„Podług księgi”
Pod więzienną bramę zajechał po południu wóz z kapustą. Nikt nie zareagował na wołanie parobka z prośbą o otworzenie bramy. Woźnica zszedł z wozu i walił pięściami w zamknięte drzwi tak długo, nim je ktoś otworzył.
Na dziedzińcu panowało zamieszanie, więc parobek mógł wjechać tylko połową wozu. Porozrzucane skrzynie po kartoflach uniemożliwiały wjazd. Jak co dzień, więźniowie odbywali przymusowy spacer.
Po wyglądzie wielu więźniów można było domyślić się, ile czasu spędzili za kratkami, mimo że wszyscy ubrani byli w siwe kapoty i czapki. Odróżniano ich po chodzie. „Jednoroczni” mieli śniadą cerę, sztywną szyję. „Drugoroczni” z kolei żółtą i zwiędłą cerę, nieco zgięte plecy. Cała reszta była bardzo podobna, gdyż posiadała te same ruchy, ale również ziemistą cerę. Zgromadzeni na spacerniaku więźniowie obserwowali wóz stojący w bramie i zachwycali się urokami młodej dziewczyny z żółtym warkoczem, w perlakowym stroju. Obok dziewczyny stała kucharka Janowa.
Od wszystkich odróżniał się młody więzień, który siedział w więzieniu już pięć lat, a był dość wyprostowany. Wszyscy nazywali go Cyganem. W chwili, gdy inni podziwiali uroki dziewczyny, patrzyli na wóz stojący w bramie, on oceniał szansę ucieczki. Szanse zwiększyły się, gdy pod bramę podjechał drugi wóz z kapustą.
Cygan niepostrzeżenie uciekł. Tylko Janowa stwierdziła, że właśnie coś siwego mignęło jej przed oczyma, dlatego więźniowie rozejrzeli się po sobie, czy któregoś nie brakuje. Okazało się, że nie ma Cygana.
Kucharka stwierdziła, że to na pewno był Cygan. Rozpoczęto poszukiwania. Inni więźniowie trafili z powrotem na więzienne korytarze. Strażnicy dostrzegli, że blisko bramy Cygan porzucił siwy kubrak i czapkę. Wiedzieli, w którą stronę uciekł, więc strażnik Filip puścił się w pogoń za zbiegiem.
Zmęczony Cygan w końcu musiał się zatrzymać. Strażnik rzucił aresztanta na ziemię, a reszta goniących solidnie go pobiła. Następnie zaprowadzono go do więzienia. Ocknął się w ciemnym karcerze dopiero wówczas, gdy polano go kubłami zimnej wody. Zaprowadzono Cygana do nadzorcy, ale uciekinier był tak słaby, że ciągle mdlał. Delegacja kilku więźniów, z przywódcą Wiewiórą na czele, poprosiła nadzorcę z pocałowaniem ręki o pozwolenie na osądzenia Cygana za próbę ucieczki. Zbieg wiedział, co go czeka.
Współwięźniowie tak go zbili, że stracił przytomność. Pluł krwią i miał gorączkę. Nie wyglądał najlepiej. Zmarł dwa tygodnie później. Pomocnik nadzorcy spisał raport, według którego Cygan zmarł na febrę lub gorączkę. Po wydaniu raportu spytał nadzorcy, kiedy miał się skończyć wyrok więźnia. Po odnalezieniu właściwych ksiąg stwierdził, że zmarłemu przysługiwała wolność na dwa tygodnie przed ucieczką. Wieść szybko rozeszła się po więzieniu. Aresztanci codziennie przychodzili do kierownica i domagali się, by sprawdzić, czy „podług księgi” nie skończył im się już wyrok. Kierownik załamany sytuacją udostępnił im księgi.
Nadzorca wywnioskował, że musi to być zemsta Cygana zza grobu: „O biedny Cyganie! To była twoja pomsta”.
„Jeszcze jeden numer”
Narratorka (Maria Konopnicka) noweli zostaje oprowadzona przez nadzorcę po więzieniu. Została zaprowadzona do biblioteki, gdzie znajdowały się książki, których więźniowie nie mogli czytać, by ich nie zniszczyć. W końcu „wielmożny” – określenie więźniów – zaprowadził gościa do cel, w których przebywały kobiety. Aresztantki całowały nadzorcę po rękach i nogach, co „wielmożny” wyjaśnił wdzięcznością więźniarek za ojcowską opiekę i przyzwolenie na takie luksusy jak tapczany, piece czy okna, a także możliwość haftowania lub szydełkowania.
Autorka została również zaprowadzona do warsztatów szewców i krawców. Nadzorca chwalił czystość właśnie mytych schodów, oprowadził ją po lazarecie i kuchni więziennej. Po krótkiej wizytacji zaprosił gościa do siebie na flaki i ponowną wizytę. Kobieta zgodziła się i za każdym razem, kiedy odwiedzała więzienie, wszystko odbywało się tak samo.
