Antygona w Nowym Jorku Janusza Głowackiego wystawiona na deskach współczesnego teatru to antyczna tragedia w iście nowoczesnym wydaniu, które objawia się na różnych płaszczyznach tej sztuki. Warto przypomnieć, że Głowacki stworzył tekst na zamówienie Arena Stage – amerykańskiego teatru. Premiera spektaklu odbyła się 13 lutego 1993 roku w warszawskim teatrze Atheneum. Wówczas w reżyserii Izabelli Cywińskiej. Intencje autora doskonale zrozumiał również Kazimierz Kutz, który podjął się wystawienia Antygony w Nowym Jorku w 1995 roku w serii Teatru Telewizji Polskiej. W swojej adaptacji Kutz największy nacisk kładzie na przedstawienie obrazu współczesnej Ameryki, jako kraju, do którego ludzie przyjeżdżają z nadzieją, a ostatecznie lądują w beznadziejnych warunkach. Dla bohaterów sztuki Głowackiego Stany Zjednoczone były rajem, która to wizja jednak z czasem mocno podupada. W pewnym sensie można uznać, że jest to tekst opowiadający o przeobrażeniu się tj rajskiej rzeczywistości w piekło. W ten właśnie sposób Kazimierz Kutz rozkłada akcenty.
W oryginalnym tekście sztuki Janusz Głowacki nie stroni od scen brutalnych i odrażających. Tymczasem Kutz stara się miarkować narrację w tej materii – nie zarzuca widza przekleństwami czy widokami drastycznymi – rezygnuje raczej z korzystania z narzędzi takich jak absurd czy groteska, na rzecz maksymalnie realistycznego przedstawienia rzeczywistości, unikając przy tym zbędnych udziwnień i umowności – jakby zdawał sobie sprawę z tego, że aby przekaz sztyki był skuteczny – ludzkie typy, ukryte w ciałach głównych postaci nie mogą być umowne. Ani oni, ani wątki moralne, tak licznie poruszane u Głowackiego.
Kazimierz Kutz osiągnął zamierzony efekt dzięki dobrze znakomitej obsady aktorskiej sztuki. W tej realizacji zobaczymy zatem m.in. Annę Dymną (w roli Anity), Jana Peszka (jako Pchełkę) czy Jerzego Trelę (wcielającego się w rolę Saszy). Siłę ich kreacji tworzą nie tyle wymowne dialogi, co raczej treść niewypowiedziana, umieszczona między wierszami ich wypowiedzi.