Narrator wraz z innymi więźniami budowali boisko do piłki nożnej. Znajdowało się ono nieopodal baraku cygańskiego, za którym były tory, a jeszcze dalej mieścił się obóz kobiecy (FKL). Była wiosna, więc sadzono także kwiaty i warzywa (słoneczniki, sałatę i szpinak). Codziennie transportowano wodę z umywalni, by podlewać rośliny. Wkrótce po wieczornych apelach ludzie zaczęli pojawiać się na boisku. Niektórzy grali w piłkę, inni na całej szerokości rampy starali się rozmawiać z kobietami.
W pewnym momencie nadjechał pociąg. Wytoczyli się z niego ludzie i podążyli w stronę lasku. Ludzi podzielono na dwie grupy. Jedni zmierzali do komór i krematoriów, inni do łaźni, co oznaczało dla nich życie. Kiedy narrator wstawał rano, znowu tłumy poruszały się dróżką. Tak samo było w południe, identycznie wieczorami, kiedy narrator siadał i czytał książki. Nocą , gdy Tadek wychodził przed blok – ludzie nadal szli.
Wkrótce narrator trafił do szpitala. Na świecie miały miejsce wielkie wydarzenia – na wybrzeżach Francji lądowały wojska sprzymierzone, na wschodzie front ruszał i miał dotrzeć aż do Warszawy. W tym czasie do obozu zmierzały kolejne pociągi. Ludzie wciąż szli.
Odcinek C był niedokończony. Gotowe stały tylko baraki i elektryczne ogrodzenia. W końskich blokach, które mogły pomieścić po 500 osób, uciśnięto po 1000 młodych kobiet. W dwudziestu ośmiu blokach zmieściło się ok. 30 000 więźniarek. Obóz ten nazwano Perskim Rynkiem. Osadzone w nim kobiety miały kolorowe sukienki i chusty – dlatego właśnie przypominał on jakieś egzotyczne miejsce.
W Perskim Rynku wciąż trwały prace. Poszczególne komanda wykonywały tam swoje obowiązki (np. budowanie dróg). Przywożono także niezbędne rzeczy – koce, kołdry, prześcieradła itp. Część z nich, rzecz jasna, trafiła do odcinków obozów, w których mieszkali pracownicy.
Narrator i jego towarzysze pracowali przy kładzeniu papy. Nie był to poryw dobrego serca, każdy odbierał za swoją robotę jakąś nagrodę (chociażby wdzięczność kobiet). Najważniejsze funkcje w Perskim Rynku objęły flegerki z FKL-u (w obozie tym przebywała ukochana Tadka).
W nowobudowanej części obozu życie było zupełnie inne niż we fragmentach wcześniej wykończonych. Kiedy narrator i jego towarzysze wjeżdżali na środek z wózkiem, od razu otaczały ich kobiety, które prosiły o pomoc i różne przedmioty (np. chusteczki, ołówki). Mężczyźni dawali wszystko. Wkrótce zaczęli przychodzić z pustymi kieszeniami i nie dawali nic.
Wśród kobiet znajdowało się wiele młodych dziewczyn, były także dzieci. Wszystkim doskwierały trudne warunki życia. Mężatki prosiły o wieści o zaginionych członkach rodziny, duża część więźniarek była na skraju wytrzymałości fizycznej.
Narrator wspomina Mirkę – tęgą kobietę. Jej buda urządzona była na różowo, w oknach wisiały firanki tego koloru. Miała ona kochanka – Żyda – mężczyzna spędzał z nią wiele czasu, przynosił jej jajka skupowane w obozie. Nie bał się nawet Filipka – szefa, którego zwano tak, ponieważ „wyrastał, gdzie go nie posiali”.
Któregoś dnia Mirka podbiegła pod dach, zawołała Żyda i Tadka. Pokazała im leżące dziecko. Maleństwo najwyraźniej chorowało. Kobieta chciała je ukrywać, by nie poszło do gazu. Żyd położył rękę na jej ramieniu, a narrator wyszedł z bloku. Podczas gotowania smoły przyłapał się na myśli, że chciałby mieć takie rumiane dziecko.
Tadek wspomina także drugą blokową – „rude dziewczynisko o szerokich stopach i czerwonych rękach”. Rozmawiał z nią o życiu pozagrobowym i karze za okrutne uczynki. Wyraźnie zaznaczył, że dla cierpiących sprawiedliwość nastanie tylko wtedy, gdy oprawcy znajdą się w takiej samej sytuacji. Mężczyzna dodał jeszcze, iż on tylko kładzie papę i chce przeżyć obóz. Wtedy blokowa odpowiedziała: „Tyś jest mądry chłop! Ale zupy tobyś sprawiedliwie rozdać nie umiał, żeby nie dać swojej kochance!”.
Ludzie nadal szli.
