Nad brzegiem morza, ozłocona promieniami palącego żarem słońca, stała nędzna chateczka.
Przed chatą siedziała młoda i ładna kobieta.
Z niechęcią spoglądała na wesołego i sympatycznego rybaka, który dopiero od pół roku był jej mężem.
Drażnił ją humor świetny biedaka i wolałaby, żeby usiadł obok niej i też lamentował i narzekał.
Ale on pomimo trosk i kłopotów, nie tracił nadziei, iż wybrnie z niedoli, mając młodość i dwie silne dłonie do pracy.
— Nie smuć się, Maryniu, — odezwał się do zadumanej żony, — nałowię dużo ryb, a gdy się je sprzeda, będziemy żyli spokojnie... Życie jest piękne, tylko nie trzeba patrzeć czarno w przyszłość...
— Tak, tak, masz rację! zawołała żona z ironją — życie bardzo piękne, gdy się niema czego jeść i w co się przyodziać... ach! jakiś ty niemądry!
I odwróciła się od niego obrażona..
Rybak westchnął i z opuszczoną na piersiach głową odszedł od żony, biorąc wędkę z przynętą.
Ale smutek u niego trwał krótko.
Wnet rozweselił się i idąc żwawo ku morzu pięknym i silnym głosem wciąż śpiewał.
Wreszcie stanął z siecią i raptem wrzucił ją w głębinę, gdzie zdawało mu się, iż coś poruszyło się w wodzie.
Wyciąga i spostrzega trzepoczącą się żałośnie prześliczną złotą rybkę.
Cieszy się i z tej marnej zdobyczy gdy naraz słyszy głosik cieniutki, błagalny: — Ach! puść mnie dobry człowieku, a nie pożałujesz...
— Co to? coś zupełnie nowego! Ryba mówi... Cha! cha! cha — zaśmiał się rybak. — I cóż ty mi dobrego możesz zrobić, moje ty maleństwo?
Zadumał się rybak, stanął z siecią w ręku i wnet dobroć serca w nim przemogła.
— Niechtam! — wykrzyknął po chwili. — Marsz do wody!..
I dobry człowiek wpuścił złotą rybkę do morza, a ta wysunąwszy śliczny pyszczek zawołała wesoło: — Mój rybaku kochany! Za twe serce szlachetne i współczujące, czemże ci się odwdzięczę? Mów, czego chcesz, a wszystko ci uczynię.
— Niczego mi nie potrzeba! — odparł rybak ze śmiechem. — Wstyd brać za wszystko zapłatę. Do widzenia!
— Ale pamiętaj o tem, — odpowiedziała mu rybka, — że, o ilebyś czego potrzebował, przyjdź i wypowiedz te słowa:
- „O morze, morze, w twoim otworze, jest złota rybka, niech wyjdzie chybka.“
I poczekaj chwilkę, a wyjdę i dam ci to, o co poprosisz. Królową jestem morza, w mej mocy zrobić wszystko... Żegnaj!
Znikła, a rybak długo jeszcze stał nad brzegiem morza i podziwiał stworzenie, które choć było tylko rybą tak pięknie mówić umiało. Czary! czary chyba — szeptał do siebie zdziwiony.
Zamilkł rybak, gdy ujrzał zdała swą chatę a na progu siedzącą żonę.
— Dokuczać mi pewnie będzie, że nie przynoszę niczego, ale trudno...
— Rozum chyba postradał! — mówiła do siebie żona — Nie mam ani porządnego naczynia do gotowania, ani czego gotować, a on idzie i śpiewa. Świat mi zawiązał! Mogłabym wyjść za innego i być bogata!
A może co ułowił, że się tak cieszy...
I gdy rybak podszedł ku niej już blizko, zawołała ze złością: — Czegoż się tak weselisz?
— Czy nie widzisz Maryniu, jak cudny jest świat cały i morze? Czegoż mam się smucić?
— Tak, ale nie nasycisz się morzem, nie ubierzesz się w jego fale... Gdzież te ryby, które miałeś mi przynieść? Pewnie całą sieć masz flonder i dorszy...
— Niestety, — odparł rybak ze smutkiem, — ani jednej rybki... Złapałem wprawdzie śliczną złotą, jakiej jeszcze dotąd nie złapałem w swem życiu, ale wypuściłem ją z powrotem — tak bardzo mnie prosiła... To była, Maryniu, królowa morskiej głębiny.
— Taak?! — zawołała kobieta — jeśli jest królową, to powinna się była wykupić...
— Alei mówiła mi właśnie, żebym o co poprosił, byłoby to jednak brzydko z mej strony, żądać za życie okupu. Przeciem nie bandyta, lecz rybak, człowiek