Działalność bohaterów „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego miała prowadzić do osłabienia pozycji okupanta oraz zaznaczeniu ciągłej obecności ruchu oporu w Polsce. Szczególne znaczenie miały akcje dywersyjne, których służyły nękaniu nieprzyjaciela, krzyżowaniu jego planów, obniżaniu efektywności pracy, utrudnianiu prowadzenia wszelkich działań. W opowieści o losach Alka, Zośki i Rudego znajdziemy kilka opisów tego rodzaju akcji.
Początek dywersji
Listopad 1942 r. był miesiącem przełomowym w II wojnie światowej. Wojska radzieckie zaczęły stopniowo odpierać niemiecką ofensywę, Rommel poniósł klęskę w Afryce. Właśnie wtedy w Polsce podjęto decyzję o rozpoczęciu intensywnych działań dywersyjnych. Czas ten okazał się okresem zmian także dla bohaterów „Kamieni na szaniec”. Po ponad półtorarocznej współpracy z Małym Sabotażem mieli teraz przejść do Kedywu (Kierownictwa Dywersji), a symbolami ich działalności miały stać się „pistolet, granat i dynamit”.
Grupy Szturmowe przeszły bardzo intensywne szkolenie. Oswajano ich z bronią, pokazywano, jak odpowiednio zachowywać się w terenie. Dla wszystkich były to nowe doświadczenia, lecz mieli pełną świadomość, iż w ten sposób najlepiej przysłużą się ojczyźnie.
Akcja w Kraśniku
Pierwsza akcja dywersyjna, w której uczestniczyli bohaterowie „Kamieni na szaniec” (tylko Zośka i Rudy – Alek tym razem „został na lodzie”) miała odbyć się w noc sylwestrową w Kraśniku.
Przygotowania do akcji miały miejsce w mieszkaniu Rudego, które zmieniło się w swoiste laboratorium. Szykowano tam miny mające wysadzić tory kolejowe. Działano, rzecz jasna, w ścisłej tajemnicy.
Na miejsce bohaterowie przybyli grubo przed północą. Przeprowadzono szybkie rozpoznanie i stwierdzono, iż najlepszym miejscem na spowodowanie katastrofy będzie wielki łuk zakrętu przebiegającego lasem. Zajęto pozycje, wyznaczeni zaczęli kopać (nie wzięli kilofów, a ze względu na mróz ziemia była naprawdę twarda), inni ubezpieczali akcję.
Nagle Rudy zobaczył w oddali postać oświetlającą drogę latarką. Zupełnie nie wiedział, co robić. Nie chciał „zgrywać bohatera” na pierwszej akcji, więc podszedł cicho do bardziej doświadczonych kolegów. Gdy trzy osoby udały się, by sprawdzić zagrożenie, okazało się, iż był to mężczyzna wracający z zabawy sylwestrowej. Zatrzymano go w areszcie dywersyjnym i spokojnie dokończono prace. W samą porę – pociąg właśnie nadjeżdżał.
Zośka pełnił rolę obserwatora – jego zadaniem było powiadomienie minera w odpowiednim momencie, aby ten wywołał eksplozję. Zawadzki krzyknął, kolejny żołnierz włączył zapalnik elektryczny, lecz nic się nie stało. Dopiero gdy szarpnął kablem, nastąpił wybuch. Chociaż był nieco spóźniony, wszystko się udało. Później rzucono jeszcze butelkę łatwopalnego płynu na wykolejone wagony. Niemiecki sprzęt bojowy, którego przeznaczeniem było dotarcie do Rosji, płonął. Tej nocy jeszcze kilka oddziałów wykonało te same akcje, osłabiając nazistowskie posiłki wysyłane na wschodni front.
W trakcie powrotu do Warszawy ciężarówka z bohaterami wpadła do rowu. Na szczęście nie stało się nic poważnego i, mimo pękniętych resorów, osiągnięto cel podróży.
Ewakuacja mieszkania przy Brackiej
Był luty 1943 r. Okazało się, że koniecznie należy wynieść pewne rzeczy z mieszkania w czynszowej kamienicy, która znajdowała się przy ulicy Brackiej. Pewnego zimowego wieczoru podjechało tam kilka aut i przyszło kilkadziesiąt osób. Wynoszeniem kierował Zośka, akcję ubezpieczali Rudy i Alek.
