Utwór Jana Andrzeja Morsztyna pt.: „Do tejże” przypomina w dużej mierze inny wiersz tego samego twórcy – „O swej pannie”. Podobnie jak wspomniany utwór, swoją formą odwołuje się on do epigramatu, tożsamy jest również temat – opis urody ukochanej podmiotu lirycznego.
I tu także, podobnie jak w „O swej pannie”, niecodzienne przymioty kobiety opisane zostają przy użyciu zaskakującego konceptu opartego na wyliczeniu (enumeratio), choć o nieco odmiennym charakterze.
Różnica staje się wyraźna już w początkowym fragmencie, w którym podmiot liryczny zwraca się bezpośrednio do adresatki wskazując, że to jej atrybuty będą w wierszu opisywane:
Oczy twe nie są oczy, ale słońca jaśnie
Świecące, w których blasku każdy rozum gaśnie (…).
Szybko klaruje się również koncept wiersza, który opierał się będzie na zaprzeczeniu „ziemskości” i „zwykłej” cielesności – cielesnych przecież – elementów opisu, jakimi staną się po kolei oczy, usta i piersi kobiety. Z perspektywy podmiotu lirycznego jawią się one jako symbole potężnych, wszechogarniających i kojarzonych z granicznym pięknem zjawisk:
(…) Usta twe nie są usta, lecz koral rumiany,
Których farbą każdy zmysł zostaje związany;
Piersi twe nie są piersi, lecz z nieba surowy
Kształt, który wolą nasze zabiera w okowy (...).
W powyższej konstrukcji (paralelizm składniowy) podmiot liryczny zaprzecza więc prostemu istnieniu owych oczu, ust i piersi, uznając je za zbyt niezwykłe na to, by miały być jedynie uznawane za części ciała kobiety. Oczy zestawia tutaj Morsztyn z jasnością i ciepłem słońca, którego blask oślepia rozum, a przez to zniewala podmiot liryczny i odbiera mu zdolność logicznego opisu zjawisk. Usta wybranki zestawione zostały z intensywną czerwienią koralu, która „każdy zmysł wiąże” – atrybuty ukochanej pozbawiają zatem podmiot liryczny również zdolności prawidłowego posługiwania się zmysłami i odbierania bodźców zewnętrznych. Piersi z kolei, porównywane do „niebiańskiego kształtu”, skutkują doprowadzeniem metaforyki tekstu na granicę hiperbolizacji – poprzez nadanie kobiecie atrybutów boskości.
Podsumowaniem tego stanu rzeczy stanie się finalny dystych:
(…) Tak oczy, piersi, usta, rozum, zmysł i wolą,
Blaskiem, farbą i kształtem ćmią, wiążą, niewolą.
Poprzez tego rodzaju nagromadzenie rzeczowników związanych z kobietą, w zaledwie dwóch wersach ujęty został sens całego utworu – trzy części ciała ukochanej paraliżują trzy najważniejsze ośrodki poznawcze podmiotu lirycznego („rozum, zmysł i wolę”) za pomocą trzech jedynie mamideł („blasku, farby i kształtu”), które – choć wydają się prozaiczne – okazują się na tyle potężne, że bez trudu zniewalają zakochanego mężczyznę.