System i nauczyciele
„Ferdydurke” stanowi z pewnością satyryczny obraz polskiej społeczności międzywojennej, a jednym z ważniejszych przedmiotów tej krytyki jest szkoła. Główny bohater powieści Józio Kowalski, jako dojrzały trzydziestoletni mężczyzna zostaje na powrót odesłany do szkolnej ławki. Dewizą wychowawczo-pedagogiczną placówki jest „upupianie” uczniów, a więc infantylizacja ich zachowań i poglądów. Dzięki temu stają się oni podatni na wszystkie dydaktyczne „mądrości”. Samodzielne myślenie uczniów nie jest zatem mile widziane. Szkoła nie rozwija twórczego wnioskowania, ale wtłacza wychowankom do głowy jedynie utarte schematy, tak aby „w nikim nie powstała myśl własna”. Ponadto kadra nauczycielska wychowuje uczniów w absolutnym posłuchu i karności. Metody pedagogiczne opierają się zatem na postrachu.
Przykładem takiego działania polskiej dydaktyki są w „Ferdydurke” lekcje języka polskiego i łaciny. Nauczyciel literatury, Bladaczka to uosobienie antypatycznego belfra, który już swoim wyglądem zewnętrznym wzbudza niemiłe uczucia. Gombrowicz przezabawnie charakteryzuje profesora, twierdząc, że „ględząc wieszczem, na życie zarabiał”. Jest to zatem typ służbisty, który nie lubi swojej pracy i nie potrafi zarazić pasją swoich uczniów. Nic dziwnego, że wychowankowie podczas zajęć kompletnie ignorują belfra i jego „ględzenie”. Bladaczka na lekcji języka polskiego wbija uczniom do głowy tezę: „Słowacki wielkim poetą był”. Oczywiście nie ma znaczenia, czy romantyczny poeta w jakikolwiek sposób przemawia jeszcze do młodego pokolenia. Nie chodzi przecież o wzbudzenie realnego zachwytu dla twórczości wieszcza, ale o podanie suchej, dogmatycznej prawdy, którą należy zapamiętać, niczym encyklopedyczną regułkę.
Z kolei łacinnik, mimo że przekonany o swojej wielkiej misji krzewienia kultury klasycznej, zamęcza uczniów nudną gramatyką. Mówi: „Czyżbyście naprawdę nie doceniali. Czyż nie widzicie, że „collandus sim” kształci inteligencję, rozwija intelekt, wyrabia charakter, doskonali wszechstronnie i brata z myślą starożytną?”. Trudno jednak by uczniowie pojęli tak zawiłą metodę profesora. Znamienna jest zatem reakcja Gałkiewicza: „Tra, la, la, mama, ciocia! Jak to rozwija, kiedy nie rozwija? Jak to doskonali, gdy nie doskonali? Jak to wyrabia, kiedy nie wyrabia? O Boże, Boże – Boże, Boże!”.
Uczniowie
Uczniowie w obliczu takiej sytuacji przybierają zasadniczo dwie postawy: albo w pełni poddają się panującym w szkole prawom albo prowokacyjnie je ignorują. Grupa „kujonów” skupia się wokół Pylaszczkiewicza, czyli Syfona. Jest on pupilem wszystkich belfrów i nieustannie broni „cnoty niewinności”. Co więcej, zdradza on wybitną nadgorliwość, ponieważ przyświeca mu idea samokształcenia. Z kolei buntownicy grupują się wokół Miętalskiego (Miętusa). Są to tak zwane „prawdziwe chłopaki” (w odróżnieniu od „chłopiąt”). Cechuje ich całkowite lekceważenie dobrych manier. Oczywiście obie grupy są odwiecznymi wrogami. W końcu dochodzi do ostatecznego starcia – pojedynku na miny pomiędzy Syfonem i Miętusem. Jednak mimo że wygrywa Syfon, Miętus dokonuje na nim okrutnej zemsty – „gwałci go przez uszy”.