już odjechać, zatrzymano go – prowadzono jeszcze starca we fraku, który chciał porozmawiać z komendantem. Nie pomogła mu nawet znajomość niemieckiego, gdyż jeden z esesmanów odpowiedział, że za pół godziny porozmawia z najwyższym komendantem, jaki istnieje.
Zbliżał się wieczór; bohaterowie leżeli na torach. Henri spytał Tadka, czy zaopatrzył się w buty. Ten odpowiedział, że nie miał na to siły. Wtedy Francuz rzekł, iż przez jego ręce przeszło już z milion ludzi, a w transportach z ojczyzny spotykał nawet znajomych. Mówił im o czekającej kąpieli. Później już się nie widzieli. Henri wspomniał o jeszcze jednym transporcie. Tadek odrzekł, że nie ma już sił.
Nadjechał kolejny pociąg. Z wagonu wychyliła się dziewczyna i wypadła na żwir. Zaczęła biegać i piszczeć. Esesman podszedł, wymierzył jej cios okutym butem, a potem dobił z rewolweru.
Tadek był w opłakanym stanie. Esesman ponownie zagonił go do wagonów. Wziął trupa, a jego ręka oplotła się wokół dłoni narratora. Odbiegł na bok i wymiotował skulony pod wagonem. Później leżał na chłodnym żelazie, marząc o powrocie do obozu. Rozmyślał też nad sytuacją nowoprzybyłych. Niektórzy z nich wierzyli przecież, że rozpoczynają nowe życie w obozie.
Ostatecznie okazało się, że do komór wysłano tego dnia 15 000 ludzi. Obóz przez parę dni będzie żył z tego transportu. Trochę dóbr dostanie się także cywilom, w zamian za to przywiozą listy od rodzin, papierosy itp.
(…) Parę dni będzie obóz mówił o transporcie >>Sosnowiec—Będzin<< Był to dobry, bogaty transport.
Gdy bohaterowie wracali do obozu, był gwieździsty wieczór. Zapowiadał się upalny dzień. Minęli jeszcze grupę esesmanów, którzy śpiewali: „Und morgen die ganze Welt...” („A jjutro cały świat”). Kazali zejść sobie z drogi.