„Satyry” Krasickiego to zbiór utworów piętnujących ludzkie wady. Nie mogło zabraknąć pośród nich pijaństwa – jednej z najczęściej wymienianych polskich przywar. Szlachta nie stroniła od trunków, alkohol był nieodłącznym elementem każdej uroczystości, każdego towarzyskiego spotkania. Towarzyszył też sejmom i innym oficjalnym zebraniom, a przy tym nie rzadko prowadził do zatargów i bójek.
Właśnie taki przebieg ma historia opowiedziana w satyrze. Utwór zawiera rozmowę dwóch przyjaciół. Jeden z nich skarży się na silny ból głowy i wyjaśnia jego przyczynę. Z okazji imienin żony podejmował gości i jako dobry gospodarz musiał częstować wszystkich winem, a częstując – sam również musiał się napić. Na następny dzień czuł się bardzo niedobrze, więc postanowił leczyć się „hanyżkiem”. Humor mu się od tego poprawił, a że odwiedziło go dwóch sąsiadów, zaprosił ich na obiad. Tym razem dla dobrego trawienia znów sięgnięto po wino. I tak rozprawiając o polityce, przeszłości, potrzebach zmian towarzystwo wypijało kolejne butelki. W efekcie doszło do sprzeczki i bójki.
Krasicki posłużył się tu ironią. Komizm „Pijaństwa” polega na rozbieżność pomiędzy tym, co głoszą rozmówcy i zachowaniem jednego z nich. Obaj zgadzają się co szkodliwości picia, ale o ile jeden faktycznie jest przeciwnikiem nadmiernego spożycia alkoholu, o tyle drugi wygłasza te poglądy bez przekonania i żegna się z kompanem słowami: „Napiję się wódki”.
Kompozycja utworu jest dwudzielna: początek i koniec to partie dialogowe, środek natomiast wypełnia opowieść o wczorajszym ucztowaniu. Zarówno w dialogu, jak i w opowiadaniu występuje ten sam zabieg zestawienia teoretycznego potępienia pijatyki z uleganiem jej w praktyce. Goście zebrani u jednego z rozmówców zaczęli swoje spotkanie od rozmowy na temat szkodliwości picia: „Cóż w nim? Tylko niezdrowie, zwady, grubiaństwo./ Oto profit: nudności i guzy i plastry”. Podobnie zaczyna się i kończy rozmowa stanowiąca klamrę dla tej opowieści. Na początku jeden z przyjaciół skarży się na złe samopoczucie z powodu nadużycia alkoholu, by na koniec stwierdzić, że znów napije się wódki.
Krasicki trafnie obrazuje pewne mechanizmy rządzące spożyciem alkoholu. Przede wszystkim – zawsze znajdzie się okazja:
(…) Upiłem się onegdaj dla imienin żony;/ Nie żal mi tego było. Dzień ten obchodzony/ Musiał być uroczyście (…) –
stwierdza jeden z rozmówców. Świętowanie staje się każdorazowo jednoznaczne z pijaństwem, uroczystość bez alkoholu jest nie do pomyślenia. Goście mieliby prawo czuć się urażeni, gdyby gospodarz odmówił toastu, gdyż „ugościć” oznacza pić razem z zaproszonymi:
(...) Jakże nie poczęstować, gdy kto w dom przychodzi?/ Jak częstować, a nie pić? I to się nie godzi (…).
Kto chce się napić, ten zawsze znajdzie powód:
(…) Pan Wojciech, co się bardzo niestrawności boi,/ Po szynce, cośmy jedli, trochę wina radzi:/ Kieliszek jeden, drugi zdrowiu nie zawadzi (…).
Wino pije się więc dla zdrowia. Wreszcie poeta pokazuje, jak alkohol zmienia atmosferę spotkania. Zanim otwarto kolejne butelki, toczyła się kulturalna rozmowa na ogólne tematy, jednak w miarę wychylania kolejnych kieliszków, towarzysze stawali się coraz bardziej natarczywi i agresywni. W ten sposób doszło do bójki i końca zabawy.