Na początku autor wspomina pewne wakacje, podczas których przeczytał wszystkie dramaty Williama Szekspira. Lektury te okazały się mieć duży wpływ na jego późniejsze wybory czytelnicze. Autor obrał za metodę kierowanie się literacką klasą angielskiego pisarza. Po wielu latach dostrzega jednak, że nie był to najtrafniejszy sposób selekcji literatury wysokiej. Między innymi ze względu na epokowe zmiany w kulturze czytelniczej, okolicznościach dziejowych, które wpływały na styl i sposób pisania. Pisarstwo i wydawnictwo poszło w kierunku wielkiego przemysłu i produkcji. Jest to dosyć gorzka refleksja mówiąca o tym, że współcześnie by rynek wydawniczy mógł przetrwać musi opierać się na promowaniu kultury masowej, popularnej i w gruncie rzeczy – przeciętnej.
Maleją również potrzeby czytelnicze ludzi sięgających po książkę. Staje się ona sposobem na spędzenie wolnego czasu, rozrywką, a nie głębokim doświadczeniem intelektualnym.
Metoda autora eseju nie przyda się także osobom zawodowo związanych z literaturą czyli wydawcom, dziennikarzom, redaktorom itp., którzy zmuszeni są do czytania wszystkiego co pisane.
Autor zauważa również panującą przymusową konieczność klasyfikacji dzieł i och twórców. Ten proces determinują coroczne nagrody literackie i plany wydawnicze na dany rok. Wielkie autorytety krytyczne omawiają głośno najwybitniejsze dzieła literatury, a twórcy pomniejsi, mniej ambitni recenzowani są w lokalnych czasopismach – do takich należą m.in. powieści kryminalne, nakierowane na niezbyt wymagającego odbiorcę, np. kobiety prowadzące dom, poszukujące chwilowego wytchnienia od rzeczywistości. Ta grupa książek dzieli się znów na dwie kategorie: dla ubogich i bardziej zamożnych, a każde z nich poddawane są innymi standardom wydawniczym. By zatem dobrze powieść sprzedać, należy ją odpowiednio zaklasyfikować i zareklamować.
Autor zastanawia się także, czym kierują się recenzenci oceniający przynależność tekstu do danej kategorii. Przypuszcza, że jest to kwestia intuicyjna. Stempowski stwierdza, że najlepszym warsztatem krytycznym operują niemieckie instytucje. Rozważa czy ma sens analiza stylu literackiego pisarza, ponieważ jest ona niewystarczająca do oceny całości wartości dzieła.
Ważny aspektem oceny wydaje się być rola scenerii w dziełach literackich – warto tu odwołać się do mistrzów malarstwa klasycznego.
W następnych fragmentach pisarz opisuje absurd, jakiego dopuszczała się władza, próbując samodzielnej decydować kto należy do grupy wartościowych artystów, a kogo należy odrzucić. Mistrzów słowa zestawiano z amatorami. Autor dochodzi do refleksji, że świadomość wzorów literackich i odpowiednie wykształcenie jest konieczne by móc mianować się krytykiem literackim i decydować, który tekst ujrzy światło dziennie, a który się nie nadaje.
Kolejną myślą Stempowskiego jest kwestia połączenia fachowości warsztatu literackiego z twórczą wyobraźnią pisarza, nadającą dziełu polotu i atrakcyjności – te dwie cechy nie zawsze idą ze sobą w parze.
Co do tytułowych granic literatury, w kwestii autorstwa zdaje się ona nie posiadać ich wcale. Za pisanie biorą się bowiem przedstawiciele różnych grup społecznych, zawodów oraz o różnorodnym wykształceniu. Jednak nawet straganowi opowiadacze historii mają nieraz talent i wyobraźnię większą niż najpilniejszy student literatury próbujący swoich sił w pisarstwie.
Autor wspomina o panującym poglądzie, że o przynależności tekstu do kategorii literatury decyduje stosunek czytelników do niego. Watek ten poruszał Montaigne w swoich Esejach.
Pisarz stwierdza, że hedonistyczna koncepcja literatury (promująca czytanie dla przyjemności i miłych doznań) pozwala na kategoryzację grupy czytelników, ich gustów, może nawet na periodyzację literatury. Teoria ta zdobyła popularność zwłaszcza wśród badaczy szukających w literaturze odniesień socjologicznych. Nie znaczy to jednak, że nie jest kontrowersyjna – czy biorąc pod uwagę jedynie przyjemność czytelników nie poszerzamy niebezpiecznie granic prawdziwej literatury? Patrząc na czasy współczesne, literatura musiałaby składać się jedynie z romansów i kryminałów. Poza tym, oznaczałoby to wykluczenie z grona utworów literackich autorów starożytnych i klasycznych, niezbyt popularnych wśród dzisiejszych odbiorców. Odrębną kwestią jest stała obecność wzorów klasycznych we współczesnych tekstach, z czego przeciętny czytelnik rzadko kiedy zdaje sobie sprawę.
W końcowej refleksji Jerzy Stempowski zastanawia się czy nie prościej byłoby uznać za literaturę pozycje, które wymieniają podręczniki historii literatury. Radzi również, by do czasu rozstrzygnięcia tych sporów, w doborze lektury kierować się indywidualnymi upodobaniami i potrzebami intelektualnymi.