Utwór rozpoczyna się krótkim wierszowanym wstępem, w którym potwierdzone zostaje istnienie krasnoludków. Są to stworzenia drobne i dobrotliwe. Często można spotkać je w kuchniach, gdzie podjadają smakołyki. Przy tym poruszają się niesamowicie cicho, więc naprawdę trudno je zobaczyć. Zresztą, informacje o ich istnieniu potwierdzić mogą nianie.
„Jak nadworny kronikarz króla Błystka rozpoznawał wiosnę”
I
Panowała tak sroga zima, że król Błystek przymarzł do tronu niczym sopel lodu. Krasnoludki zapewniały sobie ciepło wszelkimi możliwymi sposobami, ale ich władca musiał – także zimą – nosić szaty służące poprzednim pokoleniom monarchów, a była ona już solidnie wytarta i zużyta. W kryształowym pałacu, który zamieszkiwały krasnoludki, nie można było rozpalić ognia, więc Błystek ogrzewał się przy blasku kosztowności (złota, brylantów itp.). Szukał jednak kogoś, kto wyruszy w świat i przyniesie informacje o zbliżającej się wiośnie. Niestety ani Sikorek, ani Biedronek nie mieli zamiaru wychodzić z pałacu.
Mijały kolejne tygodnie, nieco się ociepliło – do tego stopnia, że z królewskiej brody zaczęła kapać woda. Wtedy wszystkie krasnoludki zaczęły kichać, a robiły to tak mocno (bo miały one wielkie nosy), iż przejeżdżający niedaleko chłop uznał te odgłosy za pierwsze wiosenne grzmoty. Coraz cieplejsze powietrze przyczyniło się do podjęcia przez władcę decyzji o wysłaniu kronikarza Koszałka-Opałka na poszukiwanie wiosny.
II
Uczony szykował się do drogi – wziął garniec atramentu, wielkie pióro oraz swoje księgi. Wszystkie krasnoludki czule go żegnały, nawet król pragnął go uściskać, lecz nie mógł wstać z tronu (nadal był do niego przymarznięty). Wyjście na powierzchnię zajęło zwiadowcy sporo czasu. Najpewniej padłby ze zmęczenia, gdyby nie natrafił na norę pewnego chomika, który ugościł go w zamian za to, że nikomu nie zdradzi miejsca jego pobytu.
Po krótkiej podróży dotarł do pobliskiej wioski, gdzie posłyszał, jak ludzie skarżyli się na lisa kradnącego im kury. Koszałek do końca nie wiedział, o co im chodzi, więc w swoim dzienniku zapisał notkę o osadzie napadniętej przez Tatarów. Kiedy w końcu ludzie doprecyzowali, że trzeba złowić zwierzę, by przestało wyrządzać szkody, dodał wzmiankę o tym, że władca Tatarów nazywa się Lis Wielki.
Dzieci rozpoznały Koszałka-Opałka, ale nie przestraszyły się go, gdyż krasnoludki słynęły z przyjaznego nastawiania. Kronikarz zasiadł z nimi przy ognisku i miał opowiedzieć im bajkę. W swoim dzienniku zanotował fakt, że lud, do siedziby którego dotarł, jest odważny i bitny, a dzieci już od młodości uczone są odwagi. Wraz z nimi posilił się ziemniakiem, po czym zaczął swoją opowieść.
III
Stworzenia jego rodzaju niegdyś nazywano Bożętami, nie krasnoludkami. Żyły one wraz z ludźmi w chatach. Były to czasy bardzo zamierzchłe – gdy żyli jeszcze Lechici zwani Polanami. W puszczach czaiły się olbrzymie zwierzęta, które ryczały tak głośno, że pękały drzewa. Skrzaty pomagały ludziom w pracach domowych, a za swoje wysiłki otrzymywały pożywienie.
IV
Później czasy się zmieniły. Mądrzy królowie zostali zastąpieni przez ludzi żądnych władzy i bogactw. Toczyli oni wewnętrzne spory, a sytuacja kraju stawała się coraz gorsza. Koszałek-Opałek wspomniał o Wandzie, która nie chciała Niemca i przytoczył historię wojny z tym narodem. Wtedy sytuacja krasnoludków stała się szczególnie zła, gdyż wszelkie jedzenie oddawano rycerzom, więc niewiele dla nich zostawało. Kiedy wojna się skończyła i zapanował pokój, nic już nie wróciło do swojego dawnego kształtu. Ludzie przeszli wielką zmianę, a dobro jakby się z nich ulotniło.
V
Koszałek-Opałek palił fajkę i kontynuował swoją opowieść. Po historii o Popielu przyszła kolej na Piasta, o którym krasnoludek mógłby opowiadać całymi dniami. Ten szlachetny mąż mieszkał w niewielkiej chatce z żoną Rzepichą i synem Ziemowitem. Gdy przyszedł czas postrzyżyn, pomagały im Bożęta. Z daleka do chaty przyszło dwóch mężów, którzy śpiewali piękną pieśń o Panu Nieba i Ziemi. Krasnoludki przeraziły się i schowały do kąta – wiedziały, że nadchodzi już kres dawnych wierzeń. Kiedy już wyszły na zaproże, zobaczyły Piasta jako króla, a Rzepichę jako królową. Chociaż dalej pomagały w codziennych pracach, coraz silniej odczuwały, że ich pomoc nie ma już takiego znaczenia jak kiedyś.
