Niewidoma dziewczynka ma około ośmiu lat, ciemne włosy i ładną twarz.
Wprowadza się do mieszkania naprzeciwko kamienicy pana Tomasza, gdzie mieszka razem ze swoją matką i jej przyjaciółką. Mama dziewczynki zajmuje się szyciem, natomiast druga kobieta jest pończoszniczką. Postanowiły one połączyć siły, by poprawić swoją sytuację materialną – dlatego wynajęły wspólnie mieszkanie w jednej z warszawskich kamienic.
Dziewczynka jest niewidoma od dwóch lat. Wzrok straciła wskutek choroby. Przez kilka dni trawiła ją wysoka gorączka, a gdy wreszcie zaczęła wracać do siebie, okazało się, iż nie widzi. Początkowo istniała nadzieja, że z biegiem czasu wzrok powróci. Jednak mimo że dziecko wzmacniało się fizycznie, nie było żadnej poprawy.
Nadzieja dziecka na odzyskanie wzroku słabła z każdym dniem, tak samo jak pamięć o kolorach i kształtach:
(…) Stopniowo pamięć wzrokowych wrażeń poczęła się zacierać w dziewczynce. Czerwona wiśnia stała się dla niej wiśnią gładką, okrągłą i miękką (…).
W końcu dziecko nauczyło się poznawać świat za pomocą pozostałych zmysłów:
(…) Uwaga jej skierowała się na zmysł dotyku, powonienia i słuchu. Jej twarz i ręce nabrały takiej wrażliwości, że zbliżywszy się do ściany, czuła o kilka cali lekki chłód. Zjawiska odległe oddziaływały na nią tylko przez słuch. Przysłuchiwała się więc po całych dniach (…).
Wkrótce dziewczynka przestała odróżniać dzień od nocy: „Dla niej dzień i noc zlały się w jedno i trwały zawsze (...)”.
Przed zmianą mieszkania dziewczynka mieszkała pośród zieleni, gdzie nie brakowało jej doznań pozawzrokowych. Mogła chodzić po całym domu, piwnicy oraz poddaszu. Wszystkiego dotykała rękoma i wszystkiemu się przysłuchiwała. Gdy zamieszkała naprzeciwko pana Tomasza, sytuacja diametralnie się zmieniła. Nie mogła już spacerować po domu, a ilość bodźców dźwiękowych, jaka do niej docierała, była niewielka. Dziewczynka smutniała z każdym dniem: „(...) Lecz nawet rozszerzona sfera zmysłów niższych nie mogła kalece zastąpić wzroku. Dziewczynka uczuła brak wrażeń i zaczęła tęsknić (...)”.
Jedyną rozrywką było dla niej „wpatrywanie się” w słońce:
(…) gdy dziewczynka skierowała na nie [na słońce] przygasłe oczy, zdawało jej się, że coś widzi. W wyobraźni budziły się cienie kształtów i barw, ale takie niewyraźne i pierzchliwe, że nic przypomnieć sobie nie mogła (…);
(…) Jedyną jej przyjemnością było wpatrywanie się w słońce, które przecież nie zawsze jednakowo świeciło i bardzo prędko kryło się za domami (…).
Cisza, jaka panowała na podwórku, była dla dziecka męcząca i przygniatająca:
(…) dla niewidomej zmiana miejsca była prawdziwym nieszczęściem. (…) Nie słyszała śpiewu ptaków ani drzew, na podwórku panowała straszna cisza. Nigdy tu nie wstępowali handlarze starzyzny, ani druciarze, ani śmieciarki. Nie puszczano bab, śpiewających pieśni pobożne, ani dziada, który grał na klarnecie, ani kataryniarzy (…).
Brak odgłosów powodował, iż dziecko było „coraz mizerniejsze”. Kiedy, dzięki przeoczeniu nowego stróża, na podwórku pojawia się kataryniarz, dziewczynka słysząc dźwięki muzyki zaczyna tańczyć i klaskać w dłonie:
(…) Blada jej twarz zarumieniła się, usta śmiały się, a pomimo to z zastygłych oczu płynęły łzy jak grad. Ona, biedactwo, w tym domu spokojnym, dawno już nie doświadczyła tylu wrażeń! (…).