Kraje „dawnej Ententy”, jakimi były bez wątpienia Wielka Brytania i Francja, były uznawane za największe potęgi okresu międzywojennego. Nic więc dziwnego, że Polska bardzo liczyła na pomoc swoich sojuszników w razie wybuchu ewentualnego konfliktu z Niemcami. W przekonaniu tym utwierdzały polskie władze sojusze zawarte z owymi państwami, zwłaszcza zaś odnowione gwarancje francuskie i sojusz wojskowy z Wielką Brytanią z 1939 roku. Spodziewano się, że w razie wojny z Niemcami Polska będzie musiała utrzymać się tylko tak długo, jak będzie potrzeba by Niemcy zostały zgniecione przez ofensywę Aliantów na zachodzie.
Władze polskie nie brały jednak pod uwagę kilku czynników, które stawiały udział w wojnie Aliantów zachodnich pod znakiem zapytania. Po pierwsze, w Wielkiej Brytanii i we Francji istniały silne obiekcje przeciwko angażowaniu się w wojnie. Pamiętano ciągle jeszcze koszmar I wojny światowej i ogromne straty, jakie trzeba było zapłacić za pokonanie Państw Centralnych. Myśl o powtórzeniu tej hekatomby powodowała, że wiele środowisk popierało politykę ustępstw wobec Niemiec i nie angażowania się w walkę. Po drugie, francuska doktryna prowadzenia wojny zakładała, że przyszły konflikt będzie powtórzeniem Wielkiej Wojny, gdzie prędko dojdzie do wojny pozycyjnej, a zwycięstwo zostanie osiągnięte po wielu latach walk na wyczerpanie. Właśnie dlatego Francuzi pokładali swoje nadzieje w systemie fortyfikacji na swojej granicy, tzw. Linii Maginota. Poza tym brytyjscy i francuscy dyplomaci doskonale zdawali sobie sprawę, że szybkie zaangażowanie się w wojnę nie jest możliwe z tej prostej przyczyny, że nie jest do tego przygotowana armia. Trzeba było kilku tygodni, by osiągnęła sprawność bojową i wielu miesięcy, nim będzie zdolna do pokonania Niemiec. Pod tym względem udział Anglii i Francji w pierwszych tygodniach mógł być tylko iluzoryczny.
3 września 1939 roku Wielka Brytania i Francja dotrzymały zobowiązań sojuszniczych, wypowiadając Niemcom wojnę i tym samym rozpoczynając kolejną wojnę światową. Jednakże bardzo prędko okazało się, że sojusznicy nie są w stanie prędko pomóc Polsce. Francuska ofensywa ograniczyła się do lokalnych ataków, Brytyjczycy zaś nie chcąc atakować ludności cywilnej zrzucali na miasta niemieckie ulotki. Po 17 września stało się jasne, że Polska upadnie znacznie szybciej, niż się spodziewano. Paradoksalnie, jeszcze bardziej opóźniło to mobilizację sił francuskich i angielskich, uznano bowiem, że nie ma szans pomóc sojusznikowi.
Pomiędzy wrześniem 1939 a majem 1940 działania na froncie zachodnim przypominały rzeczywiście okres I wojny światowej. Obie strony konfliktu stały na swoich granicach, praktycznie nie dochodziło do walk, a ewentualne straty pochodziły wyłącznie z przypadkowych starć i walk zwiadowców. Francuzi nazywali to „dziwną wojną”, Niemcy zaś „wojną siedzącą”. Niestety, dało to czas Niemcom na zmobilizowanie swoich sił i przygotowanie do kolejnego etapu kampanii. W maju 1940 „wojna siedząca” zamieniła się w wojnę ruchomą...