VI
Dzieci zadały pytanie o dalszy los krasnoludków. Żyły one jeszcze w niektórych chatach, lecz z czasem stawały się coraz słabsze, a ludzie coraz rzadziej wzywali je do pomocy. Natomiast w czasie panowania wnuka Ziemowita – Mieszka – niemal całkowicie rozstały się z ludźmi, wychylając się tylko nocami, by się posilić.
Opowieść Koszałka-Opałka przerwał powrót z wyprawy na lisa. Łowczym nie udało się upolować zwierzęcia, lecz skutecznie odwrócili uwagę od krasnoludka, który przywdział kaptur i wyruszył w dalszą drogę.
VII
W następnej kolejności Koszałek-Opałek spotkał lisa Sadełko – sprawcę zamieszania w okolicznych kurnikach. Było to stworzenie niezwykle sprytne, toteż gdy poznało fach Koszałka-Opałka, powiedziało, samo również jest uczonym, zajmuje się tworzeniem raportu o hodowli drobiu w pobliskich wioskach. Sadełko zapytał krasnoludka, skąd ma tak piękne pióro, a ten odrzekł mu, że należało ono do jednej z gęsi, które wypasa sierotka Marysia. Wtedy przebiegły zwierz powiedział mu, że celem jego życia jest pomaganie biednym sierotkom oraz nawracanie zbłąkanych gąsek. Zaznaczył jeszcze, by kronikarz w swoim dzienniku zapisał dzień spotkania z „wielkim przyjacielem ludzkości, nazwiskiem Sadełko”.
VIII
Koszałek-Opałek rozstał się z lisem i wyruszył w dalszą drogę. Spotkał drwala, którego początkowo chciał zapytać o to, czy wiosna jest już blisko. Jednak szybko zorientował się, że mężowi uczonemu nie przystoi rozmawiać z chłopem. Wpadł na pomysł, by samemu przebyć drogę wiosny, do czego potrzebował modelu kuli ziemskiej. Wypatrzył jeża niosącego jabłko, lecz przestraszone zwierzę uciekło przed nim wraz z „kulą ziemską”.
Kronikarz musiał się zadowolić kulką uformowaną z wapnia. Kiedy nad nią pracował, pojawiła się wspaniała kobieta idącą od południowego stoku wzgórza. Na jej drodze pojawiały się kwiaty, a wszystko, czego dotknęła, zieleniło się. Uczony nie spostrzegł jej jednak, tak zajęty był obliczeniami. Gdy już je ukończył, okazało się, że wiosna najprawdopodobniej nigdy nie przyjdzie, ponieważ zgubiła drogę.
Nagle z nieba spadł deszcz, który przemienił całą księgę Koszałka-Opałka w morze atramentu. Uczony, wciąż nie wiedząc, czy wiosna już nadeszła, stał i przyglądał się światu. Tymczasem ona zdążyła dotrzeć już do lasu, a pod jej stopami kwitły pierwsze konwalie.
„Wyprawa Podziomka”
I
Krasnoludkom powoli kończyły się zapasy żywności. Z tego powodu zaczęły nawet wybuchać pomiędzy nimi kłótnie. Najbardziej ze wszystkich narzekał Podziomek, który nieustannie był głodny.
Poddani króla Błystka nie zawsze pomagali ludziom. Czasami, gdy nie otrzymywali jedzenia, stawali się złośliwi – topili muchy w barszczu oraz innymi sposobami dezorganizowały życie ludzi. Kiedyś jedna z kobiet miała syna Jaśka. Często zostawiała go w kołysce bez opieki. Pewnego dnia do chaty wpadły krasnoludki i podmieniły jej dziecko na Podziomka, który ciągle wołał o jedzenie, a kobieta najzwyczajniej w świecie nie była w stanie go wykarmić. Kiedy tylko oddaliła się od chaty, znikały przechowywane przez nią produkty. O podjadanie posądzała kota i psa, lecz gdy zamknęła zwierzęta w komorze, jedzenie dalej znikało.
II
W końcu zorientowała się, że to krasnoludek pożera jej zapasy. Poszła po radę do sąsiadki, a ta kazała zbić go na leśne jabłko i wyrzucić na śmietnisko. Wtedy ziomkowie przyjdą po niego i prawdziwe dziecko odniosą do kołyski. Kobieta tak też zrobiła, a gdy tłukła Podziomka, zaczęły pojawiać się małe ludziki. Najpierw oferowały jej talary, lecz ona twardo obstawała przy swoim. W końcu wyniosła go na śmietnisko, skąd zabrały go inne krasnoludki.
