O czymże Polska myśli i we dnie i w nocy?
Żeby sześć zaprzęgano koni do karocy;
Żeby srebrem pachołkow od głowy do stopy,
Sługi odziać koralem, burkatelą stropy;
Żeby na paniej perły albo diamenty
A po służbach złociste świeciły się sprzęty;
Żeby pyszne aksamit puszyły sobole;
Żeby im grały trąby, skrzypce i wiole;
Żeby po stołach w cukrze piramidy stały
I winem z suchych groznow wspienione kryształy.
Już ci niewiasty złotem trzewiki niestoty,
Mężowie nim wszeteczne wyszywają boty.
Już perły, już kanaki noszą przy kontuszach;
Poczekawszy będą je nosili na uszach.
Żeby w drodze karety, w domu drzwi barwiani
Strzegli z zapalonymi lontami dragani.
O tym szlachta, panowie, o tym myślą księża,
Choć się co rok w granicach swych ojczyzna zwęża.
Choć na borg umierają żołnierze niepłatni,
Choć na oczy widzą jej period ostatni.
Że te wszytkie ich pompy, wszytkie ich splendece
Pogasną, jako w wodzie utopione świece.
Przynajmniej kiedy się tak w świeckie rzeczy wdadzą,
Porzuciwszy niebieskie, niechaj o nich radzą,
Żeby dzieciom zostały, żeby w nich spokojnie
Dożyli, niechaj myślą z pogany o wojnie,
Kiedy nie chcą wojować z światem i z zuchwałem,
Choć w Panu oczywisty mają przykład, ciałem.