Król Murdas był bardzo strachliwy. Bał się przeciągów, duchów, pastowanych posadzek oraz swoich krewnych, których podejrzewał o chęć odebrania mu władzy. Kazał zniszczyć wszystkie maszyny wróżące, a sam, w obawie przed przeciągami, nigdy nie wychodził z pałacu.
Pewnego razu, przechadzając się po pałacu, doszedł do tej jego części, w której jeszcze nigdy nie był. Znalazł w niej rzeczy, należące do jego przodków i już miał wracać, gdy dostrzegł drzwiczki, a na nich napis: „Nie wchodzić”. Był tym bardzo zaintrygowany i postanowił zajrzeć do środka. W pokoju stała stara i zakurzona maszyna wróżąca i Murdas podejrzewał, iż to jego stryj postawił ją tutaj wbrew jego woli.
Władca nie potrafił się oprzeć i włączył maszynę. Gdy wypadła z niej karteczka z wróżbą, zabrał ją ze sobą. Kiedy ją przeczytał, zrozumiał, że jego rodzina chce mu odebrać władzę. Kazał więc wszystkich zgładzić. Ponieważ uznał, że mogli pozostać jeszcze przy życiu dalsi krewni, których nie zna, od czasu do czasu rozkazywał zgładzić kilku poddanych. Król stawał się coraz bardziej podejrzliwy w stosunku do nich.
W pałacu zaczęto widywać zakapturzoną postać, która często rozmawiała z królem. Podobno to za jej podszeptami król wpadł na niezwykły pomysł: kazał siebie rozbudować w taki sposób, by być wszędzie jednocześnie, nie musząc wcale opuszczać pałacu. Tak też się stało i końcu myśl króla zamieszkała w śródmieściu, na przedmieściach, a nawet dalej.
Po jakimś czasie w stolicy został tylko król i przyboczni odkurzyciele, czuwający nad nad jego czystością.
Pewnej nocy Murdas miał sen, w którym jego stryj organizował zamach na niego. Bardzo się tym snem przejął. Nie zauważył, że nie obudził się cały, a jego część zajmująca śródmieście, wciąż jeszcze spała i śniła sen o spisku. Toteż gdy przyszedł czas drzemki, okazało się, że spisek stryja jest już w rozkwicie. Murdas nie widząc innego wyjścia, postanowił śnić kontrsen, lecz niewiele mu z tego wychodziło. Władca nie wiedział już, co jest snem, a co jawą. Śnił sny-podstępy. Mnożył podejrzenia. W końcu, gdy przyśniła mu się śrubka, uznał, że to rym do „trupka” i przeraził się, że może to być symbol upadku.
Postanowił wyśnić mnóstwo podwładnych, którzy są mu oddani i wiwatują na jego cześć. Był z tego pomysłu bardzo zadowolony, lecz wkrótce zauważył, że pomniki, które powinny być do niego podobne, przypominają jego wuja. Dywaniki na jego cześć są wytarte, a przecież to jego stryj był łysy. Sztandary zaś mają maleńką wstążkę, która jeśli nie jest czarna, to z całą pewnością jest brudna.
Murdas rozpoznał zdradę. Chciał się obudzić, bo tylko powrót do rzeczywistości mógł przynieść mu ulgę, jednak nie potrafił, a snów było coraz więcej i więcej. W końcu zapalił się i palił się długo, a snów różnych części Murdasa nie łączyło już nic, poza ogniem.