Wśród swoich żyło się Podziomkowi dobrze. Król otaczał go opieką, nie działa mu się krzywda. Gdy jednak nadszedł czas głodu, postanowił wyjść na powierzchnię, by najeść się do syta. Kiedy opuszczał rodzinne miejsce, krasnoludki poprosiły go jeszcze, aby przyniósł wiadomości o wiośnie.
III
Podziomek na powierzchnię wydostał się o zmierzchu, więc trudno było mu rozpoznać panującą porę roku. Szybko zrobił się głodny i zaczął szukać sposobu, aby się posilić. Nagle znalazł kulę ziemską, którą wyrzucił Koszałek-Opałek. Wziął ją za jajko i chciał zjeść, lecz ku jego rozczarowaniu okazało się, że było to wapno. Zapadł więc w sen, nie jedząc nic.
Podziomek obudził się o świcie i zobaczył nadlatujące bociany. Prędko pomyślał, że dzięki takiemu środkowi transportu uda mu się prędzej dotrzeć w miejsce, gdzie znajdzie pożywienie. Dosiadł jednego z ptaków. Ocknął się, kiedy okazało się, iż zbliżają się do chaty, w której mieszkała doskonale zapamiętana przez niego baba. Kobieta dojrzała go i chciała wymierzyć mu kolejne razy, jednak Podziomek schował się do bocianiego gniazda. Niestety i ta kryjówka okazała się niewystarczająca, a baba chciała dostawić sobie drabinę, by dosięgnąć krasnoludka. Wtedy Podziomek podjął decyzję o skoku – wszystko było dla niego lepsze od dostania się w ręce starej kobiety. Udało mu się dostać na grzbiet kota, który ukradł kawał kiełbasy i wraz z nim uciekał jak najdalej od chaty. Później Podziomek wyrwał zwierzęciu pożywienie z pyska i sam się posilił. Następnie zapadł w sen.
IV
Następnego dnia na swojej drodze spotkał Cygana uczącego tańczyć jakieś niewielkie stworzenie. Początkowo myślał, że to małpa, później rozpoznał w postaci Koszałka-Opałka. Kronikarz krzyknął do niego, by przyszedł mu z pomocą, jednak sprytny mężczyzna pochwycił obu krasnali, będąc pewny, że uda mu się spieniężyć ludziki na jarmarku.
Wkrótce dołączyli do taboru, który zmierzał do pobliskiego miasteczka. Tam Cyganie rozłożyli swój przybytek. Jedni pokazywali w namiocie krasnoludki, inni szukali łatwych łupów. Sprytny Podziomek szybko wykoncypował, w jaki sposób można się wymknąć. Wziął fujarkę, lecz zamiast grać, zaczął śpiewać: „Oj, dana, dana, pilnuj Cygana!/ Bo Cygan złodziej, wozy podchodzi!”. Wtedy ludzie zorientowali się, że na ich wozach brakuje różnych rzeczy i zwierząt. Powstało zamieszanie, a krasnoludki uciekły.
V
Bohaterowie dotarli na łąkę, na której Cygan pojmał Podziomka. Tam posilili się krupnikiem, po czym zaczęli grać na drumli. Nagle ich oczom ukazała się uboga kobieta – zbieraczka lebiody – śpiewająca rzewnie o swojej smutnej doli. Podziomek postanowił podarować jej trochę skarbów, jakich przecież w pałacu krasnoludków nie brakowało.
Nagle ich oczom ukazał się Cygan. Koszałek-Opałek chciał uciekać, lecz Podziomek zatrzymał go, przypomniawszy mu, że obaj mogą urosnąć do olbrzymich rozmiarów. Trzeba było tylko nazwać jakąś olbrzymią rzecz. Jeden wypowiedział „góra”, drugi „mądrość”, ale nie przyniosło to żadnego skutku. Dopiero słowo „miłosierdzie”, które dobiegło ich od strony kobiety spowodowało, że zaczęli rosnąć. Mężczyzna przeraził się i nie wiedział, co zrobić. Wtedy krasnoludki zażądały od niego, by zaniósł je do Kryształowej Groty albo przerobią go na żydowską szkapę. Kiedy bohaterowie już się na powrót skurczyli, Cygan wziął ich na ręce i przez długi czas niósł do miejsca zamieszkania. Gdy dotarli do celu, nakazali mu odsunąć wielki kamień zasłaniający wejście – a był on tak wielki, że porwał Cygana ze sobą. Do siedziby krasnoludków dotarły promienie słoneczne.
„Król Błystek opuszcza kryształową grotę”
Piotr Skrobek wracał z jarmarku nocą, gdy zobaczył zdumiewającą jasność. Postanowił skierować swojego konia w miejsce, z którego dochodziła, ponieważ miał nadzieję znaleźć coś cennego. Wychowywał sam dwójkę dzieci, gdyż pół roku temu stracił żonę. Nagle jego oczom ukazały się krasnoludki – było za późno na ucieczkę. Zawołały one do niego, aby wziął je na wóz. Nie czekały jednak na odpowiedź chłopa, tylko zaczęły się wspinać. Szybko załadowały swój dobytek na pojazd, a sam król powitał Skrobka.
