Orzeszkowa nakreśliła portret kapryśnej i bogatej wdowy, Eweliny Krzyckiej, która w życiu szuka dla siebie kolejnych podniet. Jednak zarówno mężczyźni, zwierzęta, jak i dzieci, szybko ją nudzą i kobieta porzuca je, gdy tylko znajdzie sobie następną „pociechę swojej niedoli”.
Decyzje Krzyckiej podejmowane są pod wpływem emocji i zachcianki. Kobieta nie liczy się z uczuciami innych. To egoistka i egocentryczka. Wiecznie niezadowolona, szuka radości wśród kolejnych „nabytków”, które jednak już po krótkim czasie przestają być dla niej interesujące.
W noweli „Dobra pani” Orzeszkowa porusza dwa istotne wątki: problem fałszywej filantropii oraz kwestię wychowania.
Ewelina Krzycka pod płaszczykiem dobroczynności zaspokaja własne kaprysy. Jest „kolekcjonerką” ludzi. Gdy widzi śliczną, biedną dziewczynkę, po prostu zabiera ją do siebie mówiąc, że da jej szczęście i odmieni los. Czując się samotna i wyobcowana w małym miasteczku, pozbawiona intelektualnych uciech, poszukuje „rozrywki” dla swojego nudnego życia w filantropii.
Przez ludzi postrzegana jako osoba dobroduszna, niemal święta, potrafiąca dzielić się swoim majątkiem z biednymi.
Orzeszkowa podejmuje problematykę wychowawczą, ponieważ jednym z haseł pozytywistów była kwestia edukacji (głównie kobiet).
Wyrwana z naturalnego środowiska Helka, dorasta w świecie, którego częścią nigdy nie będzie. Zostaje przyzwyczajona do życia „salonowego” i nabywa nieprzydatne, obce jej statusowi społecznemu maniery, nawyki i zachowania. Dziewczynka po powrocie do ubogich krewnych nie potrafi odnaleźć się w dawnym środowisku. Jest narażona na kpiny i żarty ze strony dzieci mularza, które nie rozumieją, jej zachowania:
(…) - Ona dziś już trzeci raz czesze się, a dwa razy myła sobie paznokcie – wzgardliwie zauważyła starsza dziewczynka.
- Elegantka! Lala!- dorzucił chłopiec (…).
Podarunki i stroje otrzymywane od dawnej opiekunki jawią się w domu Jana jako groteskowe, nieprzystające do otoczenia:
(…) miała ona na sobie szubkę z błękitnego atłasu łabędzim puchem obszytą. Atłas był jeszcze świeży i błyszczący, ale śnieżne niegdyś obszycie wyglądało, jakby było wyjęte z popiołu (…) w tych niskich, ciemnych ścianach (…) strój ten, jako też delikatność cery jej, rąk i ruchów okrywały ją współśmiesznym, współbolesnym piętnem głębokiej z całym tym otoczeniem dysharmonii (…).