to z Zawadzkim). Przedsięwzięcie zakończyło się jednak niepowodzeniem – pociąg przejechał, a uszkodzenia mostu (kiedy nie udało się zatrzymać pociągu, Zośka podjął decyzję, by wysadzić sam most) były nieznaczne.
Przyszła pora, by się wycofać. Odskok przeprowadzano w trudnych warunkach – ze zgaszonymi światłami i po nieznanych drogach. Drugie auto, które prowadził Ryszard Wesoły („Rysiek”), miało wypadek. Ranny został kierowca, trzech szturmowców wyszło z wypadku bez szwanku. Zośka nakazał wziąć Ryśka do samochodu. Od teraz jechali bardzo powoli. Obok nich szło trzech żołnierzy, którzy ubezpieczali trasę. Byli to Felek Pendelski („Felek”), Andrzej Zawadowski („Gruby”) i Maciek – jedni z najwybitniejszych członków oddziału.
Powoli wschodziło słońce. Niemcy już od pewnego czasu otrzymywali meldunki o uszkodzeniu mostu. Jedna z ich ciężarówek dostrzegła ludzkie sylwetki na drodze. Przez pewien czas wróg trzymał się z daleka. Zaatakował dopiero wtedy, gdy teren stał się spadzisty i mógł jak najciszej (z wyłączonym silnikiem) zbliżyć się do członków Grup Szturmowych. Rozpoczęła się strzelanina. Pomimo bohaterskiej postawy śmierć ponieśli Felek i Gruby. Przetrwać udało się tylko Maćkowi – jego karabin był zacięty i nie mogąc strzelać, schował się więc w łanie żyta.
Akcja w Czarnocinie była jedną z najbardziej pechowych w historii Szarych Szeregów. Zośka przez długi czas analizował błędy, chcąc ich w przyszłości uniknąć.
Akcja w Sieczychach
Grupy Szturmowe Szarych Szeregów postanowiły zlikwidować w ciągu jednej nocy sieć niemieckich posterunków mieszczących się na północno-wschodniej granicy Generalnego Gubernatorstwa (było ich ponad dziesięć). Główne Dowództwo skierowało do tej akcji kilka miejscowych oddziałów oraz posiłki z Warszawy. Jedną z grup dowodzić miał Zośka. Jej zadaniem było zniszczenie budynku mieszczącego się w Sieczychach.
Zawadzki zgrupował swój oddział już trzy dni przed akcją. Żołnierze przyzwyczajali się do nowych warunków, poznawali teren. Akcja miała odbyć się 20 sierpnia. Od samego rana przygotowywano bronie. O godzinie 19:30 Zośka udzielił ostatnich wskazówek. Grupa wyruszyła.
Po przejściu ośmiu kilometrów żołnierze schronili się w jarze, z którego doskonale widzieli drewniany posterunek. Głównym uderzeniem kierować miał Zawadzki (do szturmu przystępowało ok. 20 osób), ubezpieczeniem zajmował się Andrzej Morro.
Zwiadowca dostarczył komunikat, że żandarmi śpią, a na zewnątrz czuwa tylko jeden wartownik z karabinem.
O północy wyruszyła grupa uderzeniowa. Gdy zobaczyli wartownika, Zośka dał znak, by rzucić granat. Eksplozja spowodowała olbrzymie zamieszanie. Zawadzki rozpoczął bieg w kierunku płotu, za nim podążyli inni żołnierze. Rozpoczęła się strzelanina. Oddział Zawadzkiego odniósł zdecydowane zwycięstwo. Jednak przypłacił je śmiercią jednej osoby - dowódcy. Zośka został zastrzelony przez wartownika, który mierzył do niego z okna.