sobie gorzej. Miał na myśli chorążego, któremu syn przynosił jedzenie (mężczyzna miał znajomości wśród obcych żołnierzy). Wtedy chorąży wstał z łóżka i postanowił udać się do kuchni, by sprawdzić, kto kradnie.
Podchorąży Kolka zapytał Tadka, czy nie idzie na mszę grunwaldzką. Narrator odrzekł, że raczej nie. Podkreślił także różnicę między losami swoimi i biskupa.
Za oknem ludzie maszerowali na mszę. Prowadził Pułkownik, obok niego posuwał się Major. Dalej szli ci mniejsi – ubrani głównie w czarne i zielone kurtki.
Stefan stał w oknie i żałował, że Niemcy nie zdążyli ich wybić. Dodał, iż wielokrotnie narażał się dla oficerów, kradnąc dla nich jedzenie. Dał im nawet miejsce na bloku – wygodnie sienniki. Jego zdaniem najprawdopodobniej nie udałoby się im przeżyć na komandzie. Narrator znał Stefana z Birkenau. Był on najpierw flegerem, później laufrem, piplem (chłopcem na posyłki) oraz blokowym w szonungowym bloku (więźniowie dochodzili w nim do zdrowia). Kiedyś nawet pobił Tadka, bo ten nie zszedł mu wystarczająco szybko z drogi. Teraz stał w oknie i narzekał, ponieważ oficerowie, o których kiedyś dbał, nie dają mu się nawet najeść. Stefan pamiętał też, jak w Allachu Pułkownikowi przyniesiono