Mężczyzna z czasem ochłonął i oswoił się z widokiem krasnoludków. Zaczął sobie nawet przypominać, że słyszał o nich sporo dobrych rzeczy. Kiedyś i w jego rodzinie żyły krasnoludki, lecz opuściły ją, gdy opiekę nad gospodarstwem przejął chciwy i surowy stryj. Wraz z maleńkimi ludzikami opuściła go reszta szczęścia.
Krasnoludki wyznaczały drogę, a całkiem już oswojony z sytuacją Skrobek zaczął pytać, co dostanie za furmankę. Chciał otrzymać połowę ich skarbów, lecz król przemówił do niego:
(…) Żebyś ty tych skarbów nie połowę, ale tysiąc tysiąców tysięczną cząstkę miał, toby zguba twoja była! Wielkie bogactwo powala człowieka tak jak wielka niemoc. Siłę mu z ciała bierze, ducha z piersi wyciska, z dobrej drogi zbija (…).
Później krasnoludki opowiedziały Skrobkowi historię swoich bogactw, które pochodziły z tego, co zmarnował człowiek. Wybuchła awantura, gdyż każdy z ludzików chciał jechać gdzie indziej. Koszałek-Opałek zapragnął udać się na poszukiwanie gęsi, by zdobyć dla siebie pióra. Z kolei Podziomka najbardziej pociągało miejsce, w którym mógłby znaleźć dużo pożywienia. Wtedy król powiedział do Skrobka, by wiózł ich wedle własnego uznania. Chłop postanowił, że Podziomka wysadzi w Głodowej Wólce.
„Podziomek spotyka sierotkę Marysię”
I – III
Dola sierotki była trudna. Prędko straciła matkę, a obcy ludzie wypędzili ją z rodzinnej chatki. Marysia musiała więc udać się na służbę do obcych ludzi. Smutna dziewczynka trafiła do gospodyni, u której pasła gęsi.
IV
Marysia nie śmiała się jak inne dzieci. Kiedy śpiewające ptaszki pytały ją, czego pragnie, odpowiadała, że chciałaby, żeby przyśniła jej się matka. Czasem nocami widywała ją, a później brała się za pracę. Latem opiekowała się ona gąskami, zimą kołysała dzieci, przynosiła do domu chrust i wodę.
Marysia żyła w Wólce Głodowej, a swoją trzódkę wypasała z dala od innych, pod samym lasem. Było tak dlatego, ponieważ liczyła ona tylko siedem sztuk, a sama dziewczynka nie lubiła towarzystwa innych dzieci – nie potrafiła się z nimi bawić. Często za to umilała sobie czas śpiewem, co potrafiła robić jak nikt inny.
Dziewczynka nie miała pojęcia, że wszystkie jej działania śledził lis Sadełko mający ochotę pożreć jej gąski. Przed atakiem powstrzymywał go tylko Gasio – pies towarzyszący Marysi.
V
Skrobek dotarł już do Głodowej Wólki. Podpowiedział królowi, aby wszystkie krasnoludki nie wysiadały w jednym miejscu, ponieważ zapanuje tam zbyt wielkie bogactwo. Wystarczająco głośno rzucił również, że znajdują się właśnie w Sytnej Wólce, tak, aby podchwycił to Podziomek. Krasnal zrobił się nagle tak głodny, iż zapragnął jak najszybciej zejść z wozu. Wraz z nim wysiadł Koszałek-Opałek, który usłyszał w oddali gęsi. Sprytny i łakomy Podziomek szybko pożegnał jednak kronikarza mówiąc, że nie przystoi uczonemu mężowi bratać się z pospólstwem. Kronikarz wyruszył w swoją stronę, a żarłoczny krasnoludek zaczął węszyć za jakimś smakołykiem.
Jak wielkie było zdziwienie Podziomka, gdy wszystkie garnki i komory okazały się puste w GŁODOWEJ WÓLCE!
VI
Wędrujący Koszałek-Opałek ponownie spotkał się z lisem, tym razem trafił do jego nowej nory. Przebiegłe zwierzę nadal udawało uczonego, a ufający mu krasnoludek opowiedział o tym, jak stracił najcenniejsze dla siebie pióro. Wtedy lis obiecał mu, że dostarczy mu nawet sto takowych, jeśli tylko Koszałek odwróci uwagę Gasia.
Rankiem Marysia wraz ze swoim pieskiem wyruszyła paść gęsi. Chomik, mieszkający w jednej z norek pod miedzą, zastanawiał się nad losem biednej dziewczynki, którą bardzo polubił ze względu na jej piosenki. Nie lubił on jednak gęsi ani psa, gdyż jego zdaniem robiły zbyt wielki hałas.