W obozie zaczynał się głód. Oddziałowe wychodziły przed baraki i starały się zajmować kobiety, byle tylko nie myślały o jedzeniu. Blokowe próbowały opanować więźniarki, by nie trafiły do gazu. Prosiły też ciężarne o zostanie w barakach. Nie mogły dostarczyć żadnych informacji o bliskich, lecz wciąż błagały o cierpliwość i niewychylanie się.
W pewnym momencie zrobiło się cicho. Blokowa podniosła rękę i zaczęła mówić. Wykrzyczała całą prawdę o obozie. Powiedziała, że bliscy najpewniej zostali spaleni, a taki sam los czeka kobiety, jeśli będą chorować i narażać się Niemcom.
W obozie wszystko szło „ku lepszemu”. Im gorzej nazistom wiodło się na froncie, tym „lepiej” było w lagrze. Początkowo paczki albo też kieszenie w ubraniach były nie do pomyślenia. Teraz niektórzy mogli nosić się nawet po cywilnemu. Tylko w Perskim Rynku czas się cofnął – część ta wyglądała jak obóz z lat 40. Kobiety jadły, co tylko mogły, długo stały na apelach, dostawały bardzo skąpe racje żywnościowe (nie pracowały, więc nie przysługiwał im dodatek za pracę). Czasem organizowano tam specjalne apele, wtedy tworzono „oko”. Między rozstawionymi sztubowymi gromadzono najbrzydsze i chore kobiety. Po takiej selekcji setki „szły na tę drogę”.
Wolny czas członkowie brygad pracujących spędzali różnie. Niektórzy szukali kobiet, inni przesiadywali w ustępie, gdzie prowadzili rozmowy. Wielu flirtowało z Katią – zgrabną sprzątaczką ustępu. Nikomu nie przeszkadzała sceneria, przecież wszyscy byli w obozie, gdzie widzieli już różne rzeczy.
Minął czerwiec. Ludzie ciągle szli. Tadkowi czas ten zapadł w pamięci ze względu na dachy i smołę. Droga ciągle była pełna, idący nią rzucali więźniom jedzenie, czasem nawet kosztowności. Pracujący zastanawiali się, iluż to już przeszło. Od połowy maja upłynęły dwa miesiące, a liczyć trzeba było po 20 000 dziennie. „Koło miliona!”.
Bohaterowie przyglądali się sznurom. Rozbawiła ich sytuacja staruszka, który przykucnął na chwilę w rowie, a później pośpiesznie biegł za kolumną. W czasie wykonywania prac Tadek i jego towarzysze kradli wszystko, co tylko można było wynieść.
Z dachów rozciągał się doskonały widok na obóz. Mężczyźni widzieli, jak zamykano ludzi, a już po kilku minutach otwierano okna. Sonderkommando wyciągało ciała i cała sytuacja powtarzała się znowu i znowu. Kiedy przywożono chorych i spóźnionych, najczęściej żywcem spychano ich do płonącego rowu. Jeśli było ich niewielu, strzelano z rewolwerów.
Któregoś dnia samochodem przywieziono piękną kobietę, która nie chciała opuścić matki. Starsza z nich poszła przodem, a człowiek mający prowadzić jej córkę zatrzymał się uderzony jej urodą. Kobieta zapytała go o swoją przyszłość, odrzekł tylko, żeby była spokojna, a on ją przeprowadzi. Zakrył jej oczy i szli. Gdy uderzył ją zapach palonych ciał, zaczęła się szarpać. Wówczas mężczyzna przechylił jej szyję, a oberscharführer strzelił. Kiedy prowadzący pchnął ją do rowu, usłyszał rwany krzyk.
Wkrótce Perski Rynek okazał się już niewystarczający, postanowiono otworzyć więc nową część obozu – tzw. Meksyk. Był podobnie niezagospodarowany. Z końcem lata transporty przestały przychodzić. Więźniowie czuli pewną pustkę, którą rychło wypełniły wydarzenia polityczne. Miał miejsce nawet bunt w krematoriach, a członków sonderkommanda brutalnie wystrzelano.
(…) Pamięć ludzka przechowuje tylko obrazy. I dziś, kiedy myślę o ostatnim lecie Oświęcimia, widzę nie kończący się barwny tłum ludzi uroczyście zdążający tą i tamtą drogą, kobietę stojącą z pochyloną głową nad płonącym rowem, rudą dziewczynę na tle ciemnego wnętrza bloku, która krzyczy do mnie niecierpliwie:
- Czy człowiek będzie karany? Ale tak po ludzku, normalnie! I jeszcze widzę przed sobą Żyda z zepsutymi zębami, jak przychodzi co wieczór pod moją buksę i podnosząc głowę, pyta się nieodmiennie:
- Dostałeś dzisiaj paczkę? Może sprzedasz jajka dla Mirki? Zapłacę markami. Ona tak lubi jajka (…).