Utwór Wacława Potockiego pt.: „Nierządem Polska stoi” wpisuje się w cykl dydaktyczno-moralizatorskich fraszek odnalezionych wiele lat po śmierci poety, które z krytyczną celnością punktowały największe bolączki społeczeństwa Rzeczypospolitej XVII wieku.
Już sam tytuł wiersza wskazuje na tezę, którą w tekście podmiot liryczny będzie motywował na rozmaite sposoby.
Wprowadzeniu do sedna sprawy służy tutaj koncept polegający na otwarciu wiersza rzekomym przysłowiem z dawnych czasów: „Nierządem, powiedział ktoś dawno, Polska stoi (...)”.
Koncept okazuje się tym ciekawszym, że – poniekąd – podmiot liryczny wchodzi swoim dalszym wywodem w dyskusję z owym dawnym, spoczywającym już w grobie, krytykiem społeczeństwa, wykazując „konkurencyjność” współczesnej ojczyzny w kwestii nierządu, który dopiero teraz objawił się w całej swej krasie:
(…) Gdyby dziś pojźrał z grobu po ojczyźnie swojej,
Zawołałby co garła: wracam znowu, skądem,
Żebym tak srogim z Polską nie ginął nierządem (…).
Nawet śmierć okazuje się więc lepsza niż przymus patrzenia na to, co dzieje się ze współczesnym społeczeństwem – panujący w nim nierząd jest już tak powszechny, że zarażania niczym śmiercionośny wirus nawet przyzwoite, zainteresowane losem ojczyzny jednostki.
Jako pierwszą przyczynę tak beznadziejnej kondycji kraju podmiot liryczny wymienia często zmieniające się prawa o niewielkiej wadze (przyrównuje je do „minucyj”, czyli przepowiedni pogody zamieszczanych w XVII-wiecznych kalendarzach). Nie mają one szans uregulować życia społecznego na stałe, bardzo łatwo są bowiem zastępowane przez nowe prawa, wprowadzane przez zmieniające się jak w kalejdoskopie opcje polityczne.
Po wygaśnięciu popularności danego trendu politycznego prawa te nie podlegają żadnej analizie i nie służą wyciągnięciu jakichkolwiek wniosków na przyszłość, a jedynie „małym dzieciom dla zabawy”. Uchwalane w ten sposób ustawy – w pośpiechu, bezmyślnie i bez żadnego planu na przyszłość – stały się tak liczne, iż (wedle słów podmiotu lirycznego) można by wybudować z nich Sukiennice. Skutkiem lekceważącego stosunku prawodawców do prawa jest również brak szacunku obywateli względem ustaw:
(…) Nikt nie słucha, żaden się nie ogląda na nie;
Szlachta tylko uboga i biedni ziemianie (…).
Podmiot liryczny zwraca tym samym uwagę na fakt, iż w XVII-wiecznym społeczeństwie Rzeczypospolitej właśnie ci, którzy mianowali siebie jego kwintesencją i rościli sobie prawo do decyzyjności, najmniej mieli poważania dla ustalanych przez siebie praw, być może najlepiej zdając sobie sprawę z tego, iż nie wynikały one z dbałości o interes państwa, lecz wygody najbardziej wpływowych rodów.
Wolność nie była w tym społeczeństwie domeną wszystkich obywateli (jak dumnie stanowić miała ówczesna konstytucja), lecz przywilejem dla wybranych jego członków:
(…) Mądry, możny, albo kto dostąpił honoru,
Księstwa, grapstwa, ten wolen (…).
Ten zatem, któremu najbardziej poszczęściło się w karierze, zamiast dzierżyć w zamian największy ciężar społecznej odpowiedzialności, skutecznie się od niej wymigiwał, obciążając nią tych, którym i tak nie wiodło się najlepiej:
(…) niechajże poboru [podatku]
Szlachcic który nie odda, zaraz mu po szląsku
Pozwy, egzekucyje ślą na onym kąsku,
Że niejeden, niestety, z serdecznym dziś płaczem
Z dziadkami cudze kąty pociera tułaczem.
Polska pretendująca w XVII wieku do miana nowoczesnego, obywatelskiego państwa, okazuje się „Rzeczpospolitą bandycką”, gdzie majątki bogaczy wznoszone są na nędzy i nieszczęściu najbiedniejszych, najbardziej potrzebujących wsparcia.
Podmiot liryczny wiersza uznaje taką sytuację za wysoce niemoralną, jednocześnie nie daje jednak żadnej wskazówki, w jaki sposób ów stan rzeczy można by zmienić. Nie wskazuje również żadnych konkretnych osób, które byłyby odpowiedzialne za jego trwanie.