Kuntz Wunderli
Stary, 82-letni tragarz (sam Wunderli podał jednak, że ma lat 74). Ze względu na problem z kolanami nie mógł dłużej wykonywać swojej pracy. Był schorowany, wychudzony i słaby. Miał syna, który posiadał liczną rodzinę i nie mógł go utrzymywać. Stary człowiek wystawiony na licytację został obdarty z resztek godności. Wyśmiewany i poniżany przez bogatą część społeczeństwa, musiał bez sprzeciwu oddać swój los w ręce obcych ludzi tylko dlatego, że był biedny.
Wunderli niewiele mówi, lecz jego postawa zdradza wiele. Choć staruszek stara się ze wszystkich sił, trzęsie mu się głowa, ledwie stoi też na nogach, a oczy zaszły mu łzami. Dostając się w ręce mleczarza, miał świadomość, jaki los go czeka, lecz nie protestuje– wie, że nic nie może w tej sytuacji zrobić.
Radca Storch
Radca Storch był młodym pracownikiem gminy marzącym o błyskotliwej karierze, zwolennikiem wprowadzonych ustaw legalizujących handel starcami i biedakami. Jako dobry mówca wygłosił piękne przemówienie na temat dobroczynności. On sam tak zachwycony był tym, co powiedział, że żałował, iż słuchała go jedynie niewielka gromada ludzi.
Storch, mimo iż to człowiek wykształcony, nie widział nic zdrożnego w handlu ludźmi. Sam kazał pokazywać Kuntzowi zęby i przechadzać się po sali, żeby zachęcić zebranych do licytacji. Wprawdzie dużo mówił o filantropii, lecz gdy przyszło ustalić wysokość dopłaty, stwierdził, że miłosierdzie ma swoje granice, a gminy nie stać, by płacić zbyt wiele za biedaków, bo ma wiele innych wydatków (jednym z nich była z pewnością budowa okazałego gmach urzędu, w którym odbywa się licytacja).
Mleczarz Probst
Mleczarz Probst to pewny siebie, okrutny i bezlitosny człowiek. Respekt przed nim mają wszyscy mieszkańcy Höttingen – gdy Probst pojawia się na licytacji, wszyscy milkną. Mleczarz był znany z tego, że wykorzystywał swoich parobków do granic możliwości. Jeden z nich popełnił nawet samobójstwo po trzech miesiącach służby u niego. Probst brał zawsze niską dopłatę za staruszka, gdyż i tak było to dla niego opłacalne: każdy nowy parobek musiał pracować tyle, by wystarczyło na jego utrzymanie, natomiast cała gminna dopłata trafiała do kieszeni mleczarza.