty na stronie z czaszką, na której była narysowana czerwona linia prowadząca od tyłu głowy do lewego oka. Do pokoju wszedł jakiś blondyn. Pochylił się nad zwłokami i próbował obudzić inżyniera. Potem przysiadł i coś szeptał. Judym patrzył w milczeniu na tę scenę.
Rozdarta sosna
W początkach września Judym mógł wreszcie zobaczyć się z narzeczoną. Jechała ona wraz z Niewadzką i jej wnuczką do Włoch, by tam spotkać się z Karbowskimi. W drodze zatrzymywały się w Częstochowie i Joasia mogła przyjechać na jeden dzień do Zagłębia. W liście napisała, że nie chce nikogo odwiedzać. Judym nie potrafił odgadnąć, co to oznacza. Z samego rana wybrał się po Joasię na dworzec.
Długo milczeli. Potem zaczęli rozmawiać o różnych nieistotnych sprawach. Joasia zwracała się do niego oficjalnie. Chciała zobaczyć kopalnię. Później Judym zaprowadził ją do swoich podopiecznych. W końcu zapytał, gdzie zamieszkają. Joasia odpowiedziała, że tam, gdzie będzie chciał. Ona może mu pomagać w pracy nawet tu.
Joasia roztaczała wizję ich wspólnego domu. Nie chciała luksusów. Mówiła, że uczyła się, jak prowadzić dom. Judym przerwał jej mówiąc, że musi zburzyć te chaty, bo nie może patrzeć, jak ludzie umierają od cynku.
Powiedział jej, że kocha ją ponad wszystko, lecz miłość do niej go zmienia. Nie może odzyskać spokoju. Jest lekarzem, musi pomagać innym. Chce spłacić swój dług i dlatego musi wyrzec się własnego szczęścia. Poszli do lasu. Dziewczyna długo płakała. W końcu wstała i życzyła mu szczęścia. Odjechała.
Judym położył się na ziemi. Słyszał huk dynamitu. Patrzył na rozdartą sosnę stojącą na urwisku. Zdawało mu się, że słyszy płacz. Nie wiedział, czy to płacz Joasi, lochów kopalni czy tej rozdartej sosny.