„Płyty Carusa” to cykl trzech wierszy z tomu Marii Pawlikowskiej pt. „Profil białej damy”. Jak sam tytuł wskazuje, teksty zostały poświęcone słynnemu włoskiemu tenorowi Enrico Caruso. Autorka dokonała tu poetyckiego przetworzenia zwyczajnego elementu nowoczesnej cywilizacji, czyli gramofonu. „Płyty Carusa” pochodzą z drugiego okresu twórczości Jasnorzewskiej, w którym, jak zaznacza Jerzy Kwiatkowski, optymistyczna wizja miłości i piękna świata zostaje wyparta przez gorzką refleksję na temat przemijania i śmierci.
Żałobny gramofon
Cała metaforyka wiersza skupia się wokół gramofonu urastającego do roli wieloznacznego symbolu agonii. Urządzenie do odtwarzania muzyki staje się wizualno-akustyczną metaforą umierania i pogrzebowych rytuałów. Płyta zostaje określona jako „żałobny dysk”, a pudło gramofonu budzi skojarzenia z odkrytym wiekiem trumny. Główną opozycją w tekście jest kontrast pomiędzy tym, co żywe i tym, co martwe. Do pierwszego porządku należy głos Enrico Carusa rozbrzmiewający z nastawionej płyty. Wzbudza on niezwykle pozytywne sensualne doznania: „śpiewem wytryska”, a więc emanuje energią, jest „żywym aksamitem” i „życiem” połączonym ze „szczęściem”. Inaczej natomiast przedstawiony jest świat śmierci, który stanowi rzeczywistość dysharmonii: wywołuje „zgrzyt” i „zatrzymuje płytę”. Ludzka egzystencja zostaje zatem pośrednio porównana do odtworzenia nagrania w gramofonie, przerwanego w nieoczekiwanym momencie.
Głos uwięziony w gramofonie
Druga część cyklu przyjmuje postać monologu lirycznego samego Caruso, który prosi o uwolnienie z gramofonu. Mamy tu do czynienia ze stanem swoistego zawieszenia między życiem i śmiercią. Jasnorzewska ujawnia więc tendencję, którą Jerzy Kwiatkowski nazywa dążeniem do „materializacji ducha (czy psychiki)” i jednocześnie „uduchowienia (czy psychizacji) materii”. Projekt ten doprowadza do powstania dziwacznej syntezy pomiędzy martwym przedmiotem a żywym istnieniem, co oddaje obraz głosu uwięzionego w pudle gramofonu.
To połączenie zyskuje w wierszu wymiar niemal magiczny, mowa tu bowiem o głosie „zaklętym w dysku i sztyfcie” przywodzącym na myśl baśniowy motyw przemiany bohatera w czarodziejski rekwizyt. Paradoks dostrzeżony przez Jasnorzewską polega jednak na tym, że współczesny świat utracił zdolność dostrzegania magii, która nie wzbudza już żadnego zdziwienia. Dlatego Caruso krzyczy z wnętrza gramofonu do swoich słuchaczy:
(…) to się chociaż przestraszcie, jak na widok ducha,
to krzyczcie, to się choć dziwcie!
Wynalazek współczesności – gramofon – jest tu postrzegany jako rodzaj nowoczesnych czarów, ponieważ odtwarza głos zmarłej osoby. Jednocześnie jednak magia traci aurę tajemniczości, staje się zwyczajną sztuczką służącą do zabawiania ludzi. Rozrywka zostaje tu zatem skontrastowana z cierpieniem.
Wartość materii
Ostatnia część „Płyt Carusa” to przejmujący śpiew włoskiego tenora. Poetka jako refren wykorzystuje tu motyw ze znanej piosnki Nutilego, wykonywanej przez śpiewaka, czyli „O mamma mia!”. Głos zmarłego wydobywa się z płyty jak kapiąca krew. Metafora ta oddaje ból umierania, ale też jest znakiem życia, które się kończy. Płyta zostaje spowita mgłą – symbolem zapomnienia i sfery przeszłości. Muzyka nie może wskrzesić zmarłego, który w świecie żywych znaczy mniej niż najlichsza mucha.
Można zatem zauważyć, że nieśmiertelność postrzega poetka w kategoriach doczesnych i nade wszystko cielesnych. Nie interesuje jej zbawienie duchowe, ale możliwości pozostania w świecie materii. W tym sensie istnienie owada, jako tego, „co lata i bzyka”, a więc żyje, jest bardziej wartościowe niż egzystencja w zaświatach. Jak pisze bowiem Kwiatkowski:
Poezja ta pożąda nieśmiertelności ziemskiej, cielesnej.