John Donne uznawany jest za jednego z twórców i najważniejszych przedstawicieli nurtu angielskiej poezji metafizycznej, która wywarła ogromne wpływ na kontynentalną literaturę doby wczesnego baroku.
Jednym z „wynalazków” tego nurtu stał się niezwykle popularny w barokowej poezji konceptyzm, który w „Sonecie X” realizuje się między innymi w pomyśle zaadresowania wypowiedzi podmiotu lirycznego do Śmierci, której już w pierwszych wersach rzucane jest pewnego rodzaju wyzwanie:
(…) Śmierci, próżno się pysznisz; cóż, że wszędy słynie
Potęga twa i groza (…).
Tak rozpoczęta wypowiedź jasno określa również temat całego wiersza, którym stanie się próba umniejszenia znaczenia zjawiska, które na przełomie XVI i XVII wieku nabrało szczególnego charakteru, dewaluując wartości życia doczesnego, z drugiej zaś strony – funkcjonowało w umysłach ówczesnych jako pomost do życia prawdziwego, w światłości Boga.
Podmiot liryczny wyraźnie pragnie owego wroga ludzkości „oswoić”, dowodząc przed nim, iż wcale nie jest tak potężny, jak mogłoby się wydawać:
(…) licha w tobie siła
Skoro ci, których – myślisz – jużeś powaliła,
Nie umrą, biedna Śmierci; mnie też to ominie (…).
W kolejnych wersach ujawnia się druga warstwa konceptu budującego wiersz Donne'a – oto bowiem „ja” liryczne wpisuje siebie w krąg istot pozostających poza zasięgiem działania śmierci, nie konkretyzując na razie charakteru owej grupy. W kolejnym tetrastychu porównuje natomiast śmierć do snu, odnajdując w takiej metaforze ukojenie swoich obaw:
(…) Już sen, który jest twoim obrazem jedynie,
Jakże miły: tym bardziej więc musisz być miła,
Aby ciała spoczynek, ulga duszy była
Przynętą, która ludzi wabi w twe pustynie (…).
Dostrzegając paralelę pomiędzy snem i śmiercią – stanami spoczynku ciała i swobodnego lewitowania duszy, która wciąż funkcjonuje, niezależnie od fizycznego bezwładu – podmiot liryczny odnajduje w niej specyficzną rozkosz, przełamując tym samym instynktowny lęk ludzkości przed niebytem. Uważając te dwa stany za tożsame, a różniące się jedynie swoim wymiarem czasowym, postrzega Donne śmierć raczej wyzwolenie świadomości z okowów zmysłów niż zjawisko graniczne, ostateczne i straszne w swojej nieuchronności. Przez użyte porównanie wskazuje również na „tymczasowość” umierania, odbiera tym samym owemu procesowi jego demoniczność i powagę.
W swoim oswajaniu śmierci postępuje poeta dalej w kolejnym tetrastychu:
(…) Losu, przypadku, królów, desperatów sługo,
Posłuszna jesteś wojnie, truciźnie, chorobie;
Łatwiej w maku czy w czarach sen znaleźć niż w tobie
I w twych ciosach; więc czemu puszysz się tak długo? (…).
Śmierć okazuje się ślepym sługą, nie zaś straszliwą kostuchą kroczącą przez świat z kosą i wybierającą sobie kolejne ofiary – tym samym podmiot liryczny zaprzecza jej potędze, oddając przypisywaną jej moc decyzyjną losowi, przypadkowi, ale też królom i desperatom, a więc uczestnikom świata ziemskiego. Śmieć nie stanowi tutaj również źródła zupełnego wyzwolenia człowieka z ciała i zmysłów, to bowiem łatwiej znaleźć w środkach odurzających stworzonych – nie ma ona zatem żadnej zupełnie nadzwyczajnej mocy ani, ostatecznie, znaczenia. Stąd też wynikający poniekąd z treści buńczucznego wyzwania, ale nadal zaskakujący swoim zdecydowaniem, końcowy dystych wiersza
(…) Ze snu krótkiego zbudzi się dusza człowieka
W wieczność, gdzie Śmierci nie ma; Śmierci, śmierć cię czeka.
Podmiot liryczny powraca więc do przywołanej wcześniej metafory śmierci jako snu konkludując, że stan fizycznego obumierania jest jedynie etapem przejściowym w drodze ku wieczności, gdzie – paradoksalnie – śmierć pożre samą siebie, uśmierci się sama z braku innych możliwości.
W ten sposób zdecydowanemu odgraniczeniu ulegają dwa światy: świat doczesny, ulegający potędze Śmierci oraz świat wieczny, kpiący sobie z niej i zupełnie niezależny od jej wyroków. Z owego rozgraniczenia nie wynika jednak poczucie rozdarcia czy zagubienia jednostki – wyzwanie rzucone niby-ostateczności tchnie optymizmem i głęboką wiarą w nadejście świata, w którym nie będzie już strachu, tymczasowości i rozkładu.