Pewnego razu, gdy po miesiącu ponownie odwiedziła więzienie, nadzorcy akurat nie było obok. Stary strażnik Jakub zaprowadził ją pod „jeszcze jeden numer”. Nim otworzył celę, opowiedział kobiecie o „Dzikiej”. Nie była ona aresztantką, ale znalazła się w więzieniu, gdyż nikt nie wiedział, gdzie ją umieścić. Została przywieziona przez oficera z wojny tureckiej. Zamieszkali razem, jednak kiedy panna już mu się znudziła, doniósł, że przebywa u niego kobieta bez papierów. Urzędnik nie znał obcego języka i nie wiedział co zrobić, toteż postanowił umieścić dziewczynę w areszcie bez jej zgody. Dostała pomieszania zmysłów po tym, jak ją zbito. Śmiała się i płakała na przemian. „Wielmożny” zamknął ją w celi numer czternaście ze względu na krzyki. Otrzymała imię „Dzika”.
Niestety nikt się po nią nie zgłosił. Wysłano nawet jej fotografię. Z relacji autorki dowiadujemy się, że dziewczyna leżała na tapczanie. Była bardzo ładna, miała może z osiemnaście lat. Miała czarne włosy i śniadą cerę. Podarte trzewiczki wystawały spod letniej, poszarpanej sukienki. Dziewczyna zaczęła krzyczeć coś w obcym języku, śmiała się. Gdy strażnik wyszedł, autorka podeszła do dziewczyny i mocno przytuliła ją do piersi. Więźniarka usnęła. Za oknem właśnie zapadł zmrok. Jakub widząc to, pokiwał tylko głową i zamknął kratę.
„Onufer”
I
Do kancelarii więziennego nadzorcy strażnicy – Jakub i Zaparty – wprowadzili więźniów, którzy przed chwilą bili się w celi. Do bójki doszło między Osmólcem i Onufrym. Drugi z więźniów miał oszalały wzrok i stał z zaciśniętymi pięściami.
Osmólec był więźniem od około trzydziestu lat, na twarzy miał ślady przebytej ospy i zacięcia, a nogi owinięte szmatami. Winę za bójkę zrzucił na Onufrego, który przez nocne majaki nie daje spać współwięźniom. Osmólec chciał uciszyć Onufrego, ale został przez niego pobity. Prosi dozorcę, żeby zabrać go z celi, gdyż nie chce siedzieć ze zbójem. Bojąc się kary przymilał się do więziennego urzędnika, nazywał go ukochanym ojcem. Na kolanach prosił o przebaczenie, całował jego buty. Naczelnik wybaczył mu, ale pouczył, że skoro Osmólec siedzi już trzy lata w więzieniu, powinien dawać przykład więźniom.
Onufry dostał karę dwudziestu czterech godzin w ciemnej celi (karcer). Wcześniej nie błagał o litość, ale gdy padł wyrok, również upadł na kolana i prosił o łaskę. Zamiast karceru wolał śmierć, wolał nie jeść czy mieć zakneblowany język. Naczelnik nie cofnął decyzji.
II
Kilka tygodni później do nadzorcy doszło pismo donoszące o procesie sądowym Onufrego Sęki i strasznej zbrodni. Onufry przed dwoma laty dostał pracę u kupca N. Był duży i silny, ale świadkowie na procesie donosili o jego uczynności i dobroci.
Kupiec N., prowadzący sklep towarów kolonialnych, wyzyskiwał wszystkich pracowników. Nie tylko im nie płacił, ale również bił swoich podwładnych. Wielu z nich zrezygnowało z pracy, jedynie Onufry wykazał się siłą ducha i wyższymi wartościami. Pracował w sklepie kupca i pomagał mu w domu. Kupiec znęcał się jednak na Onufrym. Parobek zaprzyjaźnił się z chłopcem-sierotą oddaną kupcowi przez opiekuna i pokochał go. Opiekował się chłopcem i przytulał go, gdy płakał. Wspólnie spali w kuchni. Za pieniądze, które uzbierał, kupił Julkowi buty, czapkę. Karmił go i prał mu. Nie chciał odejść od kupca, znosząc jego ciągłe upokorzenia.
Historia skończyła się jednak tragicznie. Pewnej niedzieli Sęk podał kupcowi obiad. N. stwierdził, że zupa jest przesolona i wylał ją Onufremu na twarz. Poparzony parobek posprzątał ze stołu i w afekcie zabił na miejscu śpiącego kupca uderzając go wielkim gwichtem. Krótko po zajściu trupa zauważył Julek, który zaczął krzyczeć. Onufry nie zastanawiając się długo ugodził gwichtem również chłopca.
Onufry został aresztowany i przyznał się do winy za podwójne zabójstwo. Na procesie zemdlał na widok zakrwawionego ubrania Julka.
III
Stary Jakub, strażnik, opowiada o śmierci Onufrego w kancelarii u nadzorcy krótko po zajściu. Więzień wypuszczony z karceru nie miał z kim dzielić celi, gdyż wszyscy współwięźniowie go odrzucali. Sęk chciał popełnić samobójstwo, ale w ostatniej chwili został uratowany. Za karę dostał tydzień karceru. W nocy Onufry dostawał obłędu. Męczyły go wyrzuty sumienia, nie chciał żyć.
Prosił więźniów, by pobili go na śmierć. W nocy przemawiał do Julka, zupełnie jakby chłopiec jeszcze żył. Przestał jeść i bardzo schudł. Któregoś ranka znaleziono go martwego, klęczącego w rogu celi.
Osmólec nadal siedział w więzieniu. Zaszedł daleko dzięki swojemu sprytowi – dostał pracę w kredensie u nadzorcy.