I
Jest noc. Maria i narrator (Tadeusz) siedzą w pokoju. Za oknem widać spalony dom znajdujący się po drugiej stronie ulicy. Nieopodal stoi latarnia uliczna oraz bezlistne drzewo, które mijają wagony zmierzające na front. W pomieszczeniu ma miejsce gra świateł. Maria zauważyła, że „nie ma granicy między światłem a cieniem”. Swoją uwagą podzieliła się z Tadkiem. Ten przestrzegł ją przed byciem zbyt poetycką: „Uważaj, żeby świat ciebie nie zranił toporem”.
Rozmowa bohaterów dotyczyła właśnie umiłowanej przez Marię poezji. Jej zdaniem tylko ona potrafiła ukazać człowieka w całości. Narrator powiedział, że w jego opinii miarą poezji jest miłość. Oboje zgodzili się co do tego i kontynuowali rozmowę, w której Tadek zakonkludował, iż w życiu człowiek zdany jest na metodę prób i błędów.
Zza drzwi dobiegały dźwięki gramofonu, trwało niewielkie przyjęcie mające uczcić ślub znajomych obojga bohaterów. Wkrótce przyszedł Tomasz oparty o ciężarną żonę. Mężczyzna stwierdził z lekkim wyrzutem, że brakuje wódki, po czym oboje wyszli na skrzypiący śnieg. Niebawem o konieczności szybkiego wyjścia poinformowała Maria, która musiała następnego dnia przyjść wcześniej do pracy. Wcześniej chciała wziąć jeszcze „Hamleta”.
Trwała rozmowa Apoloniusza z Piotrem. Pierwszy z nich przywołał temat Wandalów – plemienia regularnie zewsząd przepędzanego.
Żydówka – uciekinierka z getta – przykucnęła koło Marii badającej książki i orzekła: „Miło tu u was”. Była śpiewaczką i zupełnie nie wiedziała, co dalej robić. Bała się o znajdującą się w getcie rodzinę, martwiła się, że i w „wolnym” świecie ją odnajdą.
Wtedy Apoloniusz zaczął kontynuować swój wywód o św. Augustynie, który zmarł w czasie najazdu Wandalów. Dodał także, że to święty został zapamiętany, a nie barbarzyńcy.
W drzwiach stanął Tomasz. Na zewnątrz czekał furman. Tadek wyszedł pomóc mężczyźnie w otwarciu bramy. Transportem przybyły z getta rzeczy należące do starszej kobiety zabranej przez kierownika (był to akt wdzięczności). Tomasz i narrator pomagali w ich rozładowywaniu.
Chwilę później narrator zobaczył Marię. Zapytał, czy poczeka z „rozlewaniem i rozwożeniem” do południa. Odrzekła, że poradzi sobie sama i oddaliła się.
Tomasz powiedział Tadkowi, by dał furmanowi wódki, jeśli jeszcze trochę zostało.
II
Rano Tadek otworzył bramę, by zakomunikować rozpoczęcie handlu. Furman już skończył poranny kurs z wapnem. Koło starej szkoły (gromadzono tam aresztowanych) kręcił się żandarm. W jednym ze sklepików siedziało dwóch policjantów. Handlowali uwięzionymi ludźmi, zwracając im wolność za dobra materialne. Pośrednikiem był sklepikarz, który swój interes prowadził on nie do końca uczciwie, jednak sam musiał jakoś zapewnić sobie godziwe warunki życia. Dodatkowo zarabiał na „wykupowaniu”.
Narrator pracował w firmie należącej do Inżyniera. Interes miał się naprawdę dobrze przed wojną, kiedy przynosił znaczne zyski, w czasie okupacji mężczyzna był również cenionym pracodawcą, który często płacił więcej, niż pozwalały mu na to zarządzenia Niemców. Chociaż zatrudnionym nie działa się krzywda, nierzadko szukali sposobu, by odłożyć jeszcze więcej (najwięcej okazji mieli furmani wożący materiały na budowę).
Kobieta, której rzeczy przywieziono, przed wojną także prowadziła swój interes. Zatrudniając Jana (kierownika), pomogła mu zarobić oraz przyczyniła się do jego awansu. Dlatego w akcie wdzięczności mężczyzna postarał się o wydostanie jej z getta. Kierownik i Tadeusz pokrótce nakreślili sytuację firmy i sprawę z kasjerką, która najprawdopodobniej podbierała pieniądze (brakowało 1000 zł). Tadek zapytał także doktorową o jej rodzinę, ona odpowiedziała,