Chomik dostrzegł zakradającego się lisa, ale nie miał zamiaru ostrzec przed nim Gasia, ponieważ nie chciało mu się pokonywać tak dużej odległości. Wolał skoncentrować się na swojej pracy:
(…) bo chomik – to zawołany gospodarz; a zarazem lichy gospodarz, bo oprócz roli i pracy na niej, i korzyści z tej pracy – nic go nie interesuje; o siebie tylko dba i o nikogo więcej (…).
Koszałek-Opałek, jak obiecał lisowi, odwrócił uwagę Gasia, a Marysia pobiegła za ulubionym psem do lasu. Właśnie na ten moment czekał Sadełko, który wpadł w stadko gęsi i bezlitośnie je wymordował. Gdy dziewczynka zobaczyła poczynione straty, padła na ziemię, krzycząc „Jezu!”.
VII
Brodzący w błotach, wychudły i zmarniały Podziomek usłyszał płacz. Jako że miał bardzo wrażliwe serce, postanowił odnaleźć płączącą osobę. Marysia początkowo przelękła się krasnala, ale udało mu się skutecznie ją uspokoić. Okazało się, że jej nieżyjąca matka – Kukulina – pomogła niegdyś Podziomkowi srodze spranemu przez babę wiejską. Nie potrafił on jednak pocieszyć dziewczynki, która została wypędzona przez gospodynię. Aby pomóc Marysi, postanowił udać się do królowej Tatry. Był pewien, że ona coś wymyśli.
„Dobre czasy”
I
Krasnoludki zastanawiały się, dokąd zawiezie ich Skrobek. Miały nadzieję, że trafią do jakiegoś króla lub chociażby księcia, aby wizerunek ich władcy nie doznał uszczerbku. Modraszek dodał, iż zadowoli ich nawet dwór szlachecki, ponieważ szlachcic na wsi żyje niczym król. W końcu wóz dotarł do celu, którym okazał się dom biednego Skrobka. Krasnale zaczęły dziwić się i narzekać na ciężkie warunki życia, jednak chłop bardzo roztropnie odpowiedział im: „A toćże słonko większy król, a nie gardzi tą biedą moją i co dzień się w chacie mojej złoci...”. Wtedy Błystek rzekł: „Błogosławiony zakątek, w którym mieszka ubóstwo i praca, albowiem nad nim stoją gwiazdy Boże!”.
II
Bieda panująca w chałupie Skrobka zrobiła wielkie wrażenie na krasnoludkach. Wszędzie było pusto, a dzieci chłopa wyglądały naprawdę żałośnie. Ojciec obudził Kubę i Wojtka, a pierwszy z nich powiedział mu, że widział najprawdziwszego króla. Piotr nie chciał, by ludzie na wsi dowiedzieli się o krasnoludkach, więc wytłumaczył mu, że był to tylko sen.
III
Król Błystek na swoją siedzibę wybrał rozkoszne, spokojne miejsce na boku chaty Skrobka. Początkowo krasnoludkom ciężko było przyzwyczaić się do nowych warunków i ubóstwa, lecz mogły cieszyć się tutaj wolnością, którą tak bardzo sobie ceniły. Prędko zorientowały się też w bogactwach, jakie oferowała im okoliczna ziemia, m.in. grzyb i poziomki. Dzięki temu mogły stołować się bardzo małym kosztem. Niebawem ich nowe miejsce zamieszkania przyciągnęło nowe stworzenie – pyszniącą się żabę, którą zwano Pólpankiem.
„Koncert mistrza Sarabandy”
I
Król Błystek zastanawiał się, w jaki sposób odpłacić Skrobkowi za jego gościnę. Krasnoludki niechętnie rozdawały swoje skarby, znacznie bardziej wolały pomagać ludziom w pracach. Sam chłop miał problemy z oporządzeniem swojego skromnego dobytku, toteż wsparcie ludzików mogło okazać się zbawienne. Skrobek miał jedno pole, lecz było ono tak zaniedbane, że uprawianie go nie przynosiło wymiernych efektów. Chłop jeździł więc do miasta, gdzie liczył na jakikolwiek zarobek.
Błystek, widząc ogrom pracy koniecznej do wykonania w gospodarstwie Skrobka, nakazał swoim poddanym, by najpierw zajęli się koniem. Krasnoludki czesały go oni i smarowały jego kopyta komarzym sadłem. Prędko odmieniło to szkapę nie do poznania – stała się okazałym koniem. Także wóz Skrobka wydawał się jakiś lepszy, bardziej zadbany. Sam król pomagał natomiast chłopcom chodzącym po chrust do lasu – dawniej musieli sporo się naszukać, zanim znaleźli odpowiednią ilość gałązek, teraz wystarczyło, że weszli do lasu, a pod ich stopami już leżał chrust. Często udawało im się zdobyć też jakieś pożywienie, głownie jagody. Po pewnym czasie ludzie zaczęli dziwić się, jak to się stało, że chłopcy tak dobrze wyglądają.
