Aleksander Świętochowski (ok. 1905) |
Artykuł Aleksandra Świętochowskiego zatytułowany „My i wy” ukazał się w 1871 r. na łamach warszawskiego „Przeglądu Tygodniowego”. Już sam tytuł tekstu sugeruje, iż oparty jest on na różnicach między dwoma środowiskami czy nawet pokoleniami – przedstawicielami pozytywizmu (my) a ludźmi wciąż wiernymi romantycznemu sposobowi myślenia.
„My i wy” - opracowanie
Tekst Aleksandra Świętochowskiego często uważany jest za jeden z najważniejszych manifestów pozytywizmu. Autor rozpoczyna go nieco przewrotnie, przytaczając opinie na temat swojej generacji, które zaczerpnął z pism opanowanych przez romantyków. Nie są to oczywiście przychylne sądy – pokolenie młodych jawi się w nich jako destrukcyjna siła przewalająca się przez horyzont ideowy, niszcząc wszystko, co stanie na ich drodze. W późniejszych partiach tekstu przytoczone zostają także zarzuty dotyczące nieuctwa pozytywistów oraz braku określonego celu w ich działaniach. Zwolennicy starego porządku dyskredytują działalność nowych twórców, odmawiając im szacunku oraz dobrej woli.
Aleksander Świętochowski stara się odrzucić wysunięte przeciw pozytywistom zarzuty, co często czyni w niewybredny sposób. Generację romantyków porównuje nawet do żydowskich furmanów, którzy uważają, iż kolej wynaleziono tylko po to, by zrobić im na złość. Tekst „papieża warszawskiego postępu” (bo tak często nazywano autora „My i wy”) uwidacznia znaczące różnice pomiędzy przedstawicieli obu pokoleń.
Pozytywiści dążą do postępu, chcą edukacji oraz pragną, by ludzie rzetelnie pracowali. Nie starają się za wszelką cenę podtrzymyać stary porządek, który oparty jest na kontaktach dających obopólne korzyści. Najbardziej pragną, by za ich sprawą w społeczeństwie narodziły się nowe siły, które doprowadzą do poprawy jego losu. W znacznie mocniejszym tonie Świętochowski wypowiada się o „opiekunach sentymentalnych powieści”:
(…) Wy jesteście starzy, liczni, krępowani między sobą tysiącem niewidzialnych nici, skradacie się ze swoimi zasadami nieśmiało, żądacie w literaturze spokoju, nieruchomości, każecie wszystkim patrzyć w przeszłość, szanować nawet jej błędy, chcecie, ażeby was, tak jak senatorów rzymskich, była zawsze jedna tylko liczba, ażeby was nikt nie sądził, nikt o nic nie upominał – oto wasza zasługa (…).
To sama esencja zarzutów, jakie pod adresem poprzedników wysuwali pozytywiści. Widzieli w nich głównych winowajców stagnacji, ludzi pielęgnujących dawny, przebrzmiały już ład. W innym fragmencie tekstu Świętochowski pisze tak: „(...) Wy wszyscy, którym już tylko siwizna i zmarszczki pozostały na obronę zdań własnych”. Tutaj ponownie wypomina autor starszemu pokoleniu jego bezradność, słabość i niezdolność do podjęcia działań, które pozytywnie wpłynęłyby na społeczeństwo polskie.
W tzw. epoce pozytywizmu żyli i tworzyli zarówno romantycy, jaki i pozytywistyczni nowatorzy. Z tego względu polemika pomiędzy nimi przybierała często zadziorne formy, pełne ataków i złośliwych uwag. Różnice światopoglądowe między nimi były nie do zniwelowania: „(...) między naszymi obozami popalone mosty, pozrywane groble”. Dlatego też pozytywiści często wypominali romantykom, że mimo iż ich czas już minął, usilnie starają się utrzymać na powierzchni wydarzeń, konsekwentnie utrudniając działanie zwolennikom nowych idei.
Jak się miało okazać, poprzednie pokolenie nie uniemożliwiło pozytywistom realizację ich planów i postulatów. W końcu i oni, w dużej mierze dzięki konsekwentnej pracy umysłowej i publicystycznej, znaleźli swoje miejsce w historii, próbując w jak najwyższym stopniu usprawnić działanie rozwarstwionego społeczeństwa.