król wpadł na niezwykły pomysł: kazał siebie rozbudować w taki sposób, by być wszędzie jednocześnie, nie musząc wcale opuszczać pałacu. Tak też się stało i końcu myśl króla zamieszkała w śródmieściu, na przedmieściach, a nawet dalej.
Po jakimś czasie w stolicy został tylko król i przyboczni odkurzyciele, czuwający nad nad jego czystością.
Pewnej nocy Murdas miał sen, w którym jego stryj organizował zamach na niego. Bardzo się tym snem przejął. Nie zauważył, że nie obudził się cały, a jego część zajmująca śródmieście, wciąż jeszcze spała i śniła sen o spisku. Toteż gdy przyszedł czas drzemki, okazało się, że spisek stryja jest już w rozkwicie. Murdas nie widząc innego wyjścia, postanowił śnić kontrsen, lecz niewiele mu z tego wychodziło. Władca nie wiedział już, co jest snem, a co jawą. Śnił sny-podstępy. Mnożył podejrzenia. W końcu, gdy przyśniła mu się śrubka, uznał, że to rym do „trupka” i przeraził się, że może to być symbol upadku.
Postanowił wyśnić mnóstwo podwładnych, którzy są mu oddani i wiwatują na jego cześć. Był z tego pomysłu bardzo zadowolony, lecz wkrótce zauważył, że pomniki, które powinny być do niego podobne, przypominają jego wuja. Dywaniki na jego cześć są wytarte, a przecież to jego stryj był łysy. Sztandary zaś mają maleńką wstążkę, która jeśli nie jest czarna, to z całą pewnością jest brudna.
Murdas rozpoznał zdradę. Chciał się obudzić, bo tylko powrót do rzeczywistości mógł przynieść mu ulgę, jednak nie potrafił, a snów było coraz więcej i więcej. W końcu zapalił się i palił się długo, a snów różnych części Murdasa nie łączyło już nic, poza ogniem.