Pierwsze zapiski Dzienników pochodzą z pierwszego dnia II wojny światowej. Widzimy pokój autorki zamieniony w schron przeciwgazowy. Co chwilę docierają do niej alarmy o atakach bombowych i nowych samolotach pojawiających się nad Warszawą. Spływają doniesienia o wypowiedzeniu wojny przez Anglię i Francję oraz o tym, że Niemcy zajęli już Czechosłowację.
Nałkowska wspomina, że jest przeziębiona i gorzej znosi całą sytuację. Jej przyjaciele pod osłoną nocy opuszczają miasto. Ona również rozważa wyjazd choć nie czuje strachu. Myśli o wyjeździe o matki do Wołomina. Tymczasem w mieście panuje kompletny paraliż, nie jeżdżą samochody ani autobusy, Warszawa coraz szybciej pustoszeje. Autorka pospiesznie pakuje się do małej walizki i udaje się do mamy. Po drodze doświadcza strasznych widoków, hałasu, przez chwilę chroni się w opuszczonej kamienicy. Uciekają razem z ukochanym Bogusławem, który stara się ją ochraniać. Noc przeczekują u życzliwego gospodarza, który każdego wyposaża w chleb i mleko. Zofia chce rozstać się z Bogusławem, ale ten odpowiada wyznaniem miłości. Następuje intensywne oblężenie Warszawy, która dzielnie się broni. Uciekinierzy z miasta, a wśród nich Zofia doświadczają prawdziwego piekła. Doskwiera im brak żywności, muszą wędrować bocznymi, leśnymi drogami. Zofia spotyka również żołnierzy, których opłakany stan ją przeraża.
W kolejnych ustępach narratorka opisuje swoje cierpienie z powodu narodowego bólu i trudu okupacyjnego. Nie jest dla niej najważniejsza sytuacja indywidualna, ale stan całego narodu. Nałkowska pisuje po nocach, wciąż zatrzymuje się u przygodnych gospodarzy (wciąż bardzo życzliwych), rozmyśla o Warszawie i o swoich bliskich. Mówi również o doskwierających deficytach podstawowych przedmiotów potrzebnych do życia jak żywność czy środki czystości i higieny. Pomaga gospodyniom w wypieku chleba. W międzyczasie ktoś wspomniał, że jedzie do Wołomina, ale Zofii nie udało się z nim zabrać by odwiedzić matkę. Zofia wyjeżdża do Ryżek – żegna się z towarzyszami, po drodze obserwuje rannych żołnierzy, jeden z nich kazał im oddać broń, ale jako cywile przecież jej nie posiadali.
Nałkowska zatrzymuje się w nowym domu, gdzie codziennie wieczorem odbywają się wspólne modlitwy, ale trzeba uważać na niemieckie patrole. Pisarka poznała doktora, z którym rozprawiała o literaturze – podarowała mu tom „Dom nad łąkami”. Poznała również kobietę z dzieckiem – chorowało na dyzenterię i nowotwór w nosie.
Narratorka dociera do Rembertowa, gdzie obserwuje przejazd uzbrojonych wozów, armaty, żołnierzy z karabinami. Prawdopodobnie byli to Niemcy cieszący się ze zwycięstwa. Byli tam także polscy jeńcy, smutni, wygłodniali i w bardzo złym stanie zdrowotnym. Wreszcie kobieta dociera do matki do Wołomina. Nie zabawiła tam jednak długo. Zofia postanawia wrócić do Warszawy – obserwuje bardzo smutny obraz swojego miasta. Pomaga biedniejszym, opisuje także przyjaźń z Marią Kuncewiczową.
Nałkowska słucha radiowych komunikatów o odbudowie stolicy, nawoływaniu do spokoju i nadziei. Nie mieszka w dobrych warunkach, w jej mieszkaniu jest zimno i pusto, brakuje także jedzenia. Pisarka odwiedza wydawnictwo Książnica, gdzie proponuje wydanie swojej książki „Miesiące wojny”, jednak trafia na zły moment – wydawcy zamykają oficyny, środowisko literackie szczególnie zostało dotknięte przez wojnę. Życie Nałkowskiej wygląda ponuro – wieczorami nie wolno wychodzić z mieszkania, brakuje wody – trzeba po nią chodzić do studni. Dostępne jedzenie najczęściej pochodzi z rabunków. Nadchodzą wieści o śmierci kolejnych pisarzy, nie żyją m.in. Kazimierz Wierzyński czy Józef Czechowicz. Zofia Nałkowska nie może zarabiać na swojej pracy pisarskiej, ale jest jej raźniej dzięki temu, że znowu mieszka z matką. Jest już osobą w wieku 55 lat a dalej musi wykonywać cięższe prace fizyczne, na co ma coraz mniej sił. Coraz bardziej doskwiera im sroga zima i brak ogrzewania. Kobieta otrzymuje od Bogusława list miłosny.