Król chciał też zaszczepić w Skrobku zapał do pracy. Słonce skrzyło się na jego polu, przypominając dorodną pszenicę – w ten sposób chłopu wydawało się, że rzeczywiście mogłaby ona tam rosnąć. Często bił się z myślami, czy aby pola nie uporządkować i nie obsiać. W międzyczasie zwoził także drzewo do pobliskiego tartaku, dzięki czemu udało mu się odłożyć niewielką sumę.
II
Pewnego razu do Słowiczej Doliny przybył niezrównany muzyk – mistrz Sarabanda. Żaden człowiek nie potrafił grać tak wspaniale jak on, zwykły świerszcz:
(…) on tak blisko ziemi siedział, że każdą jej moc i wszelką jej dobroć i słodkość znał i grać, i śpiewać o niej tylko umiał (…).
To właśnie jego pieśń odmieniła Skrobka i dodała mu tyle siły, że stał się w jednej chwili gotów uporać się ze swoim polem i w końcu doczekać własnych plonów.
„Modraczek i jego uczeń”
I
Półpanek nie mógł znieść powodzenia mistrza Sarabandy. Uważał go za przybłędę, która niegodna jest szacunku i uzurpuje sławę należną jemu, Półpankowi. Poprosił więc Modraczka, by zdobył dla niego nuty świerszcza, a pokaże mu prawdziwą sztukę. Krasnoludek udał się do Sarabandy i wyprosił je u niego. Gdy wrócił, przekazał je Półpankowi, który rozpoczął wyczerpujące dla otoczenia próby.
Hałasów grajków nie wytrzymywały lilie wodne – od rozpoczęcia się prób nie mogły one w spokoju wypocząć. Jeszcze bardziej otwarcie swoją niechęć wyrażały tataraki i trzciny. Półpanek nie zamierzał jednak przestać, a śpiewowi poświęcał się z taką ofiarnością, że w końcu... padł „raz tylko zipnąwszy”.
II
Wieść o śmierci Półpanka przerwała posiłek Krężołka, który zamierzał napełnić brzuszek odrobiną kwaśnego mleka wyniesionego żniwiarzom. Wszyscy starali się ratować żabę, lecz ich wysiłki nie przynosiły efektów. W końcu zbliżyła się do nich stara babuleńka zbierająca zioła. By uratować śpiewaka, potrzebowała złotej igły znajdującej na samym końcu świata. Pietrzyk popędził do chaty Skrobka i poprosił jaskółkę o pomoc misji. Szybko powrócił i wręczył babuleńce złotą igłę. Zielarka zszyła gardziel Półpanka, ale od tego czasu nie mógł on wydobywać z siebie głosu.
„U królowej Tatry”
I
Sierotka Marysia wędrowała do królowej Tatry przez trzy dni i trzy noce. Pierwszego dnia przemierzała pola i łąki, drugiego weszła do zimnej i chłodnej krainy, a trzeciego trafiła do świata gór i strumieni. Za nią dzielnie podążał Podziomek – krasnoludek o wielkim sercu. Przyroda, pozornie niegościnna, sprzyjała dziewczynce w drodze do królowej Tatry, a góry rozstępowały się, otwierając przed nią drogę.
II
Dwór królowej Tatry znajdował się na szczycie tak wysokim, że chmury leżały u jego stóp. Marysia najpierw usłyszała chór drzew, które śpiewały o wielkiej potędze i grozie królowej. Następnie jej uszu dobiegła łagodniejsza pieśń, mówiąca o dobrotliwości i wielkiej litości królowej. Nawet jeden z jej orłów zaczął krzyczeć ludzkim głosem: „Idź śmiało, sieroto!”. Zrzucił jedno ze swoich piór, co uczyniło drogę Marysi lekką i przyjemną. Gdy stanęła u wrót zamku, przemówił do niej promień słońca, który ogrzał drogę, otwierając przed nią ścieżkę. Potok znajdujący się w przedsionku z kolei pomogła Marysi pokonać mgiełka, tworząc mostek otwierający jej przejście. W końcu bohaterka dotarła do królowej Tatry.
Władczyni zapytała, jak może jej pomóc. Zdziwiła się, że dziewczynka poprosiła tylko o ożywienie gąsek, ponieważ wszyscy odwiedzający ją dotychczas ludzie prosili o bogactwa. Marysia miała wkrótce zobaczyć swoją trzódkę czekającą na nią pod opieką Gasia.
III
Niebawem dziewczynka znalazła się w chacie Skrobków. Przyniósł ją tam Piotr, znalazłszy ją wcześniej w borze. Zamiast wracać do swej gospodyni, pozostała z ubogą rodziną, pomagając im w codziennym życiu. Dowiedziała się jeszcze, że pilnowane przez nią gęsi ożyły. Niebawem dołączył do niej jeszcze Gasio, ukochany pies.
