John Donne, Sonet XIV - interpretacja i analiza wiersza

John Donne stał się jednym z najważniejszych twórców niezwykle ciekawego, nośnego znaczeniowo oraz artystycznie inspirującego nurtu w angielskiej poezji czasów baroku, nazwanego później poezją metafizyczną. Jej przedstawiciele, najczęściej ludzie głęboko wierzący, ale jednocześnie mające za sobą skomplikowane życie, szukali w twórczości drogi wyrazu dla targających nimi sprzecznych pragnień oraz wizji świata doczesnego, gdzie wielkość i nicość ścierały się na każdym kroku walcząc zacięcie o duszę człowieka.

Motyw walki właśnie posłużył Donne'owi za kanwę dla „Sonetu XIV” – w myśl barokowego konceptyzmu nie został on jednak wykorzystany w sposób oczywisty i łatwy do przewidzenia. Podmiot liryczny zwraca się bowiem w otwierającej jego wypowiedź inwokacji do Boga z bardzo nietypową prośbą:

Zmiażdż moje serce, Boże, jak zmurszałą ścianę,
Którąś tchem, blaskiem dotąd muskał potajemnie,
Naprawiał; niech mnie Twoja moc złamie i zemnie,
Spali, odnowi; zwal mnie z nóg – dopiero wstanę (…).

Paradoksalnie – nadawca tego apelu nie kieruje więc do Stwórcy błagania, by chronił go „od wszystkiego złego”, ale czyni trzonem niecodziennej modlitwy... prośbę o destrukcję. Bóg był dotąd obecny w jego życiu, ale w sposób niezwykle dyskretny i trudny do zauważenia – jak nikły promień padający z rzadka na zmurszałą ścianę i użyczający jej tylko niewielką część swojej światłości. Owa „potajemna”, nie narzucająca się ingerencja to dla podmiotu lirycznego zbyt mało – pragnie on, by Bóg zniszczył go całkowicie, „spalił” swoją światłością tak, aby mógł następnie na gruzach niedoskonałego bytu zbudować byt zupełnie nowy, doskonały, nie wymagający ciągłych ulepszeń.

Nagromadzenie czasowników związanych ze zniszczeniem potęguje dramatyzm tej części wypowiedzi podkreślając również, iż podmiot liryczny oddaje się w ręce Stwórcy bez reszty i z ostateczną ufnością pozwalając, by Bóg postępował z nim, jak tylko uzna za stosowne.

Drugi tetrastych ma już charakter o wiele bardziej stonowany i spokojny, choć nadal czerpie z metafory toczenia wojny:

(…) Jam jest miasto zdobyte, innemu poddane,
Trudzę sie, by Twą odsiecz wpuścić, lecz daremnie,
Rozum, co miał mnie bronić, Twój namiestnik we mnie,
Wzięty w niewolę, zdradza miasto pokonane (…).

Domyślamy się, iż owym nieubłaganym najeźdźcą i okupantem duszy podmiotu lirycznego jest grzech, z którego ten pragnąłby się wyzwolić, jego siły są jednak zbyt skromne na stoczenie samodzielnej batalii. Prosi więc Boga, by szturmem wdarł się do jego serca i przemocą wypędził stamtąd owego największego wroga, nawet jeśli rozum, który miał być jego największym sprzymierzeńcem, okazał się zdrajcą, stale podsuwającym – czystej w gruncie rzeczy – duszy podmiotu lirycznego wątpliwości i grzeszne pragnienia. Nadawca owego dramatycznego apelu pozostaje więc rozdarty pomiędzy dwiema miłościami: tą, której pragnie i tą, która opętała go niezależnie od jego woli:

(…) Tak, kocham Cię, chcę Twojej miłości, lecz jeszcze
Ciągle Twój nieprzyjaciel jest mym oblubieńcem (…).

Poprzez metaforyczne odwołanie się do miłości zmysłowej podmiot liryczny czyni swój dylemat bardziej plastycznym, łatwiejszym do zrozumienia dla odbiorcy, który doskonale rozumie, jak dramatyczne może być rozdarcie pomiędzy osobą, która jest spełnieniem naszych pragnień a tą, która stanowi jej odwrotność, posiada jednak swój przewrotny, trudny do pojęcia urok.

Nadawca apelu wie, że od owej toksycznej miłości nie ma ucieczki, spod jej panowania nie jest bowiem w stanie wyzwolić go ani jego (słaba) wola, ani wskazania (ułomnego) rozumu. Stąd też paradoksalny, będący konceptem utworu, pomysł, aby ucieczki i wolności od owego opętania szukać w uwięzieniu właśnie, tyle że innego rodzaju:

(...) Rozwiedź mnie zatem, rozwiąż, rozerwij nareszcie
Ten węzeł, weź mnie w siebie, uwięź; swoim jeńcem
Gdy mnie uczynisz, wolność dopiero posiędę,
I tylko gdy mnie weźmiesz gwałtem, czysty będę.

Boża miłość jest więc dla podmiotu lirycznego tym, co godzi wszelkie niezgodności i odwraca strony równania jak w lustrzanym odbiciu: jej potencjalnie niszczycielska siła ma potencjał stwarzania, uwięzienie w niej – to prawdziwa wolność. Bóg dał nam wolną wolę, byśmy mogli samodzielnie wybierać między dobrem a złem, nie uczynił jej jednak dostatecznie silną, abyśmy widząc, co jest dla nas dobre, potrafili do końca wyrzec się złego.

Podmiot liryczny uroczyście zrzeka się swojego prawa do wyboru, spodziewając się znaleźć prawdziwe szczęście w uwolnieniu od owego ciężkiego wyzwania, jakim jest ludzka wolność.

Polecamy również:

  • Sonet XIV - treść wiersza

    Zmiażdż moje serce, Boże, jak zmurszałą ścianę,Którąś tchem, blaskiem dotąd muskał potajemnie,Naprawiał; niech mnie Twoja moc złamie i zemnie,Spali, odnowi; zwal mnie z nóg - dopiero wstanę.Jam jest miasto zdobyte, innemu poddane,Trudzę się, by Twą odsiecz wpuścić, lecz daremnie,Rozum, co miał mnie... Więcej »

Komentarze (0)
Wynik działania 1 + 1 =
Ostatnio komentowane
• 2025-03-08 02:40:40
cycki lubie
• 2025-03-05 14:35:07
bardzo to działanie łatwe
• 2025-03-03 13:00:02
Jest nad czym myśleć. PEŁEN POZYTYW.
• 2025-03-02 12:32:53
pozdro mika
• 2025-02-24 20:08:01