Wspomnienia wchodzą w rok 1940. W mieście nadal panuje ogromne zimno, żeby zdobyć jedzenie trzeba stać w bardzo długich kolejkach, choć o tak w sklepach panują pustki. Kobiety żywią się głównie mlekiem i kaszą. Zofia znów choruje, a w trakcie choroby dużo czyta i pragnie wrócić do pisania. Otrzymuje propozycję wejścia w spółkę i współprowadzenia sklepu. W tym samym czasie okazuje się, że Zofia z matką muszą wyprowadzić się z mieszkania i zaczynać wszystko od nowa. Wchodzi w handel papierosami, kupuje za nie m.in. jajka.
Nałkowska przebywa w Adamowiźnie, rozmyśla o rozpadającej się rzeczywistości i nieśmiertelności. Kobieta podupada na zdrowiu, coraz częściej skarży się na bóle, jej matka również zaczyna niedomagać. Zofia dostaje paczkę od Bogusława z prawdziwą kawą, której nie piła już kilka miesięcy.
Nadchodzą święta Bożego Narodzenia, Nałkowska opisuje bardzo skromną wigilię oraz śmierć ciotki Janiny. Narratorka odpoczywa, przez większość czasu leży i czyta. W marcu tego roku umiera ojciec pisarki, w dzienniku umieszcza wspomnienie z jego pogrzebu. Zofia coraz bardziej podupada na zdrowiu, bardzo boli ją gardło i nie pomagają żadne medykamenty. Utrzymuje jej się gorączka i jest coraz chudsza.
Dalej czytamy o perypetiach związanych z prowadzeniem sklepu oraz sprzedażą papierosów. Mijają kolejne urodziny autorki (ma już 57 lat i nie czuje się stara). Opisuje spotkania i flirty z różnymi mężczyznami. Jej stany emocjonalne są bardzo zróżnicowane, zależne od aktualnych wydarzeń w jej życiu. Od nieznajomych dostaje paczki z żywnością, w zamian wysyła jej papierosy i herbatę.
Matka Nałkowskiej powoli zbliża się do końca swojego życia i zdaje sobie z tego sprawę. Ciągle jednak stara się być aktywna. Kobieta dużo pisze, a głównym tego powodem są jej przemyślenia o przemijaniu, sensie życia i umieraniu. Nadchodzi czas Wielkanocy, który wszystkie kobiety znów spędzają w chorobie. Matka jest w coraz gorszym stanie, traci apetyt, nie chce rozmawiać, w końcu z wycieczenia umiera na rękach córki. Kobiety (Zofia i Hania) pochowały matkę i regularnie odwiedzają ją na cmentarzu (chcą by wmurować w pomnik medalion ojca). Na końcu obrazu roku 1942 widzimy opis krajobrazu zniszczonej Warszawy – wielu ludzi zginęło, są naloty ale nie słychać bombardowania.
Na początku roku 1943 Nałkowska wyznaje, że czuje się samotna – jej wspomnienia krążą wokół tych, którzy już umarli. Otrzymała nakaz wyprowadzenia się z mieszkania, więc przenosi się do Hani. Dowiaduje się, że Bogusław w końcu się ożenił. Autorka opisuje swoje braki w uczestnictwie w kulturze wysokiej, dawno nie odwiedzała kin teatrów, nie brała udziału w życiu zbiorowym. Na ulicach wciąż jest niebezpiecznie – urządzane są polowania na ludzi, trzeba uważać, by nie zostać zastrzelonym. Zofia zajmuje się pracami domowymi, a w wolnych chwilach próbuje pisać książkę o ojcu. Na nowo odkrywa swoje zafascynowanie światem, dostrzega jego piękno i szczegóły.
W kwietniu zastają ją strzały i alarm, zmuszona jest do ewakuacji więc w pośpiechu pakuje najpotrzebniejsze rzeczy. Ludzie wokół znowu masowo giną, a ona pisze próbując zatrzymać przemijanie. W czerwcu 1943 nadchodzi wiadomość o rozpoczęciu ofensywy, choć to nieoficjalna informacja. Jest to okazja do rozważa na temat ludzkiego egoizmu, ludzie nie wspierają się wzajemnie. Autorka wspomina, że to „ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Tymczasem miasto dalej jest niszczone, niektóre naloty spadają w pobliżu jej domu. Zbliżają się bolszewicy. Nie udaje się powstanie Armii Krajowej. Bolszewicy okrążają Warszawę, a jej mieszkańcy przezywają dramat. Niemcy masowo rozstrzeliwują mężczyzn i zamykają ich w piwnicach. Wybucha panika, ludzie wyprzedają całe swoje dobytki. Dookoła panuje tylko śmierć i zniszczenie. Zofia choruje na zapalenie oskrzeli, żyje znów w fatalnych warunkach. Wojna się kończy, architekci łączą się by spróbować odbudować miasto. Na nowo otwierają się szkoły, wydawnictwa. Zofia Nałkowska otrzymuje propozycję stanowiska prezesa Komisji Badań nad Oświęcimiem. Pojawiają się propozycje wydania „Granicy”.