W Głodowej Wólce ludzie dziwili się, kiedy nowa gęsiarka wyprowadzała trzódkę. Najbardziej uderzyło to lisa Sadełko – poczuł się okradziony. Dostrzegł jeszcze przyglądającego mu się uważnie chomika i byłby go pogonił, gdyby nie to, że posilił się wcześniej tłuściutkim gołębiem.
„Sobótka”
I
Ludzie nie mogli poznać Skrobka – od czasu pamiętnego koncertu mistrza Sarabandy przybyło mu sił, energii i ochoty do życia. Pewnego dnia udał się do kołodzieja Wojciecha, by kupić pług i brony. Tam też zobaczył wspaniałego szpaka. Ptak był o tyle dziwny, że potrafił powtarzać ludzkie słowa i wołać właściciela, gdy tylko ktoś zbliżał się do chaty.
II
Skrobek ciężko pracował, starając się doprowadzić swoje pole do porządku. Ludzie przyglądali mu się i próbowali skłonić, by zażył trochę odpoczynku. Chłop był jednak niewzruszony, odpowiadał im: „Nie będzie ten chleba jadł, kto ziemi nie urosi potem”.
W pracach pomagały Skrobkowi krasnoludki. Dzięki ich interwencjom trudy zdawały mu się łatwiejsze do zniesienia. W końcu udało się Skrobkowi uporządkować pole, co zajęło mniej czasu, niż mógłby się spodziewać. Wracając do domu martwił się jednak, że w chacie znowu zastanie bałagan. Jak wielkie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył, że w domu panuje idealny porządek. To sierotka Marysia oraz Kuba i Wojtek doprowadzili to miejsce do takiego stanu. Objął wtedy trójkę dzieci i każde z nich pocałował.
III
Nadeszła noc świętojańska. Tego wieczora Skrobek doorywał swoje pole. Byli wraz z nim jego synowie, którzy usłyszeli nagle tajemnicze pieśni – jakby wznoszone przez trawy. Dopiero po czasie zorientowali się, że pochodziły one od krasnoludków. Chłop nie słyszał jednak śpiewów, pracował z takim zaangażowaniem. Szybko jego głowę zajęło nowe zmartwienie – cóż z tego, że zaorał pole, skoro nie ma go czym zasiać? Wrócił więc do domu zafrasowany. Wtedy powróciła z dalekiej wyprawy Marysia.
„Sprawa Wiechetka”
I
Po całej wsi niosły się odgłosy młócenia. Tylko Skrobek nie pracował – nie miał plonów. Między pracującymi uwijały się wróble zbierające ziarna, które spadły na ziemię. Wraz z nimi pracowały krasnoludki – jeszcze zwinniejsze i skuteczniejsze. Zebrane zboże usypywały na kupkę, która jednak – o dziwo! – każdej nocy robiła się coraz mniejsza. Początkowo podejrzewały, że ziarno po prostu się ulega. W końcu zaczęły domyślać się prawdziwej przyczyny – ktoś podkradał zboże. Król nakazał więc, aby go schwytać. Niestety nawet pieczęć władcy nie uchroniła ziarna, a złodziej bez problemu zakradał się i uszczuplał zapasy. Kiedy wszyscy byli już zrezygnowani, Pietrzyk poprosił Błystka, by w nagrodę za schwytanie tajemniczego szkodnika ofiarował mu pieśń Sarabandy.
II
Po radę krasnoludek udał się do babuleńki, która niegdyś zszyła gardziel Półpanka. Nakazała mu ona dosypać do ziarna pereł. Chociaż początkowo miał opory względem jej planu, udał się do Błystka i poprosił go garść klejnotów. Rozumny władca dał mu je, a krasnoludek stwierdził, że tej nocy nie będzie potrzebna żadna straż.
Złodziej, chcąc nie chcąc, zaznaczył swoją drogę rozsypanymi perłami, co szybko spostrzegł Pietrzyk. Wraz z innymi krasnoludkami udał się on do jego siedziby i prędko sprowadzili szczura przed oblicze króla Błystka.
III
W Słowiczej Dolinie odbywał się sąd nad Wiechetkiem – szczurem kradnącym ziarno z podziemi małych ludzików. Zwierzę tłumaczyło się swoją zła sytuacją materialną oraz ubóstwem dzieci. Szczur opowiedział wzruszającą historię o tym, jak jego kolejni potomkowie konali z głodu, a on musiał na to wszystko patrzyć. Jednak większość krasnoludków opowiedziała się za karą śmierci dla Wiechetka. Tylko Pietrzyk, niezwykle wzruszony, błagał króla, by okazał szczurowi litość. Błystek przystał na jego prośbę, nakazał nakarmić złodzieja i jego potomstwo oraz dbać o to, aby mieli co jeść.
