Wyglądając przez okno, stary Mendel rozmyśla o życiu uliczki, przy której mieszka. Żyje tam od wielu lat, a od ponad ćwierć wieku prowadzi tu swój warsztat introligatorski. W pewnym momencie jego uwagę przykuwa grupka obcych ludzi. Jedni zaczepiają robotników stawiających nowy dom niciarza, inni spieszą do pobliskiej karczmy.
Stary Mendel urodził się przy tej uliczce, wie o niej i o życiu jej mieszkańców prawie wszystko. Zna też doskonale swoich klientów oraz swój fach. Dobrze mu się tu żyje, wszyscy go znają, a i on zna wszystkich.
Mendel lubi odpoczywać paląc fajkę. Patrząc w dym, wspomina swoją rodzinę i minione czasy. Najchętniej rozmyśla o swojej najmłodszej córce Liji, która zmarła przedwcześnie, pozostawiając po sobie jedynego syna Jakuba, którego wychowaniem zajmuje się obecnie stary Mendel.
Mendel bardzo kocha swojego wnuka. Troszczy się o niego. Zostawia mu najlepsze części potraw. Boi się też o jego zdrowie, gdyż malec jest blady i często kaszle. Mendel cieszy się, że wnuk chodzi do szkoły i lubi patrzeć, gdy ten odrabia lekcje.
W każdą sobotę razem z wnukiem ubierają się odświętnie, zastawiają pięknie stół, a następnie stary Mendel rozpoczyna żydowską modlitwę poprzedzającą szabasową ucztę. Kiedyś podczas jednej z takich modlitw grupa chłopców z sąsiedztwa stroiła sobie z nich żarty, jednak przechodzący obok ksiądz, widząc modlącego się Żyda, uchylił przed nim kapelusza, co skutecznie zgasiło zapał chłopców. Od tego czasu nie zdarzył się żaden inny przykry incydent – aż do dnia kiedy mały Jakub zdyszany wrócił do domu. Jak się później okazało, jakiś wyrostek krzyczał za nim „Żyd, Żyd”, chłopiec wystraszył się i uciekł gubiąc czapkę.
Stary Mendel poucza chłopca, że to nie wstyd być Żydem, a gdy się jest uczciwym Żydem, to jest to wielki zaszczyt. Mówi też chłopcu, że nie powinien uciekać, gdy ktoś woła na niego „Żyd”, że ma prawo kochać to miasto, bo nie jest tu obcy. Pociesza też wnuka, że ma się nie martwić o czapkę, bo kupi mu nową. Nie daje wnukowi poznać, jak bardzo jest zaistniałą sytuacją zaniepokojony.
Następnego dnia do warsztatu przychodzi dependent, który mówi Mendlowi o niepokojących nastrojach antysemickich pośród ludzi. Mendel stara się odwrócić uwagę wnuka od tematu gwiżdżąc, co ma przekonać małego, że całą sprawę należy zbagatelizować.
Wieczorem zjawia się w warsztacie zegarmistrz, który butnie opowiada o rosnącej wśród społeczeństwa niechęci wobec Żydów. Niechęć ta, według zegarmistrza, bierze się stąd, że Żydzi są obcy, a ponadto lubią pieniądze. Jest ich też za dużo. Mendel ripostuje mówiąc, iż jest uczciwym człowiekiem, który kocha to miasto i ludzi, wśród których żyje. Pracuje ciężko na pożytek innych. Uważa też, że nie jest obcy, ponieważ urodził się w Warszawie i nosi też nazwisko Gdański, bo jest swój, nie obcy. Według Mendla, nie to jest ważne, czy ludzi jest dużo czy mało, lecz to, co mogą oni zrobić dla pożytku miasta i innych ludzi. Uważa także, że ważne w życiu jest wykształcenie, bo dzięki niemu człowiek może lepiej przysłużyć się miastu, w którym żyje. Mendel uważa, że nie musi się bać, jako że jest uczciwym człowiekiem i wszyscy znają go od wielu lat. Twierdzi też, że Żydzi lubią pieniądze w tej samej mierze, co i wszyscy inni.
Rankiem następnego dnia Mendel zaczyna pracę, mały Jakub spieszy się, by zdążyć do szkoły, kiedy do warsztatu wpada młody student z ostrzeżeniem, żeby Mendel uciekał, bo zbliżają się ludzie wrogo do Żydów nastawieni. Mendel jednak ignoruje ostrzeżenie, twierdząc, że nie ma powodu uciekać, bo nikomu niczego nie ukradł, a poza tym nie ma dokąd uciekać, bo jest u siebie. Nie kończy jednak swojej kwestii, bo na uliczce słychać hałas i coraz głośniejsze okrzyki. Słychać, jak ludzie zatrzaskują okna i bramy. Wtem do warsztatu wpada kilka kobiet pragnących ochronić swojego sąsiada. Proponują, żeby ukrył się wraz z wnukiem w głębi domu, podczas gdy one postawią krzyż w widocznym miejscu. Po chwili do warsztatu wchodzi coraz więcej sąsiadów, którzy znają i cenią starego Mendla. Mendel jednak nie chce skorzystać z ich pomocy i wraz z wnukiem staje w otwartym oknie swojego warsztatu.
Tłum zauważa Mendla i natychmiast w kierunku Żydów ktoś rzuca kamieniem, który trafia małego Jakuba. Ludzkie kierują się w stronę Mendla, gdy nagle drogę zagradza im młody student. Krzycząc, staje w obronie starego Żyda i jego wnuka. Ryzykując własnym życiem osłania Mendla. Tłum oddala się złorzecząc.
Stary Mendel siada na krześle i w bezruchu siedzi przez kilka godzin. Młody student dogląda Jakuba, który z obwiązaną głową leży w łóżku. Pyta Mendla, czemu się tak smuci, skoro Jakub wkrótce wróci do zdrowia. Mendel odpowiada, że dzisiaj przestało mieć znaczenie wszystko, co było dla niego ważne przez całe życie – jego serce dla tego miasta umarło.