Pewnego dnia, po pięćdziesięciu latach nieobecności, ciepły wiatr dociera na Polesie Litewskie. Kieruje się w stronę Kanału Królewskiego i dociera do lasu, który jest jego starym przyjacielem. Wita się z każdym drzewem. Na polanie zauważa mogiłę, a na niej mały krzyżyk, czuje śmierć i krew. Rozpytuje drzewa, co się wydarzyło. Drzewa niechętnie rozpoczynają smutną opowieść sprzed pięćdziesięciu lat, z czasów powstania styczniowego.
Na polanie, o której mowa, rozbił obóz Romuald Traugutt wraz ze swoim oddziałem powstańców. Codziennie toczyli walki, raz bliżej, raz dalej od lasu. Wieczorem ludzie wracali do obozu i rozmawiali, opatrywali rannych, spożywali posiłki lub odpoczywali. Był wśród nich młody chłopak o nazwisku Tarłowski. Wyróżniał się spośród innych bojowników swoją delikatnością. Miał około dwudziestu lat. Był drobnej budowy ciała. Lubił czytać, interesował się biologią. Mimo iż nie był stworzony do walki, to jednak jako powstaniec wyróżniał się odwagą i oddaniem. W jednej z bitew uratował nawet życie samemu Trauguttowi, za co wódz osobiście mu dziękował przed całym oddziałem.
Chłopak nie pochodził z Kresów, lecz przybył tam wraz ze swoją młodszą siostrą Anielką, aby nieść ludziom