Adam i Ewa oczekują swojego pierwszego dziecka. Kiedy rodzi się dziewczynka z zespołem Downa, nie potrafią ukryć rozczarowania. Decydują się oddać ją specjalnego zakładu. Ewę w szpitalu odwiedza Anna, również matka chorej dziewczynki i przekonuje: „Pani nie wie, że w narodzinach tego dziecka może kryć się coś dobrego... bardzo dobrego. Ona wiele dla pani zrobi samym swoim istnieniem”. Ewa nie potrafi oddać córki do zakładu, niszczy papiery przygotowane przez Adama i zabiera dziecko do domu.
Adam jest prezesem dobrze prosperującej firmy, uważa się za człowieka sukcesu, dobrze zarabia, zbudował piękny dom. Do pełni szczęścia brakowało mu tylko dziecka. Nie przewidział jednak, że może mu się urodzić dziecko niepełnosprawne. W jego misternym życiowym planie nie było miejsca na niespodzianki i niedoskonałości. Wstydzi się córki, nikomu jej nie pokazuje, sam też nie potrafi na nią patrzeć. Śliniące się, otyłe, nieporadne dziecko budzi w nim wstręt. Adam izoluje się od rodziny, obija swój gabinet dźwiękoszczelnym materiałem, włącza głośno muzykę, nawet tam wnosi kanapę, na której sypia sam. Do pracy wychodzi wcześnie i wraca późno, w domu bywa rzadko, najczęściej w swoim gabinecie, czasem tylko przemyka chyłkiem do kuchni czy łazienki.
Ewa sama opiekuje się córką. Marysia, zwana Myszką, ma bardzo ciężką formę DS, a do tego w jej mózgu znajduje się tajemnicza ciemna plamka, której lekarze nie potrafią zidentyfikować. Dziecko wymaga ciągłej opieki. Do piątego roku życia musi nosić pieluchy, a później też zdarzają się jej „małe nieszczęścia”. Dziewczynka nie potrafi mówić, posługuje się tylko pojedynczymi sylabami, jest nieporadna, późno uczy się chodzić i robi to bardzo niezdarnie.
Ewa żyje z dnia na dzień, jest zmęczona, rzadko się uśmiecha, ma świadomość tego, że jej małżeństwo się rozpada. Czasem myśli, że rozwód były najlepszym wyjściem, ale Adam nie chce zniszczyć swojego wizerunku. Wie, że mężczyzna, który porzuca żonę z niepełnosprawnym dzieckiem, oceniany jest bardzo negatywnie. Dlatego czasem wraca do tematu oddania córki do specjalnego zakładu. Mimo wszystko Ewa nie potrafiłaby rozstać się z Myszką. Jej uśmiech i oznaki przywiązania wynagradzają jej wszelki trud.
Któregoś dnia Myszka odkrywa strych. Ewa pozwala jej się tam bawić po zainstalowaniu kilku dzwonków, którymi mogłaby ją przywołać. Dziewczynka udaje się na strych, ponieważ znajduje się tam przejście do innej rzeczywistości. Jak tylko zostaje sama, gasi światło. Słyszy wtedy głos i jest świadkiem, jak On stwarza różne światy. Czasem robi to źle, np. zabarwia trawę na czerwono, wtedy dziewczynka podpowiada mu właściwe barwy i kształty. Na strychu Myszka staje się lekka i zwinna, tylko tu może tańczyć tak, jak tego pragnie. Na dole, czyli w domu, też pragnie tańczyć, ale jej ociężałe ciałko nie jest jej posłuszne. Kiedyś widząc, że tata na nią patrzy zza uchylonych drzwi, zapragnęła dla niego zatańczyć – taniec był jej sposobem na wyrażanie uczuć. Krępowało ją ubranie, dlatego tak szybko, jak potrafiła, rozebrała się i zaczęła swój taniec. Pięknie poruszała się w środku, w swojej wyobraźni – Adam widział tylko niezgrabne, ciężkie podskoki i bezładne machanie rękami. Na koniec przydarzyło się jej „małe nieszczęście”.
Któregoś dnia, gdy głos na strychu stwarzał zwierzęta, Myszka znalazła przed domem małego kotka. Kotek wszedł do środka i poczuł zapach pasty z tuńczyka, którą Adam smarował sobie kanapkę. Wygłodniały zwierzak skoczył i złapał go za nogawkę. Adam poczuł nagły ból i odruchowo gwałtownie strzepnął kotka. Zwierzątko spadło i uderzyło głową o meble. Z głowy pociekła strużka krwi. Wszyscy zamarli. Adam czuł się winny, choć nie zrobił tego celowo. Myszka podeszła do kotka i zawołała „Oć, oć” – martwe zwierzę ożyło. Ewa nie mogła w to uwierzyć, ale oczywiście uznała, że widocznie kot był tylko ogłuszony.