Akcja trwała dwie godziny (od 5 do 7), a liczba zatrzymanych mieszkańców kamienicy (nie mogli opuścić budynku, dopóki praca nie zostanie skończona) wynosiła już ok. 200 osób. Gdy samochody wykonywały którąś z kolei turę, do kamienicy weszło dwóch policjantów (Alek miał rozkaz wpuszczać każdego, nie mógł tylko wypuszczać). Mężczyźni zobaczyli wymierzone w siebie lufy. Zostali rozbrojeni.
Ktoś, kto powiadomił policję, zaalarmował później strażników pobliskiej fabryki (werkschutzów). Weszli oni ostrożnie do budynku (Alek musiał ich wpuścić). Kiedy usłyszeli ostrzeżenie, rozpoczęła się strzelanina. Dwóch z nich zginęło. Ranny w udo został Rudy, Zośka dostał rykoszetem w piętę.
Był to już koniec prac, więc podtrzymując towarzysza na ramieniu, Zawadzki wyszedł na ulicę. Przez pomyłkę wsiedli do obcego samochodu. Było już za późno na zmianę, Zośka wyciągnął broń i kazał mężczyźnie jechać. Tymczasem inni towarzysze powoli opuszczali zajmowany pozycje. Uczynili to w odpowiednim momencie – niebawem pod kamienicę przyjechały ciężarówki z niemieckimi żołnierzami.
Akcja pod Arsenałem
Akcja pod Arsenałem była jedną z najważniejszych oraz najtrudniejszych akcji dywersyjnych, zorganizowanych przez Grupy Szturmowe. Jej głównym celem było oswobodzenie Rudego oraz innych więźniów.
Odbyła się ona w środku miasta, gdzie okupanci wciąż czuwali na „porządkiem”. Po krótkiej strzelaninie bohaterom udało się wykonać misję. Zamaskowani żołnierze niemieccy (wyszli z budynku jako urzędnicy) śmiertelnie ranili Alka. Także Rudy, skatowany bestialsko w więzieniu przez gestapo, wkrótce zmarł.
Akcja w Celestynowie
Akcja w Celestynowie odbyła się w maju 1943 r. Jej celem było uwolnienie więźniów przewożonych z Majdanka do Oświęcimia. Pociąg miał przybyć na stację o 22. Dowódcą przedsięwzięcia był Zośka, a towarzyszem i obserwatorem kapitan Pług.
Gdy bohaterowie przybyli na miejsce i zajęli odpowiednie pozycje (część rozstawiła się pośród torów, niektórzy zasiedli na ławkach, udając podróżnych), dowiedzieli się, iż pociąg będzie opóźniony.
Dopiero po północy dało się słyszeć odgłosy nadjeżdżającej maszyny. W tym czasie nieopodal zatrzymał się pociąg przewożący żołnierzy III Rzeszy, którzy zmierzali na front. Zośka podjął szybką decyzję, by przecięto kable telefoniczne i nakazał zająć pozycje.
O pierwszej pociąg był na stacji. Maciek (dowódca niewielkiego oddziału) znalazł wśród wagonów więźniarkę. Kiedy chciał gwizdnąć, wyskoczył z niej Niemiec. Niewiele myśląc polski żołnierz wystrzelił w jego stronę. Zaczęła się strzelanina. Ludzie Maćka schowali się pod wagonami. Zośka nakazał innym ruszyć z pomocą i strzelać w stronę kuszetki. Ostatecznie ktoś rzucił granat w stronę wagonu konwojentów, a wyłaniający się z mroku chłopcy otworzyli łomem więźniarkę.
Zośka patrzył z niepokojem w stronę drugiego pociągu, lecz nic się nie działo. Po czterdziestu minutach akcji udało się uratować 49 więźniów. Gdy już odeskortowano ich w bezpieczne miejsce, Zawadzki nakazał powrót do Warszawy.
Akcja w Czarnocinie
Celem akcji w Czarnocinie było wysadzenie niemieckiego pociągu zmierzającego na front (przewoził on materiały niezbędne armii). Już na samym początku miało miejsce przykre zdarzenie. Trzech członków Grup Szturmowych nie zatrzymało się do niemieckiej kontroli. Rozpoczął się pościg, w wyniku strzelaniny zginął Tadeusz Mirowski („Oracz”).