IV
Sierotka Marysia poświęcała wiele czasu pracy w Skrobkowej chacie. Przyglądała się także pustemu ogródkowi i zastanawiała się, co by można posiać w nim na wiosnę. Wtem dostrzegła czerwoną czapkę Podziomka i podążyła jego śladem. Trafiła na dobrze znaną sobie górkę, gdzie niegdyś wypasała gąski. Przyglądała się, jak nowa opiekunka prowadziła trzódkę do domu, a w pracy wspierał ją Gasio. Postanowiła iść dalej i dostrzegła martwego chomika oraz nieżyjącego lisa. Obaj byli poranieni i musieli leżeć tam już od dawna. Najwidoczniej zły Sadełko w końcu dorwał małego chomika. Sierotka wzięła chomika w fartuszek i udała się do domu, chcąc wyprawić mu pogrzeb.
W krzakach siedziały krasnoludki – Pietrzyk i Podziomek – które bardzo ucieszyły się z takiego obrotu sprawy.
V
Dziewczynka zmierzała w stronę domu, by znaleźć dobre miejsce na grób dla chomika. Nie była świadoma tego, że tak naprawdę prowadzą ją małe ludziki. Kiedy zaczęła kopać dziurę, jej oczom ukazała się wielka ilość pszenicy. Pobiegła do Skrobka z tą radosną nowiną. Chłop nie mógł jej uwierzyć, jednak okazało się, że ziarno naprawdę tam było.
„Jałmużna Półpanka”
I
Koszałek-Opałek pomieszkiwał u Sadełka. Przyzwyczaił się do tego, że gospodarz opuszcza dom wieczorami, lecz tym razem niepokoił się jego długą nieobecnością. Wcześniej zwierzę tłumaczyło mu, że jest lunatykiem, jednak tym razem krasnoludek dziwnie się o nie niepokoił. Miał zamiar zapalić fajeczkę przed wejściem do nory, kiedy usłyszał kroki. Był to kowal, który pragnął pomścić ukradzione mu ptaki – zaczął pompować dym do jamy lisa. Krasnoludkowi udało się uciec, ale przebiegł ledwie kilkadziesiąt kroków i upadł w paprocie. Obudził się dopiero rankiem. Jego oczom ukazała się rozkopana oraz nadpalona nora. Nagle przypomniał sobie o piórach, kałamarzu i księgach. Gdy wrócił po nie do nory, okazało się, że były zupełnie zniszczone. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, ruszył więc w drogę. Idąc znalazł nieżywego lisa. Zapłakał nad jego losem i udał się dalej.
II
Podróż Koszałka-Opałka była ciężka. Udawało mu się przetrwać jedynie dzięki pasterzom, do których się dosiadał i snuł ciekawe historie. Dzięki temu mógł się najeść do syta i odpocząć przed dalszą wędrówką. Jedna z opowieści dotyczyła wesela krasnoludków. Pojawił się na nim owczarek (człowiek pasący owce), gdyż ofiarował jedno ze swoich zwierząt krasnalom. Za sprawą magii dostał się on do mysiej nory i bawił tak doskonale, że do końca życia wspominał to wydarzenie.
III
W tym samym czasie na spacer wybrał się Półpanek. Chociaż nie mógł już śpiewać, stał się jeszcze bardziej pyszny. W myślach układał sobie swoje dalsze losy – pragnął wyrwać się z rodzinnej okolicy i udać się do miasta, gdzie mógłby obcować z większą liczbą ludzi na swoim poziomie. Po drodze Półpanek spotkał małego człowieczka opowiadającego, że niegdyś był kronikarzem króla Błystka.
Najpierw chciał go ominąć, lecz kiedy spostrzegł obserwującą go srokę, postanowił dać krasnalowi jałmużnę. Znał przecież naturę tej plotkary i miał nadzieję, że następnego dnia wszyscy poznają jego wspaniałomyślność. Jednakże kiedy ptak odleciał, zmienił swój zamiar i do kaptura proszącego o datek wrzucił jedynie kilka okruszyn zeschłej trawy. Jakże wielkie było jego zdziwienie, kiedy zmieniły się one w złoto, a pieniądze trzymane przez niego w trzosie (te, które dostał od krasnoludków) – w nic niewarte śmieci.
„Powrót krasnoludków pod ziemię”
Zdążyła nadejść jesień, dni stawały się coraz krótsze, a noce zimniejsze. Sytuacja w Słowiczej Dolinie wydawała się opanowana – Skrobkowi wiodło się coraz lepiej, sierotka Marysia znalazła sobie towarzystwo, a synowie chłopa stali się bardziej dorodni. Król Błystek zwrócił się do swojej drużyny i zarządził powrót do Kryształowego Pałacu. Pobłogosławili oni jeszcze ziemi, gdzie przeżyli naprawdę dobre dni i pożałowali jedynego towarzysza, którego utracili, czyli Koszałka-Opałka, który wyruszył poszukiwać sławy i mądrości.
Kronikarz nie zdążył na wspólną zbiórkę i do dzisiaj chodzi po świecie. Od mistrza Sarabandy dowiedział się o losach swojej drużyny. Często spędzał czas ze wspaniałym muzykiem, a kiedy tylko mógł, wchodził między ludzi i opowiadał im o królu Błystku. To właśnie Koszałek-Opałek opowiedział tę historię autorce.