Podobno w starej cerkwi o północy pojawiają się duchy. Narrator mówi Maryli, że – w odróżnieniu od mieszkańców pobliskiej wsi – nie wierzył w historie o zjawach i nie bał się przejeżdżać obok cerkwi nocą. Opowiada historię o tym, jak pewnej nocy na moście pękł dyszel u jego wozu.
Ledwo wypowiedział słowa: „Zostać na polu samemu i w nocy/ To lubię – rzekłem – to lubię”, a obok niego pojawiła się straszliwa zjawa. Nie chce ona jednak skrzywdzić podróżującego, ale dziękuje mu za wypowiedzenie słów „to lubię”, które wybawiły ją od czyśćcowych katuszy. Opowiada mu, dla nauki i przestrogi, swoje dzieje.
Ma na imię Maryla, była córką najbogatszego urzędnika w okolicy, słynęła z urody. Pomimo tego, że ojciec chciał jej wyprawić wesele, a wokół niej pojawiało się wielu adoratorów, wszystkimi gardziła. Jeden z odrzuconych zalotników, Józio, umarł z miłości do niej. O tej pory dręczyły dziewczynę wyrzuty sumienia. Pewnej nocy ukazał się jej Józio jako ognisty upiór i porwał ją do czyśćca, gdzie usłyszała wyrok: za to, iż miała serce z kamienia dla wszystkich zakochanych w niej młodzieńców, przez długie lata będzie dręczona w czyśćcu: „Dręcz się w czyscowej zagubie,/ Póki mąż jaki z tamecznego świata./ Nie powie na cię choć: lubię ”.
Od tego czasu błąkała się w pobliżu cerkwi i cmentarza strasząc podróżnych. Nie kończy swojej historii, gdyż znika o świcie, wraz z pianiem koguta.