Część grupy wyruszyła wcześniej. Zośka został w Warszawie, by zabrać z magazynu pewne potrzebne materiały i dodatkową broń. Jednak na skutek różnych utrudnień magazynier przybył trochę później. Kiedy Zawadzki wyruszał ze stolicy, miał już naprawdę niewiele czasu (w dodatku nie do końca znał drogę). Przybywszy w końcu na miejsce, zarządził sfinalizowanie akcji (drugi oficer wciąż nie mógł się zdecydować, chciał skonsultować to z Zawadzkim). Przedsięwzięcie zakończyło się jednak niepowodzeniem – pociąg przejechał, a uszkodzenia mostu (kiedy nie udało się zatrzymać pociągu, Zośka podjął decyzję, by wysadzić sam most) były nieznaczne.
Przyszła pora, by się wycofać. Odskok przeprowadzano w trudnych warunkach – ze zgaszonymi światłami i po nieznanych drogach. Drugie auto, które prowadził Ryszard Wesoły („Rysiek”), miało wypadek. Ranny został kierowca, trzech szturmowców wyszło z wypadku bez szwanku. Zośka nakazał wziąć Ryśka do samochodu. Od teraz jechali bardzo powoli. Obok nich szło trzech żołnierzy, którzy ubezpieczali trasę. Byli to Felek Pendelski („Felek”), Andrzej Zawadowski („Gruby”) i Maciek – jedni z najwybitniejszych członków oddziału.
Powoli wschodziło słońce. Niemcy już od pewnego czasu otrzymywali meldunki o uszkodzeniu mostu. Jedna z ich ciężarówek dostrzegła ludzkie sylwetki na drodze. Przez pewien czas wróg trzymał się z daleka. Zaatakował dopiero wtedy, gdy teren stał się spadzisty i mógł jak najciszej (z wyłączonym silnikiem) zbliżyć się do członków Grup Szturmowych. Rozpoczęła się strzelanina. Pomimo bohaterskiej postawy śmierć ponieśli Felek i Gruby. Przetrwać udało się tylko Maćkowi – jego karabin był zacięty i nie mogąc strzelać, schował się więc w łanie żyta.
Akcja w Czarnocinie była jedną z najbardziej pechowych w historii Szarych Szeregów. Zośka przez długi czas analizował błędy, chcąc ich w przyszłości uniknąć.
Akcja w Sieczychach
Grupy Szturmowe Szarych Szeregów postanowiły zlikwidować w ciągu jednej nocy sieć niemieckich posterunków mieszczących się na północno-wschodniej granicy Generalnego Gubernatorstwa (było ich ponad dziesięć). Główne Dowództwo skierowało do tej akcji kilka miejscowych oddziałów oraz posiłki z Warszawy. Jedną z grup dowodzić miał Zośka. Jej zadaniem było zniszczenie budynku mieszczącego się w Sieczychach.
Zawadzki zgrupował swój oddział już trzy dni przed akcją. Żołnierze przyzwyczajali się do nowych warunków, poznawali teren. Akcja miała odbyć się 20 sierpnia. Od samego rana przygotowywano bronie. O godzinie 19:30 Zośka udzielił ostatnich wskazówek. Grupa wyruszyła.
Po przejściu ośmiu kilometrów żołnierze schronili się w jarze, z którego doskonale widzieli drewniany posterunek. Głównym uderzeniem kierować miał Zawadzki (do szturmu przystępowało ok. 20 osób), ubezpieczeniem zajmował się Andrzej Morro.
Zwiadowca dostarczył komunikat, że żandarmi śpią, a na zewnątrz czuwa tylko jeden wartownik z karabinem.
O północy wyruszyła grupa uderzeniowa. Gdy zobaczyli wartownika, Zośka dał znak, by rzucić granat. Eksplozja spowodowała olbrzymie zamieszanie. Zawadzki rozpoczął bieg w kierunku płotu, za nim podążyli inni żołnierze. Rozpoczęła się strzelanina. Oddział Zawadzkiego odniósł zdecydowane zwycięstwo. Jednak przypłacił je śmiercią jednej osoby - dowódcy. Zośka został zastrzelony przez wartownika, który mierzył do niego z okna.