Wiersz „Padlina” oparty jest na kontraście. Poeta zestawia w nim piękno, młodość i witalność z odrażającą brzydotą rozkładu. W dosadny sposób ukazuje ludzką przemijalność. Śmierć jest traktowana w tym kontekście jako naturalna i nieunikniona konsekwencja życia.
Utwór ma charakter monologu skierowanego do ukochanej kobiety. Podmiot liryczny zwraca się do niej z czułością, nazywając ją „jedyną”. Pierwsza wersy tworzą nastrój lirycznego wyznania miłosnego: „Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,/ W ten letni tak piękny poranek (...)”. Po tego rodzaju wstępie odbiorca spodziewałby się najpewniej poetyckiego opisu krajobrazu. Poeta przywołuje natomiast widok plugawej padliny.
Opisuje ją w sposób szczegółowy, jakby przyglądał się jej długo i dokładnie. Istnieje w tym ujęciu jakaś przewrotna fascynacja, obrzydzenie i zarazem zachwyt nad nieposkromioną siłą natury. Zastosowanie dosadnych, niemal wulgarnych określeń potęguje brzydotę padliny nazywanej „ścierwem” i „zgnilizną”, i porównywanej do lubieżnej kobiety. Opis w wierszu odwołuje się do obrazów, dźwięków oraz zapachów:
(…) Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,/ Żeś omal nie padła na trawy./ Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra/ I z wnętrza larw czarne zastępy/ Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta/ Na te rojące się strzępy (...).
Jednocześnie podmiot liryczny przypomina, że rozkładający się trup stanowi część potężnej Natury (pisanej wielką literą). Gnicie jest naturalnym procesem, oddawaniem naturze tego, co do jej przynależne. Śmierć jednego organizmu przyczynia się do wzrostu innych – na martwym ciele tętni życie:
(…) Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,/ Jak fala się wznosiło,/ Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało/ Samo się w sobie mnożyło (…).
Obraz padliny staje się dalej coraz mniej dosłowny, coraz bardziej poetycki. Dosadne określenia zastępują metafory i porównania:
(…) Forma świata stawała się nierzeczywista/ Jak szkic, co przestał nęcić/ Na płótnie zapomnianym i który artysta/ Kończy już tylko z pamięci (…).
W ostatnim fragmencie powraca osoba ukochanej. Podmiot liryczny zwraca się do niej z bezpośrednim wyznaniem:
(…) A jednak upodobnisz się do tego błota,/ Co tchem zaraźliwym zieje,/ Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,/ Pasjo moja i mój aniele!
Wyznanie miłosne, zachwyt nad pięknem młodej kobiety, antycypujący jednak owego piękna dalsze losy kontrastują z obrazem padliny, zarazem w pewien sposób przynależą do niego. Zostawienie to służy konstatacji, iż piękno i brzydotę dzieli wyłącznie czas, podobnie jak życie i rozkład. Wszystkich nas czeka taki sam koniec – śmierć i powrót do natury. Wyjątkiem jest miłość, boskie uczucie, należące do sfery ducha, a więc sfery nieśmiertelności.