![]() |
Witold Urbanowicz |
Kapitan Witold Urbanowicz dnia 5 września 1940 r. został dowódcą Dywizjonu 303 im. Tadeusza Kościuszki. Ten trzydziestoczteroletni mężczyzna, kiedy był jeszcze porucznikiem, latał w brytyjskim Dywizjonie 145. Dopiero później przeszedł do Eskadry Kościuszkowskiej. Jego wspaniałe zdolności przyczyniły się do mianowania go zastępcą Krasnodębskiego, pilota ciężko ranionego w wyniku zestrzelenia jego maszyny.
Postaci Witolda Urbanowicza poświęcony został rozdział „Lotnik bez skazy i lęku”, który przedstawia go jako najwybitniejszego z lotników walczących w Dywizjonie 303. Dowódca był „upersonifikowaniem metalu” – odznaczał się niesamowitymi nerwami, miał bystre oko i zawsze cechował się nieugiętą postawą.
W 1939 r. Urbanowicz był instruktorem i wychowawcą w Centrum Wyszkolenia Lotnictwa. Kiedy wybuchła II wojna światowa, wyruszył do Rumunii wraz z oddziałem podchorążych, by tam kontynuować szkolenie. Jednak nie mógł żyć z myślą, że w obliczu zagrożenia ojczyzny nie prowadzi aktywnej walki. Prędko wrócił do Polski i dołączył do boju. Wkrótce dostał się do niewoli, lecz udało mu się uciec i ponownie dotrzeć do Rumunii, gdzie podjął olbrzymi wysiłek, który miał na celu przetransportowanie wszystkich jego żołnierzy do Francji. W końcu mu się to udało.
Był styczeń 1940 r., kiedy Urbanowicza wysłano do Wielkiej Brytanii. Wtedy dołączył on do tamtejszych dywizjonów, a już w sierpniu, lecąc jako ochotnik, zestrzelił pierwszego wroga. Dokonał tego w czasie mrożącego krew w żyłach pościgu (wpadł w całą grupę niemieckich myśliwców, ale zrobił to tak szybko, że nieprzyjaciel nie rozpoznał jego zamiarów).
Witolda Urbanowicza jako dowódcę i lotnika cechowały: trafność decyzji, szybkość reakcji, olbrzymia odwaga i niesamowita zaciekłość. Warto zaznaczyć, iż w ciągu trzech dni kończących wrzesień, gdy potęga Niemiec słabła, dowódca Dywizjonu 303 zestrzelił aż dziewięć wrogich samolotów. Wielokrotnie osiągał wielkie sukcesy w czasie bitew, co skutecznie zwróciło na niego uwagę Anglików, którzy po zakończeniu bitwy o Anglię zatrudnili go w dowództwie swojej Grupy Myśliwskiej.
Witold Urbanowicz był żołnierzem niezwykle oddanym sprawie, odznaczał się wielkim poczuciem obowiązku. Gdy Czech Frantiszek często łamał szyk bojowy, samodzielnie polując na nieprzyjaciół, nie wahał się zaprosić go na poważną rozmowę, chociaż lotnikiem tym zainteresowane były angielskie dywizjony. Po krótkiej wymianie zdań z Urbanowiczem Czech przez dwa tygodnie trzymał się zasad – co, uwzględniwszy osobowość Frantiszka, było niemałym sukcesem.
W czasie jednej z podniebnych potyczek Urbanowiczowi zaczynało brakować paliwa i naboi. Wylądował wtedy na jednym z brytyjskich lotnisk. Wielkie było jego zdziwienie, gdy zastał żołnierzy angielskich bezpiecznie siedzących w bunkrze, popijających herbatę. Zachęcany, by do nich dołączył, stanowczo się sprzeciwił, domagając się paliwa i pocisków. Wkrótce wzbił się w powietrze, lecz nie mógł przestać myśleć o postawie sojuszników.
Arkady Fiedler nazywa Witolda Urbanowicza najlepszym z najlepszych – prawdziwym asem przestworzy. Sylwetka Polaka zarysowana została w taki sposób, że ze zdaniem autora „Dywizjonu 303” po prostu nie można się nie zgodzić. Niewątpliwie dowódca był prawdziwym bohaterem, a jego wkład w zwycięstwo aliantów naprawdę poważny.