Pewnego dnia, po pięćdziesięciu latach nieobecności, ciepły wiatr dociera na Polesie Litewskie. Kieruje się w stronę Kanału Królewskiego i dociera do lasu, który jest jego starym przyjacielem. Wita się z każdym drzewem. Na polanie zauważa mogiłę, a na niej mały krzyżyk, czuje śmierć i krew. Rozpytuje drzewa, co się wydarzyło. Drzewa niechętnie rozpoczynają smutną opowieść sprzed pięćdziesięciu lat, z czasów powstania styczniowego.
Na polanie, o której mowa, rozbił obóz Romuald Traugutt wraz ze swoim oddziałem powstańców. Codziennie toczyli walki, raz bliżej, raz dalej od lasu. Wieczorem ludzie wracali do obozu i rozmawiali, opatrywali rannych, spożywali posiłki lub odpoczywali. Był wśród nich młody chłopak o nazwisku Tarłowski. Wyróżniał się spośród innych bojowników swoją delikatnością. Miał około dwudziestu lat. Był drobnej budowy ciała. Lubił czytać, interesował się biologią. Mimo iż nie był stworzony do walki, to jednak jako powstaniec wyróżniał się odwagą i oddaniem. W jednej z bitew uratował nawet życie samemu Trauguttowi, za co wódz osobiście mu dziękował przed całym oddziałem.
Chłopak nie pochodził z Kresów, lecz przybył tam wraz ze swoją młodszą siostrą Anielką, aby nieść ludziom wiedzę. Z siostrą był bardzo związany – rodzeństwo było prawie nierozłączne i bardzo się kochało. Maryś i Anielka pomagali sobie wzajemnie i dzielili zainteresowania. Nie mieli żadnych krewnych.
Zaprzyjaźnili się z Jagminem, który z biegiem czasu stał się dla młodego Tarłowskiego niczym brat. Być może z Anielką mogłoby go połączyć coś więcej niż przyjaźń, jednak czasy, w których żyli, sprawiły, że uczucie musiało ustąpić miejsca obowiązkom względem ojczyzny. Niemniej jednak trójka młodych ludzi spędzała razem wolne chwile. Gdy przyszedł rozkaz do wymarszu, Jagmin wraz z Marysiem podążyli do Dziatkowicz, gdzie zbierali się powstańcy.
Anielka na wieść o wymarszu powstańców, który miał się odbyć dopiero za dziesięć dni, rozpłakała się. Nie wstrzymywała jednak brata, gdyż wiedziała, iż powstanie jest sprawą nadrzędną wobec jej uczuć. Martwiąc się jednak o niego, prosiła Jagmina, by był przy bracie w tych trudnych chwilach. Jagmin obiecał spełnić jej prośbę:
(…) Tam gdzie nikogo swego mieć nie będzie, ja będę mu swoim. Przyjacielem mu będę, bratem, w potrzebie obrońcą. I tak razem odchodzimy, tak razem tam będziemy, pierś z piersią, dusza z duszą... I razem powrócimy... albo... (…).
Nawet podczas powstania Maryś nie porzucił swego zainteresowania przyrodą. Gdy inni po walce odpoczywali lub rozmawiali, on szukał wśród traw ciekawych okazów roślin i owadów.
Pewnego dnia do obozu powstańców przybył zwiadowca, pan Kalist. Podążył on wprost do namiotu Traugutta i przekazał straszną wieść. Oto bardzo liczne i dobrze uzbrojone wojska zaczęły otaczać las. Powstańcom pozostała jedna, może dwie godziny do rozpoczęcia decydującej walki. Traugutt naprędce zwołał naradę dowódców, potem zaczęto przygotowywać się do bitwy.
Kalist przekazał Tarłowskiemu małą karteczkę od siostry, zwiniętą tak, by w razie potrzeby można ją było łatwo połknąć, lecz Maryś nie zdążył jej przeczytać – padł rozkaz wymarszu. Tarłowski ukrył więc list od siostry na piersi i ruszył wraz z towarzyszami do lasu.
Powstańcy, zdając sobie sprawę z ogromnej przewagi wojska, postanowili urządzić w lesie zasadzkę. Poukrywani w największej gęstwinie, rozpoczęli nagły ostrzał. Maryś radził sobie dobrze do momentu, kiedy ugodziła go kula. Nie zginął jednak na miejscu, lecz został ranny w ramię. Towarzysze broni odnaleźli go i zanieśli do obozu, gdzie w namiocie pełniącym rolę szpitala polowego pracowało dwóch lekarzy. Uwijali się przy wielu rannych.
Bitwa toczyła się przez wiele godzin. Była ciężka, po obu stronach przybywało rannych i zabitych. Wtem na polanie pojawił się konny oddział wojska, który zaatakował namiot z, pozbawionymi możliwości obrony, chorymi.
Gdy tylko powstańcy spostrzegli, co się dzieje, padł rozkaz, by skierować siły do obrony szpitaliku. Jednak powstańcom nie udało się nikogo uratować. Gdy dotarli na miejsce, zastali już same trupy i konających w agonii niedawnych towarzyszy.
W ostatnich słowach Maryś przekazał Jagminowi chustę ze słowami: „Jagmin! Siostrze!”. W tym momencie Jagmina dosięgła kula i poległ wraz ze swoim przyjacielem na leśnej polanie. Powstańcy zostali pochowani we wspólnej, bezimiennej mogile, którą po wielu latach, pewnej jesieni odwiedziła siostra Tarłowskiego, Aniela.
Dziewczyna długo płakała na grobie swojego brata. Była biedna i utrudzona życiem. Później ustawiła na mogile niewielki krzyżyk i odeszła, by nigdy już tam nie powrócić.
I tylko drzewa, chmury, gwiazdy i wiatr przekazywały sobie tę historię, by pamięć o spoczywających w leśnym grobie nie zaginęła. Wiatr, wysłuchawszy historii opowiedzianej mu przez drzewa i kwiaty, zapłakał, a potem wzniósł się i poniósł tę historię w świat, by głosić wszędzie: „Gloria victis”.