Ewa nie lubiła zabierać córki w miejsca publiczne, męczyły ją ciekawskie i wrogie spojrzenia innych. Myszka brała do ręki różne przedmioty, często niszczyła coś w sklepie. Nie umiała się bawić z innymi dziećmi, a jeśli już nawiązywała z nimi jakiś kontakt, często wkraczali rodzice, jakby się bali, że ich dzieci mogą się od dziewczynki zarazić. Nie chciała też posłać Myszki do szkoły, ponieważ żadna szkoła nie mogła dać jej miłości, a tylko tego dziewczynka potrzebowała.
Któregoś dnia Ewa musiała zrobić jednak pilne zakupy. Gdy na chwilę spuściła dziecko z oka, Myszka podeszła do stoiska z jabłkami. Ugryzła jedno, tak, jak robiła to na strychu, gdzie magiczne jabłko czyniło ją lekką i pozwalało tańczyć. Myślała, że tym razem będzie podobnie. Rozebrała się i zaczęła podskakiwać i znów zdarzyło się jej „małe nieszczęście”. Wokół niej zebrał się tłum gapiów. Ewa miała ochotę uciec. Obsługa wezwała policję. Ewa musiała zadzwonić po Adama. Dla niego była to kompromitacja nie do zniesienia, musiał się publicznie przyznać do upośledzonej córki, wyjaśnić całą sytuację i zabrać je do domu.
Adam pragnął mieć zdrowe dziecko, dlatego wiele czytał o zespole Downa, szukając przyczyny upośledzenia córki. Dowiedział się, że jest to dziedziczne, przypomniał sobie, że babcia Ewy cierpiała na Alzheimera, a że obie choroby często współwystępują, przyjął, że to ona jest odpowiedzialna, że to jej wina. Chciał mieć pewność, dlatego postanowił spotkać się ze swoją babcią, by zapytać o przypadki chorób genetycznych w swojej rodzinie.
Adam był sierotą, stracił rodziców w wypadku samochodowym, kiedy miał zaledwie kilka lat. Prawie ich nie pamiętał. Wychowywała go babcia, nie lubił jej głównie za to, że zastąpiła mu rodziców, jakby była winna temu, że ich nie ma. Po ślubie z Ewą babcia krótko mieszkała z nimi, ale potem oddali ją do domu opieki. Mieli zamiar zabrać ją do nowego domu, ale tak jakoś wyszło, że nie zrobili tego od razu po przeprowadzce, a potem pojawiła się Myszka.
Adam uświadomił sobie, że nie odwiedzał babci od 9 lat. Kiedy się u niej pojawił, nie poznała go, powiedziała mu, że miała dwóch wnuków, jeden zginął w wypadku, a drugi wyjechał. Adam uznał, że jest niespełna rozumu i niczego się od niej nie dowie. Potem pojechał do szpitala, w którym zmarli jego rodzice. Uświadomił sobie, jak niewiele wie o ich śmierci – babcia nigdy nie chciała mu o tym opowiadać. W starym archiwum dowiedział się niewiele, dokumenty były poniszczone. W teczce jego rodziców znajdowały się akta trzeciej osoby, która zmarła tego samego dnia. Adam nic z tego nie rozumiał, ale podejrzewał, że to przypadkowa ofiara wypadku, ktoś kto być może wszedł na jezdnię.
Adam sam powiadomił odpowiednie instytucje, że Myszka nie chodzi do szkoły, choć od dwóch lat obejmował ją ten obowiązek. Ewa wyprasza obie urzędniczki, dosadnie dając im do zrozumienia, że Myszka nie może chodzić do żadnej szkoły, nawet specjalnej.
Za sprawą głosu na strychu w ogrodzie pojawia się wyjątkowa jabłoń. Po zjedzeniu z niej owocu Ewa staje się wesoła. Dużo się śmieje i dostrzega radość życia. Adam też próbuje jabłka i wtedy przychodzi mu do głowy, że powinien jeszcze odwiedzić sąsiadkę z dzieciństwa. Pani Aleksandra pomaga mu przypomnieć sobie rodziców i brata. Okazuje się, że Adam naprawdę nazywał się Jan, a Adaś był jego młodszym bratem z zespołem Downa. Tego dnia rodzice jechali z nim do lekarza.
Pamięć Adama wszystko zniekształciła, wydawało mu się, że rodzice pojechali z psem. Teraz przypomniał sobie przebieg wydarzeń. Miał młodszego brata, który był chory na DS, ale Jan bardzo go kochał i się nim opiekował. Tego dnia, kiedy widział go po raz ostatni, brat obiecał mu, że wróci. Babcia, która pojechała zidentyfikować zwłoki, powiedziała, że to Jan zginął, chciała w ten sposób ocalić część ukochanego wnuka. Od tej pory nazywała starszego Adasiem. Adam uświadomił sobie, że brat wrócił do niego pod postacią córki, a on go odrzucił.
Kiedy przyszedł do domu, okazało się, że Myszka umiera. Spędził przy niej ostatnie chwile.
Kilka lat później Adam i Ewa podziwiają, jak ich druga zdrowa córka pięknie tańczy pod wyjątkową jabłonią i wspominają Myszkę.