zbratany z naturą, a więc z tem, co jest najpiękniejsze na ziemi. Prawda, żono, że zdanie moje podzielasz?
— Ach! ty niedołęgo! — wykrzyknęła kobieta — wrócę do rodziców, żyć z tobą nie będę! Nie mam garnczka do gotowania a ten nie poprosił o to swej rybki!
— Nie idź! — wstrzymywał ją rybak, — pędzę do morza i będziesz miała ów garnczek! Przebacz, żem tego odrazu nie zrobił.
Szybko biegł rybak nad morze, chociaż nie bardzo mu to było miło, iż nagrodę za życie rybki odbierać zamierza...
Stanąwszy nad brzegiem morza, zawołał:
— Ach! jak tu pięknie! jak te fale w słońcu migocą!
Padł zachód, zaróżowił morze, a on zapomniał po co przyszedł, wzrok ku niebu skierował i na obłoki bujające po przestworzu, patrzał.
Zimno i wilgoć z fal płynąca, ocuciła go z zachwytu, przypomniał sobie o garnczku i zawołał:
- „O morze, morze, w twoim otworze, jest złota rybka, niech wyjdzie chybka“.
Zaszumiało morze, zahuczały fale wyszła rybka, pytając: — Czego chcesz, dobry rybaku?
— Ach! królowo morza! — wyszeptał nieśmiało zapytany — żona moja gniewa się i grozi, iż wróci do rodziców, jeśli nie będzie mieć garnka do gotowania.
— Idź spokojnie do domu! — rzekła rybka, a prośba twoja będzie spełniona!
Idzie rybak do domu i widzi, że na kominie stoi całe gospodarstwo. Nietylko garnek, ale rondle, patelnie, talerze, wszystko nowiuteńkie, prześliczne...
— No, teraz chyba jesteś już zadowolona! — zawołał rybak z radością — masz całe gospodarstwo, Maryniu!
— Wielka mi rzecz! — odparła żona ze złością — mam garnki, ale nie mam czego włożyć do naczyń. Kartofle nieokraszone, ani kawałki ryby lub mięsa!
Do widzenia ci! wrócę do swych rodziców!
— Ależ Maryniu! przerwał jej rybak — Idę już, idę po zapasy dla ciebie. Poproszę złotej rybki natychmiast.
I pobiegł czemprędzej, a stanąwszy nad brzegiem morza zawołał:
- „O morze, morze, w twoim otworze, jest złota rybka, niech wyjdzie chybka“.
Otwarły się fale, wyszła rybka, pytając:
- „O morze, morze, w twoim otworze, jest złota rybka, niech wyjdzie chybka“.
— Czego chcesz, dobry człowieku?
— Ach, królowo morza, jakże mi wstyd, jak ci się narzucać, ale cóż pocznę? Żona mi każe... Przebacz! Prosi, abyśmy mieli żywność...
— Ależ dobrze, idź śmiało do domu!..
Rybak powrócił do chaty i cóż ujrzał?
Pełne szafy masła, jaj, chleba, prócz tego po podwórzu spacerowały kury, kaczki, indyk rozkładał wspaniały swój ogon, a gęsi kroczyły z powagą. W obórce stała krówka z cielątkiem, a na trawie pasło się stado owieczek.
— No, teraz już chyba będziesz zadowolona! — wykrzyknął rybak do żony — co tu wszystkiego?
— Nie tak znów bardzo, — odezwała się rybaczka, — czyż można porównać naszą chatę z domem mych rodziców? Wrócę do nich stanowczo...
— Chcesz więc, żebym prosił rybkę o dom dla ciebie wspaniały? Dobrze, już idę...
I ze spuszczoną głową szedł znów nad brzeg morza, zawstydzony swojem natręctwem.
Stanął, i wygłosiwszy zwykłe słowa, poczekał.
Z głębi morza wynurzyła się złota główka królowej, a cieniutki jej głosik zapytał: — Czego żądasz rybaku?
— Wstyd mi doprawdy tak nadużywać dobroci, ale cóż pocznę? Żona każe i grozi mi opuszczeniem, jeśli porządnego domu nie będzie miała.
— Ależ dobrze, z największą chęcią, — zawołała rybka, — idź rybaku spokojny do domu.
Rybak idzie i znaleźć swej chaty nie może, bo i niema jej wcale.
Na miejscu chaty stoi dwór wspaniały, służba kręci się po podwórzu, a żona wydaje rozkazy.
Stanął zachwycony tym widokiem, wreszcie podszedł do żony i spytał:
— Chyba teraz jesteś zadowolona, Maryniu? Już ci niczego chyba do szczęścia nie brakuje... Nieprawdaż?
— Tymczasem, jestem zadowolona co zaś będzie dalej, tego nie wiem... Nudzi mię trochę to ciągłe czuwanie nad gospodarstwem.